Rozdział 12 "Chociaż znajomy zapach"

167 19 0
                                    

Zastanawiałam się, jaką miałam minę, ale najwyraźniej głupią, skoro policjant zaczął się śmiać.

Zapewne nie wiedziałaś, że nawet posiadasz ciotkę, prawda? – spytał mężczyzna, uśmiechając się. – Nawet macie takie same nazwiska.

Spojrzałam na kobietę. Czy to ta Sally? Czy ona wie, że jestem przyrodnią siostrą Percy'ego? Czy ona... zamierza mnie adoptować?

Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, podczas gdy funkcjonariusz kontynuował.

– Wszystko jest ustalone i gotowe, więc wystarczy kilka podpisów i już masz prawnych opiekunów. Jeśli chcesz, możesz porozmawiać o tym z panią Jones. Jeżeli, rzecz jasna, nie czujesz się jeszcze gotowa...

Próbowałam wszystko ogarnąć moją obolałą głową. Czyli to tak szybko działa? Myślałam, że będę mieć czas na oswojenie się z nowymi rodzicami, a tu rachu, ciachu i po sprawie.

– Jeśli chcesz, mogę najpierw opowiedzieć coś o sobie. – zaproponowała... Jak powinnam ją nazywać? Sally? Ciocia Sally? Pani Jackson?... Mamo? Przytaknęłam na propozycję. – Mam męża, Paula i trójkę dzieci, w tym jedno dorosłe. Nazywa się Percy. – popatrzyła na moją reakcję. – a młodsze to Charlotte i Eryk, bliźniaki. Lubię pisać, lecz teraz musiałam zawiesić moją pracę nad książką. Nie znałam twojej mamy, ale miałyśmy wspólnego ojca.

Pokiwałam głową. Nie wiedziałam co mogę powiedzieć. Nie chciałam nic mówić o sobie przy policjancie i pani Jones.


Wyszłyśmy z budynku tylnym wyjściem. Przy głównym czatowali paparazzi, a ja nie miałam ochoty im się pokazywać. Było to dla mnie krępujące, że się mną interesują, tylko dlatego że matka zaistniała w świecie modelingu.

Cała papierkowa robota została załatwiona w przeciągu kwadransa. Wszystko co odziedziczyłam po matce wpłynie na moje konto, gdy już stanę się pełnoletnia, a póki co mogę z nich korzystać z pewnym ograniczeniem. Moim miejscem zamieszkania stało się każde miejsce pobytu rodziny Jackson, i inne tym podobne reguły.

– Jak mam się do pani zwracać? – spytałam kobietę, która uśmiechnęła się ciepło.

– Możesz mówić mi "pani", ale "Sally" w zupełności wystarczy.

Wyszliśmy na prawie pustą uliczkę, ale ja mimo to naciągnęłam kaptur na głowę. Nie będę paradować po Manhattanie w brudnych włosach, w których wyniosłam prawie całą plażę.

Czy wiedziałaś od razu kim jestem? – zapytałam.

– Zadzwonili do mnie od razu po śmierci Cornelii. Percy wielokrotnie o tobie wspominał, więc owszem, wiedziałam.

– Sally, ja nie chciałabym robić problemu, w końcu wszystko dzieje się tak szybko, a ty masz dwójkę maluchów... Więc pomyślałam, że mogę mieszkać tam gdzie teraz, a zawracać co głowę będę jedynie, kiedy będzie trzeba coś podpisać.

– O nie, Lunita. Wzięłam za ciebie odpowiedzialność razem z Paulem, więc będziesz mieszkać z nami. – jej wzrok był nieco zagniewany, jakbym ją uraziła. – Na razie będziesz spała w pokoju Percy'ego. I tak myśleliśmy o kupnie większego mieszkania...

W mojej głowie pojawił się pomysł.

– A co gdyby wprowadzilibyście się do mojego domu? Spokojnie wszyscy się tam zmieścimy.

Nie wiem, Lunita...

– Ma tak stać i niszczeć? Może wystrój salonu, kuchni i jadalni faktycznie ci się nie spodoba, ale reszta pomieszczeń z pewnością będzie doskonała.

Herosi: dar czy klątwa. UzupełnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz