Miasto aniołów

20 2 5
                                    

Annabel stała razem z Jeakiem w przejściu między światami. Zewsząd dochodziły ich uszu dziwne dźwięki.  A to pohukiwania, a to za chwilę buczenie, a innym razem przeraźliwe wycie. Jeak zdawał się nie zwracać na to uwagi, za to Annie włoski jeżył się na karku z przerażenia. 
- Na co czekamy? - zapytała niepewnie Annabel.
- "Życie" nie pozwoli nam otworzyć portalu dopóki wyczuwa zagrożenie.
- Jakie zagrożenie? - dopytywała coraz bardziej zaniepokojona tym co się tutaj wyrabia.
- To najprawdopodobniej biali. Selar musiał ich wysłać jak dowiedział się, że znalazłem naznaczoną. Po prostu się z nimi rozprawimy i będzie po sprawie. - chłopak powiedział to z takim spokojem, że dziewczynkę najzwyczajniej w świecie zatkało i nie odezwała się już ani słowem.
Czekali. Dwunastolatka nie wiedziała nawet na co, ale czuła, że zbliża się coś złego. Coraz bardziej zastanawiało ją też czemu nie zapytała Jeaka o nic zanim tak ochoczo podjęła się tej misji. Tej... No właśnie, ale jakiej? To pytanie nie dawało jej spokoju, lecz ich obecna sytuacja nie stwarzała odpowiednich warunków do przyjacielskich pogaduszek.
- Trzymaj. - powiedział anioł wręczając Annie długi, błyszczący nuż z rzeźbioną rękojeścią z kości słoniowej. - Nie umiesz walczyć, więc użyj go dopiero w ostateczności. Trzymaj się blisko mnie.
Gdy Jeak wypowiedział ostatnie słowo zza drzew zaczęły się wyłaniać przedziwne kreatury. Powoli zbliżały się w ich stronę poruszając się na czworakach pomagając sobie rękoma. Nie było już odwrotu i w sumie to chyba wcześniej też go nie było.  Krąg wokół nich zacieśniał się w niepokojącym tępie. Stwory swoim zachowaniem przypominały psy szykujące się do ataku. Z oczodołów kapała im gęsta, bordowa krew. Przez pergaminową skórę można było dostrzec wszystkie żyły i organy, co przyprawiało Anę o mdłości, ale starała się nic po sobie nie pokazywać. W końcu Jeak ją wybrał, więc musiał mieć w tym jakiś cel. Ustawiła się w pozycji bojowej wystawiając lewą stopę do przodu i wyciągając przed siebie prawą rękę, w której dumnie dzierżyła anielski nuż. Była buntownikiem z wyboru i wojownikiem z przekonania. Zaczęło się. Jeden z białych rzucił się a ich stronę odsłaniając przy tym długie czarne pazury, z których, jak sądziła Annabel kapała trucizna. Jednak rzeczywistość była gorsza. Bowiem to nie był zwykły jad tylko mikstura zamieniająca człowieka lub anioła, który ją dotknął w jednego z białych. Należy dodać, że zostanie niczego nieświadomym bytem na posyłki czystego zła jest o wiele gorsze od śmierci. Jest tak między innymi dlatego, iż dusze tych potworów zostają zabijane w momencie zetknięcia ciała z jadem. Szykowała się trudna bitwa. Na szczęście Jeak zareagował błyskawicznie. Wyskoczył na przód uzbrojony w dwa nagie miecze. Wślizgnął się pod atakującego z powietrza napastnika i wbił mu ostrze prosto w miejsce serca. Niestety w ten samej chwili z dwóch stron ruszyli na Annę inni posłańcy Selara i bynajmniej nie byli pokojowo nastawieni. Ich jedynym celem było niszczenie. Rzucili się na dwunastolatkę w tym samym czasie, ale ona nie pozostał bierna. Naśladując ruchy Jeaka kucnęła. W odpowiednim momencie wygięła kręgosłup w łuk i wbiła nuż między oczy przeciwnika lecącego na nią od tyłu. W tempie światła wyjęła broń i zrobiła fikołka do tyłu by uciec drugiemu napastnikowi i stanąć z nim twarzą w twarz. Dzięki takiej strategi następny biały praktycznie sam nabił się na śmiercionośne ostrze wydając przy tym okropny, wysoki dźwięk rozrywający bębenki. Po tym zdarzeniu Jeak od razu znalazł się przy dziewczynce zapominając na chwilę o właściwym zagrożeniu, które wciąż nie przeminęło, a nawet pojawiło się nowe i zza drzew zaczęło wyłaniać się coraz więcej demonicznych stworów.
- Nic ci się nie stało? Wszystko w porządku? Nie dotknął cię jad? - chłopak zasypywał ją stertą pytań podczas gdy ta jedynie stała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy na lekko trzęsących się nogach. - Odpowiedz coś! - krzyknął w końcu.
- Jeak za tobą! 
Po tym alarmującym okrzyku anioł kopnął z półobrotu przebiegłego białego i przebił mu krtań jednym ze swoich mieczy. Następnie odwrócił się w stronę Annybel i porwał ją w objęcia by móc unieść się razem z nią w powietrze. Przez myśl Beli przemknęło, że Jeak wygląda niebywale - czarny anioł unoszący się nad ośnieżonym polem bitwy. Piękne.
- Nie damy sobie rady z nimi w walce wręcz.
- To co chcesz zrobić?
- Użyjemy łuku. To będzie twoja pierwsza lekcja, bo ja mam zajęte ręce.
- Ja nie umiem strzelać - oburzyła się dziewczynka.
- No cóż, to będziesz musiała się nauczyć.
- Nie możemy po prostu poczekać, aż te kreatury sobie pójdą.
- Ana, to maszyny do zabijania, one nigdy sobie stąd nie pójdą. Ich zadaniem jest dostarczenie ciebie Selarowi. Już nie jesteś tutaj bezpieczna. Jeśli się nie pospieszymy Selar przerzuci tutaj następnych i to gorszych, a " życie" nie otworzy bramy dopóki mogłoby to zagrażać portalowi. Musisz ich zabić. Nie masz wyboru. Inaczej skażesz nie tylko siebie, ale cały świat na wieczne potępienie. - wyartykułował Jeak patrząc się głęboko w oczy dwunastolatki o lwim sercu.
- Ja nawet nie wiem o czym ty do mnie mówisz!
- Dowiesz się w swoim czasie. - wyszeptał jej na ucho anioł.
Miał taki piękny głos, jakby hipnotyzujący. Nie dało się mu nie ulec. Ana pokiwała jedynie głową wyrażając tym samym, że podejmie wyzwanie.
Zgodnie z zaleceniami Jeaka mocno uchwyciła się jego szyi tak by on mógł puścić ją ramieniem, na którym zawieszony miał piękny, ozdobny, pozłacany łuk. Dziewczyna z całej siły uczepiła się chłopaka i zaczęła ostrożnie ściągać broń. Kiedy wydawało się, że już prawie jej się udało poczuła, że zaczyna się zsuwać. Nie miała już siły trzymać się dłużej w ten sposób. Ze łzami w oczach spojrzała w dół. Krzyknęła z przerażenia i zsunęła się jeszcze odrobinę, przez co utrzymywała się już tylko na dłoni.
- Musisz się uspokoić. Musisz zdjąć ten łuk. Inaczej wszystko stracone. Zrozum, wreszcie masz szansę zbawić świat. Nie zmarnuj tego. Jak tylko go zdejmiesz złapię cię. Obiecuję. Daję ci słowo anioła.
Po tych słowach wyraz twarzy dziewczynki zmienił się diametralnie. Teraz była prawdziwym żołnierzem na wojnie. Ostatkiem sił zdjęła łuk i... puściła się... Jednak niedotrzymanie słowa dla anioła byłoby prawdziwym dyshonorem. Chłopak błyskawicznie obniżył lot i w ostatniej chwili złapał spadającą Annębel tuż przy ziemi.
- Uratowałeś mnie.
- Ja nie łamię obietnic. Przysięgi są po to by ich dotrzymywać, a prawo po to by je łamać. To jest jedna z tych rzeczy, których nauczyłem się podczas tych tysięcy lat egzystencji.
- Dziękuję. - wyszeptała Bel.
- Dobrze, teraz zaczyna się druga część. Musisz ich zestrzelić.
- Kiedy ja nie umiem strzelać.
- Jesteś wybranką życia. Umiesz dużo więcej niż myślisz.
- Obyś się nie mylił.
- Ja zawsze mam rację. - wymruczał Jeak w zielone włosy naznaczonej.
Po tylu latach, tylu bitwach, tylu powstaniach i upadkach wreszcie pojawił się promyczek nadziei - wojownik w skórze dziecka.
Annabel uwiesiła się na nim jak małpka i wyjęła kilka strzał z kołczanu. Włożyła je między nogi i odkręciła się w stronę pola bitwy. Podczas wykonywania tej czynności prawie uderzyła Jeaka łokciem, ale ten na szczęście w porę odchylił głowę.
Zamknęła oczy. Próbowała znaleźć w sobie kogoś więcej niż zagubioną dziewczynkę. Szukała wybranki życia - czymkolwiek ono było. Szukała mocy. Niestety w praktyce nie czuła nic poza spoconymi dłońmi i skręcającym się ze zdenerwowania żołądkiem.
- Anno, to twoja jedyna szansa. Musisz sama uwierzyć w prawdę o sobie, sama musisz zrozumieć kim jesteś i odnaleźć w sobie siłę. Nikt nie zrobi tego za ciebie. Pamiętaj, to wojownik jest od wspierania innych, jego samego nikt nie wspiera.
Dziewczynka przełknęła ślinę i gwałtownie otworzyła oczy. Nie czuła żadnej mistycznej mocy, za to adrenalina buzowała w jej żyłach, a ona sama walczyła o zbawienie ludzkości. Po prostu nie mogła pozwolić sobie na porażkę. Obrzuciła pole bitwy strategicznym spojrzeniem dostrzegając wszystkie skupiska białych. Obliczyła, że na wszystkich nie starczy jej strzał, więc będą musieli rozprawić się z nimi wręcz, ale by było to możliwe musiała zmniejszyć ich szeregi co najmniej o połowę. Nie miała prawa chybić. Nigdy nie używała łuku, ale świadomość bycia naznaczoną dodawała jej sił. Uważnie słuchała instrukcji anioła i raz za razem wystrzeliwała strzały, które zawsze dosięgały celu. Po dwudziestym strzale mięśnie ramion odmawiały jej już posłuszeństwa, a dłonie niemiłosiernie piekły. W końcu pociski się skończyły. Zostali skazani na własną pomysłowość.
- Jeak, co teraz zrobimy?
- Włóż rękę do kieszeni mojej kurtki. Powinna tam być szklana fiolka.
Zielonowłosa bez zbędnych pytań wykonała polecenie anioła.
- Dobrze, teraz wypij jej zawartość. W środku jest środek uodparniający na jad białych.

Nie wahając się ani chwili dziewczynka trzęsącymi się dłońmi otworzyła buteleczkę i wlała sobie jej zawartość do ust. Substancja , którą wypiła nie była jakaś specjalnie zła w smaku. Ona po prostu go nie posiadała a swoją konsystencją przypominała olej.
W tym czasie Jeak obniżył lot i wylądował na ziemi. Od razu zostali otoczeni przez kreatury.
- Nie mamy wyboru. - krzyknął uskrzydlony chłopiec - Musimy walczyć. Daj z siebie wszystko i nie zawiedź mnie. Nie zawiedź świata.
Potem rozgorzała bitwa. Annabel nie wiedziała już nawet do końca co robi. Wzrok zasnuła jej mgła. Mięśnie wciąż bolały przypominając tym samym o wysiłku spowodowanym wcześniejszym pokazem wybornej sztuki łuczniczej, w której dwunastolatka grała rolę strzelca wyborowego. Ledwo była w stanie trzymać nuż w dłoni. Kierował nią już jedynie instynkt. Jej ciał samo skakało, czołgało się, unikali ciosów i zadawało je. Duch dziewczynki pozostawał spokojny i niezmącony, pogrążony w modlitewnym uniesieniu do "życia". W pewnym momencie dziecko poczuło czyjąś obecność tuż za sobą. O ile było to możliwe oblała ją następna fala potu i włoski zjeżyły jej się na karku. Odwróciła się sprawiając wrażenie zrywającego się huraganu. Niczym tornado rzuciła się w stronę potencjalnego przeciwnika, którym okazał się... Jeak. Chłopak jednym szybkim ruchem powalił dziewczynkę na ziemię i wybił jej zakrwawiony nuż z ręki. Dopiero leżąc Anna uzmysłowiła sobie co właśnie zaszło. Po dłoniach spływała jej gorąca substancja. Mundurek kleił się do jej spoconego ciała, i był cały w strzępach. Kolana i knykcie Beli wołały o pomstę do nieba, a łokieć obficie krwawił. Jednak wybranka nie czuła bólu. Z jej organizmu jeszcze nie do końca uszło bitewne napięcie. Niebiański chłopiec obrzucił ją krytycznym spojrzeniem. Niestety nie miał czasu by jej pomóc. Na to przyjdzie pora, kiedy będą już bezpieczni w Mieście Aniołów. Na razie nowe zagrożenie mogło nadejść w każdej chwili.
- Wstań. - rozkazał beznamiętnym głosem.
Dziewczynka z ogromnym trudem podniosła się z ziemi. Skutki bitwy zaczynały jej dawać się we znaki. Łzy cisnęły się jej do oczu. W co ona się w ogóle wpakowała? Do tego ten anioł zachowywał się jak skończony gbur. Czy tak ma wyglądać jej wielka misja. Będzie chłopcem na posyłki jakiegoś wszechwiedzącego pana nieśmiertelnego? Łzy cisnęły jej się do oczu, gdyż ból zarówno fizyczny jak i psychiczny rozrywał ją od środka, ale nie dała popłynąć im po policzkach. Będzie silna. W końcu trzeba ponosić konsekwencje swoich decyzji nieważne jak beznadziejne by były. Kuśtykając podeszła do anioła i popatrzyła mu wyzywająco w oczy. Nie zdawała sobie sprawy z tego, iż w rzeczywistości jej spojrzenie przywodziło na myśl raczej głodnego szczeniaka niźli wojownika. Jeak obiecał sobie już dawno temu, że nie będzie się z nikim spoufalał. A już napewno nie z kimś śmiertelnym, gdyż to jedynie sprawiało ból. Podczas ich spotkania w drewnianym domku Bela tak go zaskoczyła swoją nieprzemyślaną decyzją, że na chwilę stracił nad sobą kontrolę. Później podczas bitwy starał się być na powrót chłodny i profesjonalny, ale serca i dusza tego dziecka była tak różna od wszystkich innych. Powodowała, że na lodzie, w który obszyte było serce czarnego anioła, zaczęły pojawiać się rysy i pęknięcia. W przypływie nagłych emocji chłopczyk pochwycił dziewczynkę w objęcia i mocno przytulił.
- Wszystko będzie dobrze. Najgorsze jak na razie już za nami. - mówiąc to delikatnie głaskał plecki dwunastolatki, która zrozumiała, czemu ludzie mówią o anielskim dotyku. On po prostu usuwał wszystkie troski i cały ból.
W międzyczasie przy jeziorze pojawił się tęczowy portal. Jeak wziął trzęsącą się Annębel na ręce niczym pannę młodą i przestąpił z nią przez przejście.
Spadali w dół z zawrotną prędkością. Anna kurczowo trzymała się kurtki chłopaka i krzyczała w niebogłosy. Jeak osobiście liczył na to, że za chwilę dziewczynka zedrze sobie gardło i nie będzie musiał słuchać dłużej tych wrzasków. Otaczała ich wszechogarniająca ciemność. W końcu pojawił się pod nimi promyczek światła. Z każdą sekundą zmieniał się w coś większego, aż lecący mogli zobaczyć przed sobą panoramę miasta aniołów. Kiedy tylko wypadli z przedziwnego tunelu chłopiec próbował rozłożyć skrzydła, lecz tempo spadania było zbyt duże. Mocno przytrzymał Annę i osłonił ją własnym ciałem kiedy z hukiem upadli na brukowaną uliczkę Miasta Aniołów. W momencie spotkania z posadzką przez głowę dziecka chmur przeszła tylko jedna, ale jakże kluczowa dla całego świata filozofii myśl - "A więc to tak czuły się upadłe anioły".

Opowieści z BadabumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz