Patrzy na to ciało, nie potrafiąc oderwać od niego wzroku.
Patrzy na każde poruszenie, każdy gest, każde zaplanowane drżenie - wszystkie są niby tak nieznaczne, a jednak są w stanie wywołać w nim ogromny ogień, który kusi go do tego, aby zerwać się ze swojego miejsca i zasmakować tej gorącej skóry, smukłych bioder, zachęcającego wnętrza. Wystarczy, że o tym pomyśli i czuje się tak, jakby przeżywał ich wszystkie cotygodniowe spotkania ponownie. I jakże cholernie intensywnie.
Oddychanie powoli przestaje być już czynnością naturalną, którą wykonuje bez żadnego zastanowienia, a zaczyna mieć swój ciężar, bo teraz ewidentnie czuje, jak jego klatka piersiowa miarowo unosi się i ponownie opada. W rytmie normalnym. Spokojnym. Nigdzie się nie spieszy, niczym się nie martwi, tak naprawdę mógłby przesiedzieć w tym miejscu całą noc, aż do samego rana, nie czując jakiegokolwiek dyskomfortu.
Atmosfera dookoła niego jest gęsta, a powietrze zatrute dymem papierosów o różnych smakach. On nienawidzi tej mieszanki i twierdzi, że chce mu się przez nią rzygać, ale nie przeszkadza mu to w podziwianiu piękna, które ma przed sobą - dobrze sobie radzi z ignorowaniem nieprzyjemności, tonąc całkowicie w jedynej rzeczy, które się teraz liczy.
W tym ciele.
Chociaż najchętniej tonąłby w nim w znaczeniu nieco bardziej dosłownym.
Muzyka jest głośna, lecz bardzo dobrze dobrana i stanowi białe tło dla tej rozwijającej się, erotycznej sztuki; jest jak idealnie czysta kartka, na której tancerz wylewa się w całości, a on lubi myśleć, że robi to tylko dla niego. Rytm działa także na upitą wrażeniami, lecz wciąż cholernie spragnioną publikę.
Każde zmysłowe poruszenie biodrami jest dużą literą na początku nowego wersu; palce mocno zaciśnięte na rurze są pojedynczymi sylabami, a kuszące uśmiechy rzucone do publiczności cudownymi, jakże melodyjnymi rymami. Raz po raz zrzucane z siebie ubrania podpowiadają koniec jednej strofy, a zarazem początek następnej, równie idealnej i ekspresyjnej; poruszenia głową i blado-różowe, miękkie włosy opadające na czoło są sugerującymi więcej przecinkami, a uchylone w geście pełnego rozkoszy pojękiwania usta, w których wnętrzu błyszczy piercing w języku - kropkami na końcu zdania, które pozostawiają w nim to cudowne poczucie niedosytu. Kucnięcia w dół, tyłem do niego, ukazują mu coraz więcej tego tak pożądanego ciała i wypiętych pośladków, tak samo jak idealne obroty oraz te zaciskające się dookoła rury uda, tak kruche, delikatne i nieskazitelne, że ma ochotę się w nie wgryźć i permanentnie pozostawić na nich po sobie ślad.
Wszystkie te elementy są do siebie dobrane doskonale, tworząc piękny wiersz, którym nie pogardziłby żaden poeta. Tancerz jest artystą, z niewysłowioną pewnością siebie stawiający raz po raz kolejne kroki w stronę realizacji tego dzieła sztuki, wykonujący wszelkie czynności z wrodzoną perfekcją: nigdzie nie ma przecinka nie na miejscu, a wszelkie użyte słowa są zaskakujące, niebanalne, zachwycające swoim smakiem oraz soczystością.
On czuje je na samym czubku swojego języka, gdy wzdycha ciężko i siada nieco wygodniej na swoim skórzanym fotelu, dłonią sięgając po kieliszek z drinkiem. Upija łyk, nie odrywając spojrzenia od filigranowej sylwetki ulokowaną na podwyższeniu, tak blisko niego, lecz wciąż tak daleko; czuje się zahipnotyzowany jej obecnością i ma ogromną ochotę skierować rękę w stronę swojego krocza, aby dać upust napięciu, które czuje w podbrzuszu i po prostu zrobić sobie dobrze niemalże na oczach tancerza, ale tego nie robi, wiedząc, że ktoś inny ucieszy się niesamowicie z możliwości pomocy w tej sprawie.
Chce mieć go na swoich kolanach, tu i teraz. Chce móc go chwycić, ścisnąć i przytrzymać przy sobie, zatrzymać ten zapierający dech w piersiach wiersz dla siebie i fałszywie podpisać go własnym nazwiskiem, nie będąc jego prawdziwym autorem. Chce go posiąść i wzbudzić w innych zazdrość. Ale przede wszystkim chce mu przypomnieć, czyją dziwką tak naprawdę jest.
Tylko i wyłącznie jego.
Teraz zdaje się niemalże wołać go do siebie spojrzeniem, chociaż artysta zerka na niego jedynie na parę ułamków sekundy, dokładnie tak samo, jak robi to z innymi członkami widowni. Nie traktuje go w wyjątkowy sposób, ale on nie czuje się przez to oburzony czy zazdrosny, bo każdy mężczyzna w tym pomieszczeniu może bez problemu zobaczyć coś, z czego on jest niesamowicie dumny i w co prędko zaczyna wpatrywać się jeszcze bardziej intensywnie, podążając za jakże płynnymi ruchami tych wąskich i ciasnych bioder.
Na dość dobrze odkrytym lewym pośladku widnieje wciąż siny, duży ślad po zębach, zostawiony przez niego na tym rozkosznym ciele już tydzień temu.
Wszyscy to widzą, wszyscy to wiedzą. Wszyscy rozumieją, kto jest tutaj priorytetem i kogo powinni się obawiać.
A gdy tancerz kończy swoje niebiańskie przedstawienie, sunąc swoją dłonią wzdłuż swojego płaskiego, spoconego brzucha i przygryzając kusząco wargę, pozostawiając ewidentny problem w jego spodniach, gdyż dyszy dokładnie tak samo, jak tuż po ich wspólnym seksie, Hoseok dopytuje się, dlaczego przez tyle lat Yoongi szukał poezji w otaczającym go, jakże paskudnym świecie, skoro sam jest jej najpiękniejszą manifestacją.
CZYTASZ
empty love poems ; yoonseok
Fanfictiongdzie yoongi nie zna miłości, ale hoseok też nie. ➳ smut ; top!jhs, bottom!myg ; przemoc, toksyczna relacja, masochizm, sadyzm, problemy psychiczne, gwałt, prostytucja, kinky sex ; yoonseok ; pseudo-artystyczne ©cchimin 2017 started 110317