11.

49 6 6
                                    

Niall

Kolejnego dnia obudził mnie budzik Louisa, ale ponownie zasnąłem szybciej, niż się obudziłem. Dobre rozbudzenie i świadomość, że trzeba było podnieść dupę i że dziś jest ostatni dzień praktyk, dało mi dopiero szturchanie mojego ramienia oraz powiew chłodnego powietrzna na moich plecach.

– Wstawaj, kretynie – usłyszałem głos Louisa nad swoim uchem, na co zakryłem głowę poduszką. – Jak zaraz nie wstaniesz, nie pójdziesz na śniadanie i umrzesz marnie z głodu.

Chamsko zabrał poduszkę spod mojej głowy i uderzył mnie nią w twarz.

– Dobra, już wstaję. Nie musisz mi robić przemeblowania na twarzy.

Musiałem zmusić się w końcu do wstania, choć naprawdę nie miałem ochoty tam iść. Zdecydowanie wolałem przespać cały dzień, ewentualnie spędzić go z Fay gdzieś daleko od ludzi. Musiałem przyznać, że przez te dwa tygodnie polubiłem ją i rozmowy z nią. Dzięki nim jakoś udawało mi się nie myśleć o tym, że wyjazd zbliżał się wielkimi krokami, a co za tym szło także powrót do szarej, nudnej i nie najbardziej kolorowej, londyńskiej rzeczywistości. Nie powinienem narzekać na swoje życie, ponieważ nic tak właściwie mi nie brakowało; miałem dom, rodzinę, przyjaciół, miałem za co kupić jedzenie czy zapłacić rachunki. Jednak dorosłość uderzyła mnie zbyt szybko. Byłem głupim dwudziestolatkiem, wielu rzeczy nie brałem na poważnie i to było dla mnie o wiele bardziej trudniejsze do przyjęcia. Odrzuciłem to, uciekłem od tego, a teraz męczyły mnie przez to wyrzuty sumienia, lecz czasu bym nie cofnął, żebym stanął na uszach. Tu mogłem o tym zapomnieć chociaż na chwilę, Fay jedynie mi to ułatwiała, zajmując mój czas i coraz częściej myśli.

– Już ją pieprzyłeś? – zapytał Louis, kiedy szliśmy na dworzec w Lohr.

Przewróciłem oczami. Spodziewałem się tego pytania prędzej czy później, bo nie przeżyłby, gdyby o to nie zapytał.

– Nie.

– Mam dzisiaj ci zwolnić pokój? Wiesz, dziś masz już ostatnią szansę, bo jutro będzie zajęta pakowaniem, a w Londynie raczej takiej nie znajdziesz...

– Tommo, kurwa...

– Tommo czy kurwa? – przerwał mi ze śmiechem.

– Nie mam zamiaru jej przelecieć – uciąłem, ignorując jego poranną głupotę.

– Jesteś głupi, Horan. Dlaczego nie? Czekaj, powiedz mi najpierw, co ona ci zrobiła, że już od jakiegoś czasu jesteś taki rozkojarzony? To przez ten pocałunek?

– Spokojnie, nic mi nie zrobiła i tylko ci się zdaje.

Na moją odpowiedź mruknął tylko proste „mhm" i już przez resztę drogi się nie odzywał.

*

Od rana czułem się jak gówno i jedyne na co miałem ochotę to wejście pod kołdrę i przespanie do apokalipsy lub innego wydarzenia, które wyniszczyłoby ludzkość. Postanowiłem zwolnić się z praktyk po czterech godzinach i po wzruszającym – nie dla mnie – pożegnaniu wyszedłem z budynku i udałem się w kierunku dworca. Nie miałem już siły na nic i nie potrafiłem się na niczym skupić, więc moje dalsze siedzenie tam byłoby męczące nie tylko dla mnie, ale i dla pracowników.

Oczywiście, gdy tylko znalazłem się na terenie ośrodka opiekunka naszej grupy – na moje nieszczęście – była na zewnątrz, więc przed dotarciem spokojnie do pokoju zdążyłem zarobić porządny opierdol, który jednym uchem wleciał, drugim wyleciał, jednak zmienił moje beznadziejne samopoczucie na najwyższy poziom irytacji. W dodatku musiałem wpaść na tę parę pedałów. Dlaczego oni byli razem i kto w ogóle im na to pozwalał? Moi rodzice od dziecka uczyli mnie, że tak nie wypadało. Ludzie wiązali się ze sobą po to, by mieć dzieci, a osoby o tej samej płci nie mogły ich mieć. To takie logiczne! Zatrzasnąłem za sobą drzwi pokoju, nie przejmując się tym, że ktoś z pracowników ośrodka mógł to usłyszeć, rzuciłem plecak pod stolik stojący pod ścianą. Ciasne dżinsy zmieniłem na szare dresy, zdjąłem koszulę, prawie odrywając jej guziki ze złości i klnąc pod nosem wyciągnąłem zwykły t-shirt z szafy. Spostrzegłem na niej fioletowy napis „FAY", od razu rzuciłem ją na podłogę, a kolejne przekleństwa opuściły moje usta. Położyłem się na łóżku i zakryłem kołdrą po szyję.

When The Sun Goes Down ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz