11. Słodki demon

170 21 20
                                    



- Nie wierzę ci Gin-chan! - oburzyła się Kagura, podnosząc się z krzesła.

- Gin-san, naprawdę myślisz, że uwierzymy w taką tanią historyjkę? - Shinpachi z westchnieniem poprawiał swoje okulary.

- Masaki-chan na pewno nie była twoją dziewczyną, z którą zerwałeś, bo poleciała na jakiegoś amanto z niezłą bryką! Na dodatek amanto o imieniu Vegeta, serio?! Kucharek jest smaczniejszy! Darowałbyś se takie bzdury! - rudowłosa, wściekła do czerwoności, zacisnęła swoje ręce na szyi srebrnowłosego najemnika i zaczęła go dusić nie na żarty.

- Szkoda, że daliśmy mu najpierw to mleko. Wszystko już wychlał. - mruczał pod nosem Shimura, nie przejmując się wołaniem o pomoc Sakaty.

Brunet zabrał ze stolika Jumpa, po czym skierował się do wyjścia. Zaraz za nim podążyła młoda Yato, przed wyjściem jeszcze kopiąc kilkakrotnie biednego samuraja.

- Ja przez nich kiedyś zginę. - szepnął Sakata do siebie, gdy w sali słychać można było już tylko jego pojękiwanie z bólu i dźwięk aparatury podpięty do Masaki.

- Gdybyś im powiedział prawdę, nic by się nie stało.

- Ach, czyli że już nie żyję, skoro słyszę twój głos, prawda Masaki? - sapnął Gintoki, myśląc, że słyszy ducha.

Słyszał o przypadkach, gdzie osoba w śpiączce,w końcu się budziła i opowiadała, jak jej dusza oddzieliła się w tamtym czasie od ciała. Właśnie dlatego, aż tak go to nie dziwiło.

- Żyjesz głupku, tak jak ja. - warknęła zirytowana szatynka, podnosząc się do siadu, dzięki czemu mogła z góry obserwować leżącego na ziemi Sakate.

Gintoki podniósł się z ziemi i w jednej chwili znalazł się przy szatynce, obejmując ją mocno, jakby chcąc poczuć rzeczywistość tej chwili.

- Byliście strasznie głośni. - mruknęła dziewczyna, odwzajemniając uścisk.

Udawała, że nie słyszy cichego pochlipywania srebrnowłosego najemnika. Sama zresztą ledwo powstrzymywała łzy szczęścia.

Jej myśli skierowały się do snu, który miała od chwili stracenia przytomności. Był to sen przyjemny, choć pełny zwrotów akcji i goryczy jednocześnie. Był to sen o przeszłości, którą dzieliła z Gintokim.

*

Dzień był pochmurny i szary. Zbliżało się południe, a było ciemno niczym o zmierzchu. Masaki to nie przeszkadzało, a nawet było jej to na rękę. W takie dni czuła się dobrze i była pełna energii, w odróżnieniu od dni słonecznych, w ciągu których bywała osłabiona i ciągle zmęczona.

Chcąc więc spożytkować jakoś swoją energię, udała się na spacer. Bardzo długi spacer. Wiedziała, że nie powinna się oddalać od wioski i że ojciec będzie na nią zły, ale stopy prowadziły ją same. Zanim zdała sobie z tego sprawę, znajdywała się w pobliżu pogorzeliska, na którym ścieliły się trupy.

Pole bitwy, szczególnie tej przegranej przez patriotów Joui, nie było miejscem dla dziewczynki. Mimo to jej ciekawość zwyciężyła. Szatynka szła powoli pomiędzy martwymi ciałami amanto i ludzi. Szukała jakichś ocalałych. Pisnęła z przerażenia, gdy potknęła się o czyjąś rękę. Pisk się powtórzył, kiedy zorientowała się, że ręka nie jest przytwierdzona do żadnego ciała. Spanikowana swoim upadkiem, ruszyła do ucieczki, biegła w nieokreślonym kierunku, co chwila się potykając, haratając tym samym swoje nogi i ręce.

Zatrzymała się na widok żywej istoty. Stanęła jak wryta na wprost chłopca, który był mniej-więcej w jej wieku. Jego srebrne pukle włosów powiewały delikatnie na wietrze. Siedział na czyichś zwłokach, jedząc onigiri, jak gdyby nigdy nic. Wyglądał na zwykłe dziecko, które wprawdzie nie jadło od dawana, ale nadal wyglądał dosyć schludnie. Przynajmniej w porównaniu do niej.

Kwiat Nadziei Joui [Gintama; Gintoki x Oc]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz