Dwunastolatka z eksperymentu. Z pozoru nie wyróżniająca się niczym między swoimi rówieśnikami. Czasami zdarzało jej się powiedzieć jedynie o kilka słów za dużo, czym skutecznie zdradzała fakt, że nie jest zwyczajną dziewczynką. Czasami jedynie myślała o rzeczach, o których nie powinna. Czasami tylko cierpiała cudzym cierpieniem. A może trochę częściej niż czasami. Zdecydowanie zbyt często brała na siebie odpowiedzialność za całe zło świata. Zbyt często... Było to zdecydowanie za dużo jak na delikatne serduszko dwunastoletniej dziewczynki. Nikt jej nie rozumiał i ona wiedziała, iż nikt nigdy jej nie zrozumie. Od zawsze była sama. Nie miała swojej pary, gdyż podczas początkowej fazy eksperyment coś poszło nie tak i jej wybranek się udusił. Niestety Annabel ze względu na swoją urodę skażoną eksperymentem genetycznym, nie została po tym feralnym wypadku przyjęta do dystryktu wampirów. Została w eksperymencie. Przydzielono jej, tak samo jak reszcie, mały, drewniany, jednoizbowy domek, gdzie miała dorastać tak jak cała reszta ferainy. Niestety jak to w życiu bywa wszystko ma jakiś haczyk - Annabel już zawsze miała być sama. Dla dwunastolatki marzącej o przystojnym księciu na białym koniu ta świadomość była nie do zniesienia. To było po prostu za dużo na jedno małe, kruche serduszko. Co więcej Anna nie potrafiła pogodzić się z prawami jakimi rządził się świat, na którym tak czy siak przyszło jej żyć. Czuła się winna. No bo jakim prawem ona w ogóle żyła jeśli podczas wielkiej wojny zginęli wszyscy, ale to wszyscy? Tak więc po lekcjach mała dziewczynka pobiegła szybko w stronę swojego domku i zamknęła się na cztery spusty. Rzuciła plecak w kąt i usiadła na parapecie. Przesuwała niewidzącym wzrokiem po swoich koleżankach i kolegach bawiących się w najlepsze na placu zabaw. To nie tak, że była jakimś dręczonym przez rówieśników alienem. Ona po prostu nie mogła znieść widoku tych wszystkich radosnych dzieci mających szansę na szczęśliwe życie. Najzwyczajniej w świecie im zazdrościła. Jak raz dosięgło ją jakieś zwykłe, ludzkie uczucie. Po alabastrowej twarzyczce dwunastolatki spłynęła samotna łza. Tak samo samotna jak ona. Zielone włosy opadały kaskadami na jej delikatne ramiona. Ubrana była w szkolny mundurek. Miała się go oficjalnie pozbyć dopiero w przyszłym roku. Zmęczona ciągłą pustką panującą w jej głowie przez chroniczny smutek, wciągnęła głęboko powietrze do płuc. Spuściła nogi z parapetu powodując tym samym głośne skrzypnięcie desek w podłodze. Podeszła do łóżka i zakopała się głęboko w białej, wykrochmalonej pościeli. Sen, to w nim mogła żyć. To dla niego żyła. To on dawał jej szansę na przygody. Na spotkanie swojego księcia. Dawał jej szansę na życie. Od zawsze umiała świadomie śnić, więc odkąd pamiętała korzystała z możliwości jakie taki sen dawał. Cicho szlochając wtuliła twarz w poduszkę wdychając jej świeży zapach. Zapadła w niespokojny sen.
Szum. Trzask. Powiew chłodnego powietrza. Skrzypnięcie podłogi. Annabel gwałtownie otworzyła oczy. Zaniepokojona zaczęła się rozglądać po pokoju, ale nie zauważyła niczego niepokojącego. Nagle zimna dłoń opadła na jej twarz tamując Ani dopływ powietrza i przygważdżając dziewczynę do poduszki. Przerażone dziecko bało się nawet wyrywać. Nie wiedziało co mogło zakraść się o tej porze do domku i niby po co miałby to robić? Może jakiś wampir? Ale przecież oni mają pod dostatkiem ludzi w swoim sektorze. Dziewczyna z przerażeniem zauważyła, że zaczyna brakować jej powietrza. To podwyższyło poziom adrenaliny w jej krwi i uruchomiło instynkt samozachowawczy. Panika wyparowała. Zaczęła się wyrywać i wić na wszystkie strony. W końcu podjęła desperacką próbę zrobienia przewrotu w tył i kopnięcia napastnika. O nie. Ona nie była z tych, którzy pozostają bierni w obliczu zagrożenia. Ona była wojowniczką. Napięła mięśnie brzucha i z całej siły wierzgnęła nogami. Udało się . Ktoś, kimkolwiek był, zdjął dłoń z jej ust, a ona sama boleśnie spadła na podłogę po drugiej stronie łóżka.
- Brawo. - odezwał się głos tuż przy jej głowie. - Nie pomyliłem się. To naprawdę ty.
Annabel gwałtownie odwróciła się w stronę, z której dopływał głos, chociaż bała się tego co tam zobaczy. Jej wyobraźnia pracowała intensywnie wytwarzając tysiące przerażających scenariuszy. Jednak nic nie ujrzała.
- Pokaż się. - krzyknęła dziewczyna przez łzy, chociaż wcale nie była pewna czy tego chce. W końcu jej oprawca mógł być kimkolwiek.
- Jesteś tego pewna? - zapytał tajemniczy głos jakby czytał dziewczynie w myślach.
- Ja niczego nie jestem pewna.
- Poprawna odpowiedź. Spójrz w górę. - poinstruował.
Annabel głośno przełknęła ślinę. Powoli podniosła głowę i prawie zetknęła się czołem z chłopakiem lewitującym tuż nad nią. Zdusiła w gardle krzyk zaskoczenia. I tak nic by nie dał. Blondyn widząc to uśmiechnął się delikatnie, a w kącikach jego ciemnych oczu pojawiły się urocze zmarszczki. Dziewczynka nie potrafiła dokładnie określić koloru tęczówek latającego, gdyż w pomieszczeniu panował półmrok. Jedyną rzeczą na jaką było ją stać w tej chwili było klęczenie na podłodze z rozdziawioną buzią.
- Czemu latasz? - zapytała się cichutko.
Blondyn przybrał poważny wyraz twarzy i pozwolił swoim powiekom opaść. Na jego kościach policzkowych pojawiły się cienie, które tworzyły długie rzęsy. Po chwili powietrze wokół chłopca zaczęło gęstnieć, a w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą nic nie było zaczął zarysowywać się jakby kształt skrzydeł. Po chwili Annabel mogła już wyraźnie zobaczyć czarne pióra je pokrywające. Miały rozpiętość na około dwa metry każde. Możne było określić je tylko dwoma słowami: piękne i majestatyczne. Chłopak opadł na podłogę tuż przy Ani nie spuszczając z niej wzroku.
- Chodź ze mną. - poprosił anioł.
- Czemu? - zapytała Annabel.
- Wiesz, aż za dobrze. Czas uratować świat. - szepnął tajemniczy gość.
Ania przez chwilę zastanawiała się co zrobić, ale nie zbyt długo. Nie miała nic do stracenia. Właśnie dostała swoją szansę.
- Jak się nazywasz? - zapytała już pewniej.
- To zależy, lecz w tym stuleciu chyba Jeak. - przedstawił się wybawca.
- Więc prowadź Jeak. - odpowiedziała już pewniej dwunastolatka mrożąc chłopaka stalowym, nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem swoich pomarańczowych oczu.
Poczuła tętniącą w jej żyłach odwagę. Tyle na to czekała. Wreszcie nadszedł czas by coś zmienić.
Anioł wstał i ukłonił się nisko przed wciąż siedzącą na podłodze dziewczynką.
- Karoca podjechała księżniczko.
- Jaka karoca? - padło pytanie z ust Ani, chociaż ona sama zdawała się znać na nie odpowiedź.
- Wskakuj.
- Mam spódniczkę.
Tym razem Jeak już się lekko zirytował i westchnął ciężko. Podszedł pewnym krokiem do zielonowłosej i uniósł jej drobne ciało. Następnie jednym płynnym ruchem przeskoczył przestrzeń dzielącą go od okna jednocześnie osłaniając ich swoimi skrzydłami przed szklanymi odłamkami. Zanim upadli na twardą ziemię w ogrodzie Jeak je rozprostował ukazując ich pełnię i pofrunęli w ciemną noc ku obcym gwiazdom.
_
CZYTASZ
Opowieści z Badabum
FantasyLudzka królowa Eliza rządząca klanem wampirów, krainą aniołów i niebiańskich stworzeń oraz eksperymentem wychowawczym. Do tego dodajmy różową bańkę potępionych niepodlegającą żadnym prawom, słodką socjopatkę, nastoletnią panią detektyw ze schizofren...