– Żyje. – poczułam jak ktoś dotyka mojego nadgarstka. – Ale skąd się tu wzięła?
To był męski, niski głoś, ale nie aż tak niski głos jak klakson.
Wszystko do mnie wróciło w nanosekundę. Usiadłam i zaczełam krzyczeć. To się nazywa refleks szachisty.
Swoim wrzaskiem wystraszyłam chłopaka, który przed chwilą klęczał obok mnie. Był wysoki, miał ciemną skórę i brązowe loki. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Gdy umilkłam, złapałam się nerwowo za włosy i zaczęłam szybko oddychać.
Przeżyłam? Ale jak to możliwe? Przecież czułam uderzenie. Gdzie jestem? Gdzie Nico? Gdzie mama?
Rozejrzałam się. Byłam w strasznie długim korytarzu. Nie było widać ani początku, ani końca, a na wysokich ścianach wisiały wielkie obrazy. To pomieszczenie kojarzyło mi się z wielkim zamczyskiem.
– Spokojnie, spokojnie. – chłopak otrząsnął się z pierwszego szoku. – Kim jesteś i co się stało?
– Nico... mama... – wydusiłam drżącym głosem.
Ciemnowłosy patrzył na mnie dziwnie, nic nie rozumiejąc. Wstałam niepewnie, omiatając wzrokiem większy obszar. Wtedy zobaczyłam pod ścianą cień. Podbiegłam do przyjaciela i zmierzyłam mu puls.
W każdym razie próbowałam.
Moja dłoń przeniknęła przez jego ciało, jakby było to tylko iluzja lub cień. Spróbowałam raz jeszcze i znowu nie napotkałam nic namacalnego. Serce mi się zatrzymało i zapomniałam jak się oddycha.
– Nico... – powiedziałam spanikowana. – Nico... – z moich oczu poleciały łzy.
– Co się stało? – podszedł zmartwiony chłopak.
– Pomóż mu... błagam. – spojrzałam mu w oczy.
Nie znałam go kompletnie, nie miałam żadnego powodu by mu zaufać, ale sama nie potrafiłam nic zrobić ze stanem Nica.
– Dobrze, tylko się uspokój. – zachował zimną krew. – Zabierzemy go do infirmerii. Uzdrowiciele na pewno coś na to zaradzą. – powiedział coś, co zabrzmiało jak połączenie chińskiego i szumu wiatru, a syn Hadesa zaczął się unosić, jak jeszcze nie dawno matka.
– Mama! – krzyknęłam, przypominając sobie o kobiecie.
– Też na pewno tu gdzieś jest. – Chodźmy najpierw odprowadzić twojego chłopaka...
– Przyjaciela. – przerwałam mu.
– Właśnie. – odparł zmieszany.
Pomógł mi wstać i ruszyliśmy wzdłuż korytarza. Cała się trzęsłam, a łzy zasłaniały mi widok. Modliłam się do bogów, żeby Nico wyszedł z tego cało. Nawet nie wiedziałam co mu jest, co tylko zwiększało mój niepokój.
W końcu weszliśmy do jakieś sali. Wyglądała jak podróbka szpitala. Chłopak wskazał mi krzesło, a syna Hadesa położył na łóżku.
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Nie mogę stracić Nica! Po prostu nie mogę! Zabraniam! Kocham go i gdyby coś mu się stało i to z mojej winy, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
– Pójdę po uzdrowicieli, a ty tu zaczekaj, dobrze? – zwrócił się do mnie. – Poza tym, jak masz na imię?
– Luna.
– Z którego jesteś nomu?
– Nomu? – spytałam, pierwszy raz słysząc takie słowo.
Zmarszczył czoło.
CZYTASZ
Herosi: dar czy klątwa. Uzupełnienie
FanfictionTo nie do końca normalna część, ponieważ to (tak jak wskazuje tytuł) jedynie uzupełnienie fabuły. Zaczyna się rok szkolny, a dla mnie okres, w którym nie ma ani chwili wytchnienia. Pędzę z zajęć na zajęcia, a w domu jestem dopiero późnym wieczorem...