- Mówiłem coś wczoraj? - zapytał Gilbert, po dość sporej przerwie.
- Coś, że mnie kochasz... Ale to pewnie przez alkohol, prawda? - powiedział cicho Roderich.
Słysząc to przez Gilberta przeszła cholerna fala zimna, jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Białowłosy przez dość spory czas wstrzymywał się z odpowiedzią.
- T-tak... Alkohol... - wybełkotał cicho Prusak.
- To dobrze, już się martwiłem, że mam do czynienia z... No wiesz... z kimś innym, kogo znałem. - powiedział Roderich i wyszedł z pokoju zostawiając roztrzaskanego Gilberta w samotności. Niby słowa, ale uderzyły w niego z zabójczą siłą...On ma takie zdanie...
On nigdy nic więcej do mnie nie czuł.
A ja jak pieprzony idiota wyobrażam sobie niewiadomo co...
Gdybym powiedział mu to na trzeźwo, napewno by mnie wyśmiał...
Nawet mnie nie przytulił...
W sumie nie musiał by...
Ale jeden taki uścisk tak wiele by załatwił, Roderich proszę...
Zobacz, że to co wczoraj mówiłem jest cholerną prawdą...
Przekonałeś mnie...
Przekonałeś do tego bym zaczął sam siebie krzywdzić...
Ale zaraz, już to robie...
Tylko, że psychicznie...
Bo komu jestem potrzebny...?
Taki pseudo człowiek, który udaje dupka przed wszystkimi na codzień...?
Taki, który jest za słaby, żeby powiedzieć co naprawde czuje...
Roderich, przepraszam...
Muszę odejść...
Nie wiem czy na zawsze...
Jeszcze do końca nie jestem pewny tego co robię...
To wygląda żałośnie...
Po tym, co odbyło się w głowie Gilberta, on już wiedział co musi zrobić...
Natychmiastowo wyszedł z domu Rodericha i wracał do swojego domu.
Szedł w dosyć szybko nie zwracając na to co się w okół niego dzieje. Był tak jakby otumaniony... Jedną myślą... Miał wrażenie, że zbyt szybko podjął decyzje, ale nie chciał już czekać...Wszedł do domu, ściągnął kurtkę i w milczeniu udał się do łazienki.
Zamknął za sobą drzwi i popatrzył w lustro. Po chwili otworzył szafkę będącą po jego lewej stronie. Wędrował wzrokiem z góry na dół, aż w końcu znalazł czego szukał. Delikatnie pochwycił żyletkę i klęknął nad wanną. Przez chwilę pusto wpatrywał się w żyletkę, lecz potem zaczął sunąć ostrzem po skórze. Najpierw delikatnie, przygotowując się. Bo miał wrażenie, że nie myślał trzeźwo...
Po jakimś czasie przycisnął ostrze do nadgarstka przejechał w lewą stron w poziomie. Bolało... Można powiedzieć, że nawet piekło, ale widok krwi powoli spływających do śnieżnobiałej wanny uspokajał go.
Z każdym pociągnięciem ból zamieniał się w ulgę...
Wiedział, że to było chore...
Tak praktycznie to nic się nie stało, a on już zachowywał sie jak ciota...
Zastnawiał sie co będzie dalej...
Ale problem leżał nie tylko w sprawie z Roderichem...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mam mętlik w głowie, więc mogą pojawić się jakieś błędy.
Ten_Zagilbisty Coś tam poprawiłam, ale i tak mam wrażenie, że zapadnę się pod ziemie ;_;
~ adminka
CZYTASZ
Lepiej będzie beze mnie // aph PruAus
FanfictionNikt nie znał go naprawde. Ukrywał się za maską, która powoli go wykańczała.