Masaki nie myślała o strachu, nie myślała także o ewentualnych konsekwencjach swojej decyzji. Po prostu najszybciej jak mogła, pragnęła się przedostać na lewą flankę, skąd mogła przejść się do przyjaciół z Drugiej Dywizji. Nie mogła zbliżyć się do statków wroga, więc okrężną drogą znalazła się na ich tyłach. Na szczęście większość wojsk amanto skupiało się na froncie i Pierwszej Dywizji.
Walka się jeszcze nie zaczęła, ale w powietrzu czuć było zapach adrenaliny i powoli nadchodzącej bitwy. Shoyou musiała się jednak skupić na swoim zadaniu. Konia zostawiła głęboko w lesie i teraz pieszo podchodziła coraz bliżej statków, które miały zostać wysadzone przez bomby. Ten akt miał im zapewnić najzwyczajniej w świecie jakąkolwiek równą walkę. Nowoczesna broń znajdująca się na pokładach trzech pojazdów kosmicznych, całkowicie gromiła buntowników Joui.
A oni potrzebowali możliwości do kontrataku, choćby ktoś musiał się poświęcić.
Zastanawiała się, jak mogłaby się dostać bliżej, by się zakraść, ale najpierw musiała znaleźć swoich przyjaciół. Ręka na jej ramieniu, ciągnąca ją w pobliskie krzaki, wywołała pisk, który stłumiła druga dłoń. Nie uspokoiła się nawet, gdy okazało się, że to jeden z Joui uchronił ją przed nadchodzącymi amanto.
Z bardzo prostego powodu nie ufała czarnowłosemu mężczyźnie. Kilka tygodni wcześniej próbował ją przecież udusić na oczach jej przyjaciół. A teraz Shirazu patrzył na nią niechętnie, ale pomagał jej.
Gdy dwójka amanto odeszła na dostateczną odległość, szatynka postanowiła rozeznać się w sytuacji.
- Gdzie reszta Drugiej Dywizji? - spytała szeptem, spoglądając w czarne oczy mężczyzny.
Czarnowłosy zagwizdał na dwóch palcach, odwracając się od dziewczyny, a z drzew zeskoczyła czwórka członków grupy, uczestniczącej w tej samobójczej misji.
- Tylko jedna trzecia z was... - zaczęła Masaki, czując jak zasycha jej w gardle. Miała bardzo złe przeczucia, a miny zgromadzonych wojowników tylko je potwierdzały.
- A nawet nie podłożyliśmy tych bomb. - mruknął niezadowolony Shirazu.
Fiołkowe oczy spoczęły na trzech torbach przepełnionych ładunkami wybuchowymi. Mieli do wysadzenia tylko trzy statki. Trzy torby, a było ich sześcioro. Misja samobójcza, teraz było bardziej niż pewne, że zginą wszyscy, jeśli spróbują. A Shoyou także miała zamiar wziąć w tym udział.
- Podzielimy się na trzy grupy. - zadecydowała w końcu. - Każdy zajmie się jednym statkiem, jedną torbą z bombami. Nie mamy już czasu na wysadzanie statków po kolei. Idąc dwójkami, będziemy mieć pewność, że ktoś będzie chronił nasze tyły...
- Chcesz, żebyśmy wyszli na otwarty teren do walki?! - wzburzył się jeden z mężczyzn, uczesany w tradycyjny koczek.
- Na skradanie się nie ma już czasu, ani możliwości. Zresztą popatrzcie. - dziewczyna zwróciła swoją głowę w stronę statków, które dostrzegali przez drzewa i zarośla. - Większość armii amanto stoi z drugiej strony, czekając na atak naszych głównych sił. Teraz mamy szansę.
Shirazu roześmiał się, na co jego towarzysze zamilkli, jak zaklęci.
- Zamierzasz iść z nami, prawda smarkulo? - zapytał, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
Masaki zmarszczyła brwi, zirytowana określeniem, które padło z ust mężczyzny. Już dawno przestała być dzieckiem w tych okrutnych czasach.
- Chyba jasno powiedziałam: Tylko w dwójkach mamy szansę dostać się pod statki. - odparła, a ku zdziwieniu wszystkich, powieka nawet jej nie drgnęła.
CZYTASZ
Kwiat Nadziei Joui [Gintama; Gintoki x Oc]
FanficHistoria Masaki Shouyou, córki Yoshidy Shouyou - mistrza głównego bohatera Gintamy. https://kwiatnadzieijoui.wordpress.com/ Part I - Saga "Yoshiwara w płomieniach" [rozdziały od 1. do 10.] Part II - Saga "Przeszłość " - [rozdziały od 11...