9.

71 9 2
                                    

Louis

Było już przed dwudziestą trzecią i chłopaki na razie poszli do swoich pokoi, żeby nie było przypału. Nie miałem, co ze sobą zrobić, więc gra na telefonie wydawała się idealna na zbicie czasu. Horan szlajał się gdzieś z Fay i póki co miałem pokój dla siebie. Nagle drzwi uchyliły się, a do środka wszedł zadowolony Irlandczyk. Niemalże tańcząc, podszedł do swojego łóżka.

– Co ci? – zapytałem, gdy zerkałem na niego znad ekranu telefonu. – Za bardzo wczułeś się w degustację alkoholu niemieckiego?

– Ja i alkohol? Louis, nie szalej – prychnął i zaśmiał się, po tym jak usiadł.

Wyglądał na zjaranego, ale Niall nie palił ani nie brał, więc musiał mu zaszkodzić jakiś alkohol. Jasne, śmiał się na trzeźwo z wielu rzeczy, lecz ten jego uśmiech i to, w jaki sposób szedł, były podejrzane. Jak tak patrzyłem na niego, nie mogłem powstrzymać śmiechu, gdy szczerzył się do telefonu. Dopiero teraz zauważyłem „FAY" na jego białej koszulce. Wyglądało to, jakby ktoś mu coś wylał na kształt liter. Chciałem już o to zapytać, ale ugryzłem się w język.

– Jasne, jasne. Co brałeś?

– Nic. – Wzruszył ramionami. Wziął ubrania do przebrania i poszedł do łazienki. – Wiem, że nie odpuścisz, więc od razu powiem, że całowałem się z Fay, a ty nadal z nikim – dodał, zanim zamknął drzwi za sobą.

Przeanalizowałem jeszcze raz to, co powiedział i wybuchnąłem śmiechem. Nie wiedziałem, po co mi była ta informacja, ale niech mu będzie.

Po tym jak Niall wyszedł z łazienki, sam poszedłem wziąć prysznic, gdyż chłopaki uznali, że już nie chciało im się przychodzić. Po położeniu się jedynie rzuciłem okiem na Nialla, który zawzięcie z kimś pisał, ostatnimi siłami powstrzymując się przed zaśnięciem. Nie komentowałem jego wyznania, choć nadal chciało mi się śmiać.

*

Fay

Kolejnego dnia wieczorem znów umówiłam się z Niallem w naszym stałym miejscu spotkań. Na kolacji pojawiła się cała grupa studentów z Londynu, natomiast brakowało jedynie Nialla, ale pewnie spał, odpoczywając po praktykach. Dochodziła już godzina dwudziesta, więc wraz z Dixie wyszłam na zewnątrz. Moja przyjaciółka została na ławce przed budynkiem, ponieważ chciała tylko zapalić i zadzwonić do chłopaka, zaś ja skierowałam się nad staw. Oczywiście wiedziała, gdzie szłam, ponieważ stwierdziłam, iż ukrywanie przed nią spotkań z blondynem było bez sensu.

Zeszłam po kamiennych schodkach prowadzących na stołówkę, gdy nagle usłyszałam znajomy irlandzki akcent. Zatrzymałam się, gdy zauważyłam go chodzącego w tę i z powrotem, rozmawiając przez telefon podenerwowanym tonem. Wyglądał na zdenerwowanego, a dłoń niespokojnie przebiegająca co chwilę przez jego blond włosy tylko utwierdzała mnie w tym przekonaniu. W końcu usiadł na jednym z dużych kamieni ustawionych wzdłuż alejki za stołówką. Podeszłam bliżej, starając się pozostać niezauważoną. Teraz pomagało mi to, że Niall oparł czoło o rękę wspartą na kolanie. Westchnął zrezygnowany. Byłam na tyle blisko, że mogłam usłyszeć to, co mówił. Może i zachowywałam się wścibsko, gdy podsłuchiwałam jego prywatną rozmowę, jednak coś w środku podpowiadało mi, żebym nie oddalała się, a miała go na oku.

– Po prostu daj mi ją do telefonu – powiedział cicho i nastała chwila ciszy. – Cześć, kochanie. – Ton jego głosu już w najmniejszym stopniu nie był taki jak przed chwilą, a spokojny i można było usłyszeć w nim nutę radości.

Zaskoczyły mnie jego słowa... Miał dziewczynę? Nagle wspomnienia z poprzedniego wieczoru i poczucie winy spadły na mnie jak kubeł lodowatej wody. Przecież ja głupia go pocałowałam i nawet nie pomyślałam o tym, że może kogoś mieć!

When The Sun Goes Down ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz