Budzi mnie lekkie szturchanie w ramię.
Uchylam powieki i zauważam nad sobą Clarę.
- Buenos dias. - mówi, uśmiechając się do mnie ciepło.
- Dzień dobry. - odpowiadam zachrypniętym głosem i przeciągam się. - Są rodzice ? - pytam, podnosząc się do pozycji siedzącej i pocierając zaspane oczy.
- Nie kochanie. - odpowiada, gładząc mnie po plecach. - Wyszli około piątej nad ranem.
- Oh. - wzdycham, nieco zawiedziona.
- Zejdź zaraz na dół. Śniadanie jest już gotowe. - oznajmia, po czym wychodzi z mojego pokoju.
Dźwigam się z łóżka, wchodzę do garderoby, pociągam za metalowy sznureczek, by zapalić światło w pomieszczeniu i zaczynam się zastanawiać co na siebie dziś włożyć. Ostatcznie wybieram zwykłe dzinsy i brzoskwiniowy top. Nakładam na rzęsy maskarę, a na powieki cień, po czym rozczesuję swoje rude włosy.
Chwytam torebkę, wyciągam z niej karteczkę, którą wczoraj znalazłam w szafce i jak wszystkie znalezione listy chowam go w małej skrzyneczce, którą ukrywam na najwyższej półce w garderobie za pudełkami po butach.
Pakuję książki oraz pieniądze na wycieczkę do torebki, wkładam na stopy trampki i wychodzę z pokoju.
Wkraczam do kuchni, siadam przy blacie i zaczynam jeść przygotowane przez Clarę gofry z marmoladą.
Po śniadaniu opuszczam dom, wsiadam do samochodu i jadę w stronę szkoły.
Na parkungu szkolnym zatrzymuję się dokładnie pięć minut później i wychodzę z pojazdu. Przed wejściem do budynku mijam się z Finn'm, który mnie przypadkowo potrąca. Chłopak chwyta mnie szybko w swoje ramiona, chroniąc od upadku.
- Przepraszam. - mówi, spoglądając mi prosto w oczy.
Nigdy nie byłam tak blisko niego i dopiero teraz mogę zauważyć, jak pięknie świecą się jego zielone oczy. Finn ma bardzo delikatną urodę, i dobrze wiem, że nie jedna dziewczyna w naszej szkole zazdrości mu jego pełnych, malinowych usts i długich rzęs.
- Nic ci nie jest ? - pyta brunet i uwalnia mnie od swojego uścisku.
- Wszystko w porządku. - mówię, uśmiechając się i wygładzając swoją bluzkę.
Zauważam na ziemi jakiś mały skrawek papieru, więc podnoszę go. Dziwię się, gdy widzę, że napisany jest na nim mój adres.
- To moje. - mówi Finn i odbiera mi kartkę. - Jeszcze raz przepraszam. - Chłopak spusza głowę, przygryzając wargę, poprawia plecak i odchodzi.
Nie wiem dlaczego, ale odprowadzam go wzrokiem, aż do bramy za którą znika. Zastanawiam się tylko dlaczego wychodzi ze szkoły, skoro pierwsze zajęcia mamy razem. Ciekawi mnie jeszcze to, dlaczego miał mój adres. Będę musiała zadzwonić do Clary.
Odwracam się i wchodzę do szkoły. Od razu kieruję się do szafki. Gdy dochodzę na mijesce, szybko otwieram szafkę i zauważam w niej mały zgięty papierek, który sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Rozprostowuję kartkę i czytam: "Już zawsze będziemy się mijać bez gestu i słowa, ale mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś popatrzymy sobie w oczy, pocałujemy się i będzie tak cudownie, że aż nierealnie".
Nie wiem co o tym myśleć. Wnioskując po tych słowach ten ktoś ewidentnie się we mnie zakochał na zabój. A najgorsze jest to, że nie mam pojęcia kto to jest. W sumie to chciałabym się dowiedzieć kto zostawia te liściki. Muszę znów zacząć szukać. I tym razem się nie poddam.Wszystkie cztery lekcje mijają mi bardzo szybko. Gdy kończą się ostatnie zajęcia, chcę zanieść panu Smithowi pieniądze na wycieczkę, dlatego ruszam w stronę sali teatralnej, ponieważ wiem, że prowadzi on tam zajęcia pozalekcyjne dla uzdolnionych muzycznie uczniów.
Gdy wchodzę na salę zauważam, że jest tu całkowicie ciemno i omało nie przewracam się schodząc na dół po schodach, w stronę sceny, która jako jedyna jest oświetlona.
- Finn Allen ! - słyszę krzyk pana Smitha, dochodzący spod sceny.
Zatrzymuję się mniej wiecej po środku sali, a na scenę wchodzi Finn, niosący w rekach jakieś kartki. Myślałam, że wyszedł rano ze szkoły i już nie wrócił.
Brunet siada przy fortepianie, kładzie kartki na stojaku i rozprostowuje palce.
Postanawiam teraz nie przeszkadzać, więc siadam na fotelu w przypadkowym rzędzie.
Po którkiej chwili Finn naciska pierwsze klawisze, a dźwięk rozchodzi się po sali, aż dociera do moich uszu. Od razu rozpoznaję piosenkę, a kiedy chłopak zaczyna śpiewać cała się rozpływam. Upajam się jego anielskim głosem, który sprawia, że przez moje ciało przechodzą dreszcze, a włoski na rękach stają dęba.
Finn rozgląda się po sali, wciąż śpiewając i grając. Wiem, że mnie nie widzi, ponieważ reflektory świecą mu prosto w oczy.
Gdy chłopak kończy piosenkę, podrywam się z miejsca i zaczynak głośno klaskać.
Finn i pan Smith odwracają głowy w moim kierunku, a ja niemal zbiegam po schodach na sam dół.
- Co ty tu robisz Carmen ? - pyta nauczyciel. - Chcesz brać udział w moich zajęciach ?
- Um, nie. Raczej się nie nadaję. Kiepsko śpiewam i nie umiem grać na żadnym instrumenie. - mówię, parskając śmiechem i spoglądając na Finna, stojącego na scenie. - Przyszłam tylko dać panu pieniądze na wycieczkę.
Zaczynam szperać w torebce, po chwili wyciągam dwa studolarowe banknoty i wręczam je nauczycielowi.
- Dziekuję. - mówi, chowając banknoty w swoim neseserze. - Jesteś pewna, że nie chcesz do nas dołączyć ?
- Chciałabym, ale jak już mówiłam, nie potrafię śpiewać, ani grać.
- Po to właśnie tu jesteśmy, żeby nauczyć się czegoś i próbować nowych rzeczy. - tłumaczy pan Smith.
- Właściwie to mogłabym spróbować !
- Super. W takim razie zapraszam cię na kolejne zajęcia, za tydzień.
- Dobrze. - przytakuję z uśmiechem.
- Muszę ci jescze powiedzieć, że każdy w naszej grupie musi dobrać sobie osobę z którą będzie mógł ćwiczył duety. A skoro partnerka Finna się rozchorowała, ty ją zastąpisz.
- Z chęcią. - uśmiecham się do chłopaka stojącego na scenie.
- Finn jest tutaj jednym z najlepszych śpiewaków, więc będzie idealnym partnerem dla ciebie. - mówi.
Cieszę się, że tutaj przyszłam ponieważ już od jakiegoś czasu chciałam dołączyć do jakiejś grupy.
- Finn chciałbyś być z Carmen w parze ? - pyta nauczyciel, spoglądając na chłopka.
- Eee, myślę że tak. - odpowiada, nieco niepewnie.
- Świetnie ! Uzgodnijcie to miedzy sobą... A ja poproszę kolejną osobę ! Kate Brown na scene !
Finn zbiera swoje kartki, chwyta swój plecak i zbiega ze sceny, po czym podchodzi do mnie. Utrzymuje dystatns, trochę za duży jak na mój gust. Wygina sobie nerwowo palce i cały czas wpatruje się w swoje buty. Nie wiem dlaczego Finn boi się utrzymywać ze mną kontaktu wzokowego.
- Cóż... - zaczynam, poprawiając torebkę na ramieniu. - Finn powiedz mi co teraz robicie na zajęciach ? - pytam, ruszając w górę po schodach.
Chłopak pomału podnosi głowę i spogląda na moją twarz. Utrzymuję uśmiech na twarzy, by go do siebie nie zrazić, bo najwyraźniej chłopak nie jest do mnie przekonany.
- Um, pan Smith przygotowuje nas do konkursu muzycznego. - mówi cicho.
- Bierzesz w nim udział ?
- Raczej nie. - rzuca.
- Dlaczego ?
- Ponieważ Holly ma zapalenie migdałków i nie mam z kim wystąpić.
- Ja mogę ją zastąpić. - mówię, a Finn spogląda na mnie zaskoczony. - Lub przynajmniej spróbować. - chichoczę.
- Chciałbyś ? - pyta niedowierzając.
- Jasne ! Ale najpierw musisz mnie nauczyć śpiewać. - uśmiecham się.
Finn rumieni się, opuszcza głowę i unosi kąciki ust. W jego policzkach zauważam urocze dołeczki. Wstyd się przyznać, ale pierwszy raz od trzech lat rozmawiam z Finnem oraz widzę, jego uśmiech. Zaczynam żałować, że przez cały czas traktowałam go jak powietrze. Czas nadrobić stracony czas. Chcę przyjaźnić się ze wszystkimi w szkole, a w tej chwili został mi tylko Finn.
- To kiedy się umawiamy ? - pytam.
- Jak to umawiamy ? - pyta, patrząc na mnie zdziwiony.
- No na lekcję śpiewu.
- Oh. Nie wiem. - wzrusza ramionami. - Może jutro o pierwszej ?
- Świetnie.
Wychodzmy razem z sali i ruszamy pustym korytarzem w stronę wyjścia. Przez okno zauważam, że na dworze pada deszcz, a wiatr kołysze drzewami. Nagle przypominam sobie, że Finn nie ma swojego samochodu i zawsze przyjeżdża do szkoły autobusem.
Zatrzymuję się i chwytam go za rękę, zmuszając go do tego samego. Finn cały się spina, gdy nasze dłonie się dotykają.
- Potrzebujesz podwózki ? - pytam, patrząc przez okno na zawieruchę panującą na dworze.
- Poradzę sobie. - odpowiada.
- Gdzie mieszkasz ?
- Na Beaver Street.
- Codziennie tamtendy przejeżdżam ! - mówię z uśmiechem. - Z chęcią cię podwiozę.
- Nie chcę sprawiać kłopotu.
- Nie gadaj głupstw i chodź. - mówię, ciągnąć go za rękę w stronę wyjścia.
Finn wkłada rękę do torby i zaczyna w niej grzebać, a kiedy przechodzimy obok szafek, zatrzymuje się. Spoglądam na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Coś nie tak ? - pytam, kładąc dłoń na jego ramieniu, przez co się wzdryga.
- Ja tylko... - urywa i macha zrezygnowany ręką. - Nie ważne.
Wzruszam ramionami i wychodzimy z budynku. Przecinamy parking sprintem i stajemy obok mojego samochodu.
- Dobrze, że zamknęłam dziś dach. - mówię ze śmiechem, otwierając drzwi od auta. - Bo byśmy tutaj pływali.
Finn wydaje z siebie cichy śmiech i siada na miejscu pasażera, tuż obok mnie.
- Powinieneś częściej się uśmiechać. - mówię, gdy zapinamy pasy.
- Bez powodu ? To nie ma sensu.
- Zawsze znajdzie się jakiś powód do uśmiechu.
- Masz racje. - szepcze i spogląda na mnie kątem oka.
- Świat jest piękniszy, gdy ludzie się uśmiechają.
Wkładam kluczyk do stacyjki, odpalam silnik i odjeżdżam spod szkoły. Całą drogę siedziny w dość niekomfortowej ciszy, którą przerywa jedynie dźwięk kierunkowskazu, gdy skręcam na ulicę Finna.
- Zatrzymaj się tutaj. - mówi, wskazując na mały żółty domek, który wielkością przypomina mój salon.
Parkuję obok domu Finn, ale nie gaszę silnika.
- Dzieki za podwózkę.
- Nie ma za co. - uśmiecham się, a on odpina pasy. - To widzimy się jutro ?
- Tak.
- Powiedz mi jeszcze, gdzie.
- U mnie nie ma za bardzo warunków. - mówi chłopak, drapiąc się po głowie.
- To możesz przyjechać do mnie. Wiesz gdzie mnieszkam, tak ?
- Um... Nie.
Dziwi mnie to, że zaprzecza ponieważ sama rano widziałam, że ma kartkę z moim adresem.
Nachylam się nad skrzynią biegów, otwieram schowek i wyciągam z niego długopis oraz różową karteczkę samoprzylepną. Piszę na niej swój adres i numer telefonu, po czym podaję ją Finn'owi.
Chłopak wpatruje się przez chwilę w kartkę, a potem unosi wysoko brwi i spogląda na mnie.
- Mieszkasz na Jefferson Street ? - pyta zdziwiony.
- Tak. - odpowiadam, przytakując. - Myślałam, że wiesz.
Brunet przełyka głośno ślinę, po czym chowa karteczkę do tylnej kieszeni spodni i chwyta za klamkę.
- Do jutra. - mówię, ale nie uzyskuję odpowiedzi.
Nie rozumiem tego chłopaka. Dlaczego jest dla mnie taki oschły ? Przecież nic nie zrobiłam źle. Byłam miła i uśmeichałam się przez cały czas. Co mam jeszcze zrobić żeby go do siebie przekonać ?
Odjeżdżam dopiero, gdy Finn znika za drzwiami swojego domu.
Dojazd do mojej rezydencji zajmuje mi jakieś trzydzieści minut, ponieważ na moje nieszczęście trafiam na korek.
Gdy wjeżdżam za bramę zauważam samochód mojej mamy i taty, co mnie nieco szokuje. O tej porze piwinni być jeszcze w pracy.
Zatrzymuję się, wysiadam z auta i ruszam do domu.
Słyszę głos mojej mamy i Clary dobiegający z kuchni, więc idę tam od razu.
Matka siadzi na wysokim krześle barowym, przy kuchennej wyspie, sącząc czerwone wino. Gdy mnie zauważa natychmiast odstawia kieliszek, schodzi z krzesła i podchodzi, by mnie przytulić.
- Cześć córeczko. - mówi i odsuwa się ode mnie.
- Hej. - rzucam. - Co ty tu robisz ?
- Co prawda nie wypuścili nas wczoraj z pracy, ale dziś już tak ! Czyż to nie cudowne ? - mówi zadowolona i podekscytowana.
- Ta. To... super. - mruczę pod nosem i podchodzę do Clary, która kroi warzywa przy blacie. - Potrzebujesz pomocy ?
- Co ty robisz Carmen ? - pyta moja matka. - To jest praca Clary, nie twoja !
- Często przygotowuję z nią jedzenie. Lubię jej pomagać.
- No tego już za wiele. Nie możesz tego robić !
- Dlaczego ?
- Ponieważ nie chcę żebyś w przyszłości była gosposią. Bez obrazy Clara.
- Mamo, to że kilka razy coś ugotuję nie znaczy, że będę gosposią.
- Nie rób tego więcej.
Tak właśnie wygląda moja typowa rozmowa z matką. Prawie zawsze się musimy pokłócić o drobne rzeczy. I to zawsze ona musi mieć ostatnie słowo, nawet jeśli nie ma racji.
- Pomogę ci Clara. - mówię, chwytając nóż do ręki.
- Nie. - mówi kobieta, odbierając mi nóż. - Dam sobie radę panienko Carmen. Musi panienka odpocząć po dniu w szkole.
Wywracam oczami i wychodzę z kuchni. Przed schodami mijam się z ojcem, który nawet mnie nie zauważa, ponieważ nie odwraca wzroku od telefonu.
Tak to zazwyczaj wygląda. Kiedy rodzice są w domu zazwyczaj się kłócimy lub unikamy. To taka nasza rutyna. Już wolę przebywać w domu tylko z Carlą.
Wpadam do pokoju, rzucam torbę w kąt i rzucam się na łóżko.
Po niecałych dziesięciu minutach do mojego pokoju wchodzi Clara i oznajmia, że obiad jest już gotowy. Niechętnie schodzę z łóżka i ruszam z nią na dół.
Gdy zauważam kto siedzi przy stole z moim ojcem i matką mam ochotę uciec stąd i już nigdy nie wracać.
- Co ty się dzieje ? - pytam.
- Zapomniałam ci powiedzieć, że zaprosiłam państwa Graysonów z synem na kolację. - mówi matka.
- Dzień dobry państwu. - mówię bez entuzjazmu, a oni skinają głowami.
Chad podnosi się z krzesła, podchodzi do mnie i wręcza mi bukiet czerwonych róż.
- Co to ma być ? - pytam, krzywiąc się na widok kwiatów.
- Kwiaty. - mówi Chad. - Dla ciebie. - uśmiecha się.
- Nie lubię róż. - rzucam i wymijam go.
- Carmen ! Gdzie twoje maniery ? - pyta zdenerwowana matka.
- Przepraszam. - mamroczę, siadając przy stole ze skrzyżowanymi rękami.
- Clara włóż te kwiaty do wazonu. - mówi matka, biorąc od chłopaka róże i podając je Clarze.
Chad siada obok mnie i uśmiecha się szeroko.
- Z czego się tak cieszysz ? - pytam wkurzona.
- Z tego, że wreszcie zdecydowałaś się dać nam szansę.
- Co ?! - niemal wykrzykuję. - Nidy z tobą nie będę !
- Nigdy nie mów nigdy. - szczerzy się.
- Ugh, zamknij się.
Swój obiad jem w ciszy i szybko, ignorując każde pytanie Chada. Chcę się stąd, jak najszybciej wydostać.
Zamieram, gdy czuję na swoim udzie dużą dłoń Chada. Ściskam w dłoni nóż i rzucam mu morcercze spojrzenie, jednak on ani drgnie.
- Przepraszam. - mówie, odsuwając krzesło i wstając. - Ale muszę wyjść.
- Ale nie skończyłaś jeść. - mówi matka.
- Nie jestem głodna. - rzucam i opuszczam jadalnie, kierując się na górę, prosto do mojego pokoju.
Nie mija pięć sekund, a do mojego pokoju wpada Chad.
- Wyjdź stąd ! - mówię stanowczo, wskazując na drzwi.
- Chciałem porozmawiać. - mówi, zamykając drzwi i podchodząc do mnie, niebezpiecznie blisko.
- Proszę bardzo, mów. Masz minutę.
- Dlaczego mnie nie chcesz ?
- Ponieważ nie jesteś w moim typie.
- A jaki jest twój typ.
- Napewno nie taki, jak ty.
- Mów jaśniej.
- Nie lubię rozpieszczonych bachorów, którym zależy jedynie na kasie i reputacji.
Chad parska śmiechem.
- Ja taki nie jestem.
- Owszem jesteś. I udowadniasz to wszystkim, codziennie.
- Niby jak ?
- Przechwalasz się tym, że masz bogatych rodziców i że nigdy nie będziesz musiał pracować.
- Ty też masz bogatych rodziców.
- Ale się tym nie afiszuję.
- Będzesz się musiała do mnie przyzwyczaić.
- Dlaczego ?
- Powiem wprost - zaczyna. - nasi rodzice chcą żebyśmy byli razem.
- Co proszę ?! - wykrzykuję zaskoczona. - Nie ! Nigdy się na to nie zgodzę !
- Ale oni mówią, że...
- KONIEC ! - przerywam mu i pcham go w stronę wyjścia. - Wynoś się stąd ! Nie chcę cię więcej widzieć.
Wypycham go z pokoju i zatrzaskuję drzwi.
- Carmen. - słyszę jego wkurzający głos przez drzwi. - To może się udać. Mi się ten plan podoba.
Podchodzę do komputera, właczam muzykę i podgłaśniam ją ma maksa. Chcę zagłuszyć Chada i wszystko co wokoł mnie.
Postanawiam pójść pod prysznic, by trochę ostudzić emocje, które we mnie buzują.
Rozbieram się, wchodzę do kabiny prysznicowej, odkręcam kran i pozwalam chłodnej wodzie spływać po moim ciele.
Nie wyobrażam sobie być z Chadem z przymusu, bez powodu czy dlatego, że nie miałabym lepszej opcji. Być z kimś to nie tylko chodzić za rękę i często się spotykać, czy recytować oklepane wyznania miłosne. To jest coś o wiele więcej. To jest być blisko kogoś, jako człowiek. Znać jego nawyki, wiedzieć co go boli i jak mu pomóc. Być skutecznym lekiem na jego smutki, nie móc spać z tęsknoty.
Miłość musi być gorliwa i zaborcza, nie może być "ot tak". Nie może być monotonna jak codzienność, tylko dzika i nieokiełznana. Nie mówię, że musimy oddychać w tym samym tempie i rozumieć się bez słów. Nie ma dwóch idealnie dobranych osób. Ale te różnice, błędy, czynią z nich ludzi. To jest piękne. Kiedy dwoje najzwyklejszych ludzi którzy mają na swoich kontach zarówno wzloty i upadki zaczynają dzielić ze sobą życie.
Chciałabym spędzić resztę życia z kimś kogo naprawdę kocham.
Wychodzę z łazienki owinięta ręcznikiem, wyłączam muzykę, po czym kładę się na łóżku. Zasypiam martwiąc się co przyniesie jutro.