Nigdy nie chciałam taka być.
Rodziny się nie wybiera, a moją bym z chęcią zmieniła.
Moi rodzice są bardzo, ale to bardzo ambitni i zawsze dążą do perfekcji.
Wywierają na mnie ogromną presję oraz chcą bym była najlepsza ze wszystkich.
Według mnie to nie jest najważniejsze, ale ja tu nie mam nic do powiedzenia.
Do mojego pokoju wchodzi Clara - nasza gosposia - i obwieszcza:
- Śniadanie gotowe, panienko Carmen.
Clara jest imigrantką z meksyku i pracuje u nas odkąd pamiętam. Gdy byłam mała zawsze się ze mną bawiła i opiekowała się mną najlepiej, jak umiała. Clara jest dla mnie jak prawdziwa matka, której tak naprawdę nigdy nie miałam.
- Okej. - mówię, odchodząc od lustra i zawieszając sobie torebkę na ramieniu.
Schodzę z Clarą na dół i siadam przy stole w jadalni. Jestem sama. Moich rodziców prawie nigdy nie ma w domu. Nie dziwię się, w końcu matka jest lekarzem, a ojciec najlepszym prawnikiem w Jacksonville.
Clara kładzie przede mną tacę na której znajduje się szklanka soku pomarańczowego oraz niemały stosik naleśników, polanych syropem klonowym i obrzuconych kolorową posypką. Zawieszam torebkę na oparciu krzesła, przysuwam się do stołu i zaczynam jeść, podczas gdy Clara stara się zmyć plamę po czerwonym winie na naszej białej sofie.
- Dobrze spałaś ? - pytam, po czym biorę łyk soku.
- Tak panienko. - odpowiada.
- Wiesz, że nie musisz tak do mnie mówić, racja ? Rodziców nie ma. Możesz mnie nazywać normalnie... Carmen. - mówię, żując kawałek naleśnika.
- Tak wiem. Przepraszam, przyzwyczaiłam się. - uśmiecha się do mnie ciepło, a ja odpowiadam tym samym.
Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu. Wyciągam komórkę z torebki, a gdy tylko zauważam na ekranie zdjęcie mojej przyjaciółki Valerie, od razu odbieram.
- Gdzie ty jesteś Carmen ? - słyszę w słuchawce nieco poirytowany głos mojej przyjaciółki.
- Um... w domu. A gdzie miałabym być ?
- Obiecałaś, że po mnie przyjedziesz i przed szkołą wskoczymy do kosmetyczki !
- Szlag ! - wzdycham, po czym dopijam sok i chwytam torebkę do ręki. - Całkowicie o tym zapomniałam.
- Masz tu być za pięć minut, bo cofną nam rezerwację !
- Okej ! - mówię ruszając do drzwi i rozłączając się.
Zaglądam do torebki, próbując znaleźć kluczę do samochodu, ale nigdzie ich nie widzę.
- Clara ! - krzyczę, a ona zjawia się obok mnie w sekundę. - Widziałaś gdzieś klucze od auta ?
- Od kabrioletu ?
- Tak.
- Tutaj są. - mówi i podaje mi klucze z komody.
- Zginęłabym bez ciebie. - mówię z uśmiechem i całuję ją w policzek. - Wrócę do domu około trzeciej. - oznajmiam i wychodzę z domu, a raczej z wielkiej dwupiętrowej rezydencji w której dano mi mieszkać. Cholera, naprawdę wolałabym żyć normalnie.
Wsiadam do samochodu, rzucam torebkę na tylne siedzenie, zapinam pas i odpalam silnik. Wyjeżdżam z bramy i jadę w kierunku domu Valerie. Na moje nieszczęście trafiam na korek. To nie spodoba się Valerie.
Pod domem przyjaciółki staję dziesięć minut później i zauważam, że Valerie stoi przed swoim domem i wygląda na naprawdę wściekłą.
Wsiada do mojego samochodu.
- Cześć. - mówię ciepłym głosem i nachylam się by pocałować ją w policzek, jednak ona odsuwa się.
- Przez ciebie muszę z tym czymś jechać do szkoły ! - wykrzykuje i pokazuje mi swój złamany paznokieć na palcu serdecznym.
- Val nie przesadzaj ! To nie koniec świata. - mówię odpalając samochód i ruszając w kierunku szkoły.
- Właśnie, że to jest koniec świata. Ugh zaraz dostanę białej gorączki. - prycha, patrząc na swoje paznokcie.
- Nie histeryzuj. To nie wygląda tak źle.
- Zamknij się. - mówi poddenerwowana, a ja chichoczę pod nosem.
Przed naszą szkołą parkuję, jakieś pięć minut później, po czym gaszę silnik, chwytam torebkę z tylnego siedzenia i wychodzę wraz z Valerie z samochodu.
- Myślisz, że dostałaś kolejny liścik od swojego tajemniczego wielbiciela ? - pyta Valerie, gdy stajemy przy szafkach.
- Nie mam żadnego tajemniczego wielbiciela ! - zaprzeczam, choć dobrze wiem, że sama siebie okłamuję.
Od jakiegoś czasu w mojej szkolnej szafce zaczęły pojawiać się małe karteczki na których napisane były różne miłe komplementy na mój temat, i nie tylko. Gdy zdarzyło się to za pierwszym razem byłam zaskoczona i za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się kto pisze te liściki. Jednak z czasem odpuściłam. W naszej szkole jest za dużo osób i nigdy w życiu nie byłabym w stanie odgadnąć kto się we mnie skrycie podkochuje.
Kiedy tylko otwieram szafkę, od razu zauważam mały, biały skrawek papieru. Biorę go do ręki, rozkładam i czytam: "Gdy zapytają mnie o moje największe marzenie, bez zastanowienia powiem twoje imię".
Uśmiecham się.
- Co tam jest napisane ? - pyta Valerie, a ja podaję jej papierek.
- O Boże... - wdycha, gdy kończy czytać i oddaje mi liścik. - Ten ktoś naprawdę się w tobie zauroczył. - mówi, a ja uśmiecham się i chowam papierek do torebki. - Nie cieszyłabym się tak na twoim miejscu.
- Niby dlaczego ?
- A co jeśli to jakiś brzydal. Albo gorzej, może być biedny !
- Cholera, Valerie nie możesz tak szufladkować ludzi ! - upominam ją.
Takie grupowanie ludzi zdarza się jej coraz częściej, co mnie niesamowicie wnerwia, ponieważ moi rodzice też tak robią.
- Przepraszam, ale ja nie byłabym zachwycona z faktu, że jakiś obleśny facet się ślini na mój widok. - mówię, a ja wywracam oczami.
W drodze do sali w ktrórej mają się odbyć moje pierwsze zajęcia, wpadam na Chada.
Po prostu świetnie !
Chad Grayson jest ostatnią osobą którą aktualnie mam ochotę widzieć. Ten chłopak działa mi na nerwy, jak nikt inny. Zawsze, gdy go spotykam flirtuje ze mną i chce się umówić na randkę. On nie przyjmuje do siebie wiadomości, że nie jestem nim zainteresowana.
- Cześć piękna. - mówi uśmiechając się do mnie chytrze.
- Pa. - rzucam i wchodzę do sali biologicznej.
- Hej ! Czekaj ! - woła i biegnie za mną.
Siadam na swoim stałym miejscu, w drugiej ławce tuż za Ivanem.
Chad przysiada się do mnie natychmiast.
- Możemy porozmawiać ? - pyta.
- Nie. - odpowiadam szybko i wyciągam książkę do biologi oraz notatnik z torebki.
- Chciałbym cię dziś zaprosić na kawę. - mówi, uśmiechając się i unosząc wysoko głowę.
- Jeszcze ci się nie znudziło ?
- Nie wiem o czym mówisz. - marszczy brwi, ale ja dobrze wiem, że on wie o co mi chodzi.
- Mówię o tym, że codziennie przerabiamy to samo, a ty nadal nie możesz zrosumieć tego, że nie jestem zainteresowana. - mówię poirytowana.
- Oh przestań. - wzdycha i kładzie rękę na moim ramieniu. - Oczywiście, że jesteś mną zainteresowana, każda jest.
- To skoro każda dziewczyna chce się z tobą umówić, to dlaczego przyczepiłeś się akurat mnie ? - pytam, zsuwając jego rękę ze swojego ciała.
- Bo ty jesteś najlepsza z spośród tych wszystkich lasek.
- Niezła gadka. - mówię, kiwając głową. - Może wyrwiesz na nią kilka dziewczyn z naszej szkoły, ale mnie nie zauroczysz.
- Jeszcze się do mnie przekonasz.W przerwie obiadowej spotykam się z przyjaciółmi przy naszym stoliku na dworze, za szkołą. Oczywiście Chad się do nas dosiada.
Jem swoją sałatkę, podczas gdy Valerie użala się nad swoim złamanym paznokciem, a Chad próbuje ze mną porozmawiać.
- Organizuję dziś małą imprezę. - oznajmia Alfie. - Będziecie ?
Max, Valerie, Chad, Ivan i Brooke mówią, że będą, ale ja siedzę cicho i chrupię pomału swoją sałatkę.
- A ty Carmen ? - pyta Alfie.
- Ja nie mogę przyjść. - mówię nie podnosząc wzroku.
- Dlaczego ? - pytają wszyscy chórem.
- Ponieważ... Dzisiaj jest dzień dla rodziny. - wzdycham, wywracając oczami.
Dzień dla rodziny - najbardziej żałosny dzień w tygodniu.
W ten dzień Clara jedzie do swojego domu, zostawiając mnie samą z rodzicami. To jedyny dzień w którym rodzice wracają razem do domu i mogą ze mną spędzić trochę czasu. Według mnie to wymuszane i niepotrzebne. Ale cóż...Podczas ostatniej lekcji rozmawiamy z nauczycielem o zbliżającej się wycieczce do Waszyngtonu, na którą jadą wszystkie ostatnie roczniki.
- Ostatnią ratę musicie wpłacić do końca tego tygodnia. - oznajmia nauczyciel. - Finn masz jeszcze zaległą poprzednią ratę. - mówi, a wszyscy uczniowie odwracają głowy i spoglądają na bruneta siedzącego w ostatniej ławce.
Finn Allen jest cichy i nigdy się nie wychyla. Podczas przerwy obiadowej zawsze siedzi sam przy drzewie i zawsze coś czyta. Często go widzę, jak wychodzi z biblioteki szkolnej, trzymając w rękach stosy książek.
- Panie Smith - zaczyna Finn. - Ja nie jestem pewien czy pojadę na tą wycieczkę.
- Dlaczego ? - pyta nauczyciel.
- Ponieważ...
Finn nie dokańcza, bo dzwonek oznajmiający koniec zajęć mu przerywa.
- Zostań na chwilę Finn. - mówi pan Smith.
Wychodzę pospiesznie z klasy i ruszam do szafki, by zobaczyć czy dostałam kolejny liścik. Zazwyczaj dostaję je przed pierwszą lekcją i po ostatniej.
Otwieram szafkę, jednak nic nowego nie zauważam, co mnie trochę smuci.
Zatrzaskuję szafkę i idę na parking.
Udaje mi się przemknąć niezauważona obok Chada, który stoi wraz z Valerie i Rosie obok auta i wsiadam do swojego pojazdu.
Odjeżdżam spod szkoły i jadę w stronę mojego domu.
Dziwię gdy przed domem nie zauważam samochodów rodziców.
Parkuję obok garażu, wysiadam z auta i wchodzę do domu.
W środku, jest cicho i pusto. Gdy wchodzę do kuchni zauważam Clarę, która stoi przy kuchence i drewnianą łyżką miesza sos do spaghetti.
- Witaj Carmen. - mówi Clara uśmiechając się do mnie ciepło.
- Cześć Clara. - wzdycham siadając przy kuchennej wysepce i rzucając torebkę na podłogę. - Um, gdzie są rodzice ?
- Musieli zostać dłużej w pracy i poprosili mnie bym z tobą została, do czasu ich powrotu. - tłumaczy Clara.
- Możesz wrócić do domu. - mówię.
- Ale państwo LaBrant prosili...
- To nie ważne. Idź do domu.
- Ale...
- Clara nie kłóć się ze mną. Poradzę sobie sama. Nie jestem małym dzieckiem.
- Jesteś pewna ? - dopytuje wyłączając palnik na kuchence.
- Tak Clara.
- Nałożyć ci obiad ?
- Nie. Dam sobie radę.
- W takim razie, do zobaczenia jutro. - mówi z uśmiechem.
- Pa Clara. - uśmiecham się, a ona zdejmuje fartuszek kuchenny, odwiesza go i rusza w stronę wyjścia.Po zjedzonym obiedzie idę do swojego pokoju i zabieram się za odrabianie zadań domowych.
Po trzydziestu minutach odkładam książki na podłogę, włączam telewizor i układam się wygodnie na poduszkach.
Gdy zaczyna się piąty odcinek Hannibala oczy same mi się zamykają. Kolejny raz zasypiam sama w wielkim domu.