Rozdział 1

915 36 10
                                    

*Ashley*

Samotnie przemierzałam ulice Nowego Jorku. Jak zawsze. Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem przeżyłam na ulicy dłużej niż miesiąc, ale po jakimś czasie można nawet przywyknąć.  Wyglądam:

Teraz, mimo że nie byłam pełnoletnia miałam własne mieszkanie i przydział w wojsku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Teraz, mimo że nie byłam pełnoletnia miałam własne mieszkanie i przydział w wojsku. Wszystko dzięki fałszywym dokumentom i przyjaciółce. Fałszywe dokumenty załatwiłam sobie sama, a dzięki Peggy, to znaczy Margaret dostałam się do wojska. Aktualnie mam stopień sierżanta. To znaczy sierżantki. Przechodząc pod kinem usłyszałam huk. Poszłam na tyły budynku i zobaczyłam dwóch mężczyzn. A raczej chłopaka i mężczyznę. Ten pierwszy bawił się świetnie czego nie można było powiedzieć o tym drugim.

-Świetna zabawa, prawda? Naprawdę po co komu szachy, jeśli istnieje taka intelektualna gra jak wlewanie słabszemu?

-Odwal się, laluniu! Nie widzisz że jestem zajęty. Jak chcesz się spotkać to później.

-Podejdź tu twardzielu to się zabawimy.

On widocznie zachęcony odwrócił się, a wtedy przywaliłam mu klasycznym prawym sierpowym tak mocno że się zatoczył i upadł, po czym uciekł z uliczki mamrocząc pod nosem jaką jestem suką. Z tyłu usłyszałam brawa. Odwróciłam się i zobaczyłam przystojnego bruneta w mundurze. Jak to mówią, za mundurem panny sznurem. Jednak już wiedziałam że to kobieciarz. Na ludziach znam się jak mało kto.

-No widzę, że tatuś nauczył tego i owego, co? 

-Nie nauczył. 

-Słuchaj, masz dzisiaj wolny wieczór? Bo chciałbym pokazać ci drugi w kolejności najpiękniejszy widok na świecie?

-A jaki jest... Chwila, ile lasek na to wziąłeś?

-Jeszcze żadna mnie nie przejrzała. Ale nadal masz wolny wieczór?

-Dla narcystycznego kobieciarza, i swoją drogą najlepszego przyjaciela jakiego mógł sobie znaleźć ten tu? NIE.

-Skąd wiesz że jestem kobieciarzem?... To znaczy... skąd wiesz że się przyjaźnimy?

-Oczy są oknem do duszy.

-Więc zapraszam na Stark expo. Będziesz mogła w nią głębiej popatrzeć.

-Przykro mi ale na tym jakże prestiżowej wystawie mam zamiar pojawić się w towarzystwie kogoś innego.

-A kogo takiego?

-Jack'a Daniels'a. Będę opijać powrót na poligon.

-Coż... Ja natomiast będę opijać wyjazd na front.

-Jesteś ze 107?

-Owszem. I jestem z tego dumny. Ale dzisiaj wolałbym być dumny z towarzystwa twojej osoby. Jestem James, dla przyjaciół Bucky.

-Ashley. Do zobaczenia na wystawie.

Dopiero kiedy odeszłam zdałam sobie sprawę z tego że całkowicie zapomnieliśmy o poszkodowanym koledze Jamesa. Ale byłam zbyt podekscytowana Stark expo żeby się tym martwić. Poszłam do mieszkania żeby się przyszykować. Dzisiaj chcę lśnić. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Wtarłam w swoje ciało czekoladowy żel a włosy umyłam waniliowym szamponem. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się i wysuszyłam włosy i zakręciłam je w lekkie loki, po czym ubrałam sukienkę:

Zauważyłam że za chwilę się zacznie więc szybko ubrałam buty, wyperfumowałam się, zakluczyłam mieszkanie, po czym wyszłam

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zauważyłam że za chwilę się zacznie więc szybko ubrałam buty, wyperfumowałam się, zakluczyłam mieszkanie, po czym wyszłam. Miałam zamiar dobrze się bawić. Po jakże spektakularnym otwarciu skierowałam się do baru. Siedząc i sącząc postawionego mi wcześniej przez jakiegoś naiwniaka drinka obserwowałam tańczących ludzi. A wśród nich zobaczyłam Jamesa. Co mnie nie zdziwiło w towarzystwie dwóch innych kobiet. Niestety on mnie też zauważył, więc próbowałam udawać że mnie nie ma. Nie udało się. Widziałam jak zbywa swoje koleżanki i zmierza w moją stronę. O zgrozo. 

-No witam, witam piękną panią! Czy my się przypadkiem nie znamy?

-Całkiem przypadkiem, nie.

-Oj przestań Ash. Mogę ci mówić Ash.

-Możesz... O ile jeszcze się zobaczymy. 

-Więc na razie napawajmy się przyjemnością naszego towarzystwa. Zatańczysz?

-W sumie... to nie zaszkodzi.

Bez wachania wziął mnie w ramiona i już po chwili zaczęliśmy się kołysać w takt granej piosenki. Chyba pierwszy raz w życiu tak dobrze czułam się w czyichś ramionach. To dziwne bo zazwyczaj nie lubię gdy się mnie dotyka. W jego towarzystwie czułam się bezpiecznie, a prawie go nie znałam.

*Bucky*

Chyba pierwszy raz tak czułem się w towarzystwie dziewczyny. Sprawiała wrażenie tak młodej i delikatnej. Mógłbym jechać jutro na front tylko dla niej. Nie, Bucky! Przestań! nie możesz się zakochać! Chociaż właściwie... Nie. Jeśli zginę, to nie chcę jej łamać serca. Jeśli tylko by mi je oddała. Cóż... chyba pora skończyć z kobieciarzem Jamesem. Nie będę tęsknić.


Oczy to okno duszy | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz