Pw. Karoline
Im dłużej jestem z Kizunem (chyba tak się to odmienia) coraz więcej o nim wiem...
Ma bardzo czuły węch i słuch. Wyostrzony wzrok i widzi w ciemnościach. Jego pazury są metalowe... dziwne ale prawdziwe. Jest jeszcze ich troche ale mniejsza...Szłam korytażem i spotkałam go miał słuchawki więc pewnie nie słyszał mnie.
-HEJ KIZUNE!!!-nawet nie zareagował... złapałam go za ogon. Po jego plecach przeszedł dreszcz nagle szarpnął mnie w ramie. Szarpnięcie spowodowało 5 głębokich ran z których sączyła się krew.
-PRZEPRASZAM!!! Muszę cie szybko opatrzyć.złapał mnie za ręke i wszedł do mojego pokoju. Posadził mnie na krześle. Wziął apteczke i przyklęknął przy mnie.
-Bardzo cię przepraszam ale to jest silniejsze ode mnie. Jak ktoś mnie szarpie za ogon to... wpadam w szał...-mówił opatrując mnie. Z jego policzków zaczęły spływać łzy-Nie chciałem cię skrzywdzić naprawdę.
Skonczył mnie opatrywać i wyszedł z mojego pokoju. Przez chwilę siedziałam i myślałam. Po chwili wstałam i wyszłam z pokoju. Zobaczyłam Kizunego... był skulony. Jego uszka oklapły a ogony zakrywały praktycznie całe ciało.Płakał widać było.
-Kizune... wszystko dobrze?-przytuliłam się do niego.
-Nie nic nie jest dobrze. Goni nas rząd... zraniłem cię.
-Nic się nie stało to tylko mała ra...
-Nie kłam prosze widziałem że jest głęboka i widze że cię boli. Poczekaj...-poszedł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z jakąć maścią. Zdjął opatrynek i posmarował palce maścią. Potem posmarował nią wszystkie rany od wewnątrz. Ból był nie do wytrymania. Piekło jak cholera.
-Wytrzymaj już prawie skonczyłem. To maść lecznicza. Rana się zagoji 2 razy szybciej a z twoim metabolizmem powinno się zagoić za góra 5 dni. Dobra skonczyłem-zalożył mi opatrunek. Byl przy tym strasznie dokładny i delikatny... zmienił się... nie tylko pod względem wyglądu ale też charakteru jest napewno milszy...
Pociekła mi łza.
-Wszystko dobrze?
-Tak tylko... zmieniłeś się...-lekko się zarumienił i zaczął drapać się po karku.
-Taaa... nie wiem dlaczego taki byłem wcześniej...
Chodź idziemy coś zjeść.
Pw.Kizunego
-Siema...-Bull chciał walnąć Karoline w miejsce ran. Jednak szybko osłoniłem ją. Złapałem ręke i wykręwiłem lekko.
-ZDURNIAŁEŚ DO RESZTY?!
-Co?! Szturchnąć nie można?
-Nie jeśli ma tam 5 centymetrowe rany...
-Kizune choć. Nie przejmuj się nim.
-Cześć ludzie.
-Siema Kizune cześć Karoline. Co ci się stało.-Odwróciłem głowe.
-Nic tylko się zadrapałam o ostry kant-CO?! nie powiedziała im?!
-Ja ją zraniłem...
-Co?! Mówiłeś...
-Przez przypadek. Złapała mnie za ogon.
-Wszystko jasne.
-Skąd wiecie-spytał się królik
-Stąd-Wolf pokazał kark z blizną a dragon pokazał skrzydło.
-Przepraszam was wszystkich za to...
-Ej stary nie zamartwiaj się tym było minęło poza tym to nie twoja wina.
Wyszliśmy na poligon. Jakaś dziewczynka biegła do mnie. Wyglądała jak...oczy mi się pomniejszyły Saly!!! Skoczyłem na lampę. Prychnąłem na dziewczyne. Moje oko stalo się czerwone.
*oko cyklonu* -szepnąłem i nagle pojawiłem się w swoim pokoju.
-Ja pier*** KIZUNE CO TO BYŁO?!
-Moce paranormalne i psychiczne wolf...
-RATUNKU!!!-wybiegłem na balkon. O cholera walił się budynek na poligon... o nie DZIECIAKI. Zeskoczyłem z balkonu i szybko połapałem maluchów przeteleportowałem je na stołówkę. Czas się zająć budynkiem. Szybko stworzyłem ściane z ziemi i położyłem budynek w normalny sposób. Potem złączyłem go z ziemią... wygląda stabilnie. Pogram w kosza...
Time skip 12,00
Obiad.
-Kizune uratowałeś nas-przytuliła się do mnie lisiczka to ta... Maya.
-Oj tam to dla mnie chleb powszedni...
-Nie oj tam, nie oj tam-mówiła ta lisica z którą się zderzyłem-Vixen.
-Monster.
-A nie Kizune
-Mów po przezwisku.
-No dobrze monster.
Jadłem obiad gdy znowu bull się zaczął wtrącać.
-Jezu chłopie daj nam spokuj co?! Nikt cie tu nie chce.
-Ach tak?!-zamachnął się na mnie jednak zablokowałem jego atak.
-Co mi zrobisz co?! Byczku?!
-Grrrr
-O nie warczy jesteśmy zgubieni.
-Dobra...-wyszedł.
-No nareszcie chwila spokoj... ej gdzie jest Karoline?
-Dobre pytanie... nie bylo jej na obiedzie.
Przeszukałem wszystkie budynki ani śladu... chwila zostala... PIWNICA!!! Zbiegłem do niej jak najprędzej. Wywaliłem drzwi.
Karoline była przykuta... klęczała.
Nad nią stał Bull i mial pałkę teleskopową...
-I co?!
-ZOSTAW JĄ POTWORZE!!!-wydarłem się do niego moje szpony się wysunęły...chwilę się biliśmy jednak po chwili zdobyłem przewage. Wbiłem w jego brzuch pazury i przejechałem nimi w górę aż do gardła.
-ZGNIJ W PIEKLE DEMONIE!!!-wydarłem się do niego podczas jego ostatnich sekund życia. Ciało gdzieś wywaliłem . Zdjąłem z Karoline kajdany. Do oczu cisnęły się łzy. Mój boże. Cała pocharatana i w siniakach...
-Karoline... karoline prosze powiedz coś.
-Kizu...ne?
-Tak to ja! Spokojnie jesteś już bespieczna!-przytuliłem się do niej.
-Tsss-syknęła z bólu!
-Przepraszam!-wziąłem ją jak najdelikatniej na panne młodą i zaniosłem na sale operacyjną. Nie miała krwotoku wewnętrznego ale opatrze ją. Przeniosłem ją do jej pokoju i położyłem na łóżku. Sam się też położyłem i przytuliłem do niej.
-Mmphm
-Odpoczywaj...
-Ki..zune mo o żesz zostać?
-Tak... spokojnie już nic ci nie grozi... spokojnie ćśśś.
-Dziękuje...-Zasnęła
Time skip następnego dnia.
Obudziłem się wsześniej. Pogłaskałem ją po głowie i wstałem. Ide po śniadanie. Dobra zrobiene. Ide do pokoju. Otwieram drzi i upuszczam tacke.
-KAROLINE CO TU SIĘ STAŁO?!-Karoline leżała na ziemi i cięszko oddychała. Delikatnie ją podniosłem i usadowiłem na łóżku przy ścianie. Wziąłem jedzenie heh farta miałem nic sie nie rozwaliło... nawet herbata się nie wylała to pewnie przez telekineze.
-Lepiej będzie jak poleżysz tu przez troche czasu.
-Musze się zająć dzieć...-zakaszlała.
-Ja sie nimi zajmę ty musisz odpoczywać.
-Dziękuje...
-Za co?
-Za to wszystko co dla mnie robisz... troszczysz się o mnie chronisz... uratowałeś mnie od niego...
-Hej nie myśl już o nim. Prosze śniadanie.
-Dzięki... Jak dzieci?
-Wszystko z nimi dobrze. Bawią się na poligonie.
-Kizune czy mógł byś objąć dowodzenie jak za starych czasów?
-Oczywiście. A teraz wybacz musze iść się przewietrzyć...
-Kizune... nie zrób czegoś głupiego.
-Spokojnie-uśmiechnąłem się do niej-tylko pobiegam.-No nie znowu? Nie straciliście wystarczająco ludzi?-znowu oni ech... czemu nie mogą się zająć kosmitami?!
Time skip
Wieczór dopiero pod osłoną nocy jestem bezpieczny... Wróciłem do domu. Wszedłem do pokoju Karoline płakała.
-Karoline?
-Kizune jesteś.-chciała podbiedz do mnie. Jednak się zachwiała i miała upaść ale ją złapałem. Dała mi w policzek.
-Durniu martwiłam się o ciebie!!!
-Przepraszam ale znowu żołnierze mnie gonili-pocalowałem ją w czoło.
-Najważniejsze że ży... aaaa-jęknęła z bólu
-Karoline!!!-zemdlała... nie jednak... śpi??? Ok? Polożyłem ją na łóżku.
Time skip następny dzień.
Wszedłem do pokoju Karoline. Siedziała na łóżku i patrzyła się w okno. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
-Dzieńdobry!
-Dobry-odwzajemniłem uśmiech-prosze sniadanie.
-Dziękuje-spałaszowała kanapki naprawde szybko.
-Nie ruszaj się-odwiązywałem bandarze. Mimowolnie się uśmiechnąlem.
-Iiii?
-Niestety... ale RANY SIĘ ZAGOIŁY-przytuliłem ją
-Poważnie?
-Tak!!! Nie wiesz jak się ciesze że jesteś zdrowa!!!
Reszta dnia zeszła nam na rysowaniu i grze na gitarze. Pomimo tych pięciu lat naprawde dobrze gram...
CZYTASZ
MONSTER
RandomKizune to mutant który po pewnym incydencie jest goniony przez rząd. Zakochany w pewnej dziewczynie-Karoline ukrywa przed nią uczucia chłodnym podejściem do niej. Jak się potoczą losy Monstera,Karoline i jego przyjaciół?