Po śniadaniu zatrzymała mnie Emma.
Zostaliśmy sami w jadalni.
- Enoch, jeśli znowu chcesz go skrzywdzić, to sobie daruj. - Powiedziała pewnie.
- Blondi, spokojnie. Sama chciałaś, żebym zaczął być dla niego miły, to jestem, a i tak się czepiasz.
- Nie lubiłeś go od samego początku, nagle zmieniasz zdanie ?
Przewróciłem oczami.
- Możesz, w to nie wierzysz, ale zawarliśmy rozejm.
Spojrzała się na mnie podejrzliwie.
- Jeśli go ponownie skrzywdzisz, to cię wykastruje.
Mówiła całkiem poważnie, zaczynałem się trochę jej bać.
- Jake jest dla mnie jak brat, powinieneś to zrozumieć. Bo Olive jest dla ciebie jak siostra i wiem, że mógłbyś zabić osobę, która mogłaby ją skrzywdzić.
Miała całkowitą rację, tylko już nie mógłby go skrzywdzić.
Chociaż mam mały mętlik w głowie, tylko zapewne Jake ma większy.
- Daję ci słowo, że mam całkowicie czyste intencje wobec niego, oraz że nie planuję nic, żeby coś mu się stało.
- Trzymam cię za słowo. - Uśmiechnęła się szeroko.
- Chodźmy wszyscy na spacer, dawno tego nie robiliśmy.
- Dobry pomysł blondi.
Uśmiechnąłem się do niej i poszliśmy oznajmić reszcie, żeby się zbierali.
Do obiadu chodziliśmy, po terenach gdzie nie było ludzi.
Było to bardzo relaksujące, trwało jeszcze lato, tylko pogoda i tak lubiła płatać figle, raz zimno, raz ciepło i tak na zmianę.
Kiedy tylko wróciliśmy, wszyscy postanowili iść robić obiad.
Oprócz Fiony i Claire, które poszły pielęgnować ogród.
Nie chcąc im przeszkadzać, poszedłem obejrzeć wiadomości.
Po około dziesięciu minutach przyszedł niebieskooki.
- Czemu nie gotujesz kuchareczko ? - Zapytałem z wrednym uśmieszkiem.
Przewrócił oczami.
- Wygonili mnie.
Usiadł obok mnie, w bezpiecznej odległości.
- Coś ciekawego ?
- W sumie to nie, pokój na świecie i tak dalej. Same nudy. - Opowiedziałem obojętnie.
Kątem oka na niego spojrzałem, jego reakcja to był cichy śmiech.
Nie rozumiałem go, ale widząc jego reakcję, sam się zaśmiałem.
- Jesteś nienormalny. - Powiedziałem przez śmiech.
- Mówi to osoba, która może sterować ludźmi.
W naszych docinkach nie było słychać wrogości, w sumie to było zwykłe przekomarzanie.
- Dobra, wygrałeś. - Powiedziałem całkiem poważnie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
Uśmiechnął się perliście.
- Słodko wyglądasz, jak się uśmiechasz.
Od razu jego policzki nabrały różowego koloru.
Łatwo go zawstydzić.
- Przestań.
CZYTASZ
Strange, Crazy, Beautiful Love // Enoch O'Connor/Jacob Portman
FanfictionMiłość nie ma jednego odcieniu, każdy może ją inaczej zinterpretować. Tylko właśnie taka ma być, nienormalna.