Rozdział 4

554 28 0
                                    

Stałam pod lasem czekając na spóźnialskich. Przyszli. W końcu.

-Cześć Ash.

-Gdybyście należeli do mojego oddziału to robilibyście 10 kółek wokół obozu i 50 pompek. Macie szczęście.

-No to widzę że pani sierżant wprowadza tu żelazne zasady. No, no...

-Zamknij się Buck! A poza tym nie przyszliśmy tu rozważać wprowadzoną przeze mnie dyscyplinę.

-Opowiedz nam co się działo w sierocińcu.

-Byłam w sierocińcu od urodzenia. Nie czułam się tak dobrze. Pewnego dnia przyszli jacyś agenci. Zabrali mnie do laboratorium gdzie trzymali nie przez 4 lata wstrzykując różne nieznane mi substancje. Za każdym razem ból był nie do zniesienia. Pewnego dnia usłyszałam że w końcu coś im się udało. Chcieli mnie zaprowadzić na reset...

-Co to reset?

-Usuwanie pamięci. Kiedy prowadzili mnie do gabinetu zaczęłam z nimi walczyć. Wtedy odkryłam na czym polegały ich eksperymenty. Zaczęłam władać lodem i zamieniać się w cień. Wtedy się zbuntowałam i zaczęłam walczyć. Odmroziłam serca każdemu strażnikowi który wszedł mi w drogę. Biegłam przez nieskończoną plątaninę korytarzy. W końcu udało mi się wybiec na zewnątrz. Za sobą usłyszałam jakiś szmer. Szybko wbiłam komuś lodowy kołek w serce i dopiero wtedy zobaczyłam kto to był. Znałam go z sierocińca. Nazywał się Danny. Kiedyś próbował zachęcić mnie do rozmowy, jednak nie miałam ochoty na jakiekolwiek zbliżenie z ludźmi. Martwy opadł na kolana u moich stóp. Spanikowana zamieniłam się w cień i uciekłam. Miałam wtedy 15 lat... Wyrobiłam sobie dokumenty i wstąpiłam do wojska żeby o tym zapomnieć. I to chyba tyle...

-Wow... Myślałem że ta ja wiele przeżyłem... To... ile masz lat?

-Za tydzień 18.

-W sumie to nie jesteś taka młodsza od nas, nie?

-Tylko 4 lata. (Owszem. Odmłodziłam Steve'a i Buckiego. Nie zabijcie mnie. -dop. aut.) 

-Wiesz co Ash? Dalej jesteś mi winna wyjście.

-Bucky... A wiesz to jeszcze jestem ci winna?

-Co?

-To. -po tych słowach dałam mu z liścia.

-Za co to?! -powiedział oburzony, choć było widać że ma rozbawione oczy.

-Za pocałunek na stacji.

-W takim razie... -wziął moją dłoń w jego i z całej siły dał sobie przez twarz.

-A to za co?

-Za to. -po tych słowach wpił się w moje usta. Mimowolnie zaczęłam oddawać pocałunek, jednak kiedy usłyszeliśmy chrząknięcie oderwaliśmy się od siebie. No tak... Steve.

-Ładnie to tak przy ludziach?

-Jak ci się nie podoba to czemu tu stoisz? -zaśmiał się Bucky

-W sumie to nie wiem...

-No to leć.

-Lecę, lecę...

-No to kiedy się spotkamy?

-Może by tak jutro wieczorem?

-Dobrze panie sierżancie.

-Więc jesteśmy umówieni pani sierżant.

Rozeszliśmy się w swoje strony. Przez to zdarzenie miałam dziwnie dobry humor, co nie zmieniało faktu że chciało mi się spać. Szybko zakradłam się do swojego namiotu i poszłam spać. Obudziłam się jak zwykle o 6.00. Szybko się ubrałam i poszłam na apel. Razem ze Steve'm mieliśmy uczestniczyć i planowaniu napadu na bazy Hydry. Kiedy poruszyliśmy temat kto pójdzie Steve już miał plany co do tego. Poszliśmy do baru gdzie siedziała większość żołnierzy. W tym Bucky. W towarzystwie sekretarki Peggy. Jak ich zobaczyłam starałam się trzymać nerwy na wodzy. Prawie wyszło. Prawie. Chciałam do nich podejść, jednak w ostatniej chwili zawróciłam. Czemu? Bo metr przede mną zaczęli się całować. No tak... Czego ja się w ogóle spodziewałam?! Dobrze wiedziałam że to kobieciarz. Mówi się trudno. Pożegnałam się ze Steve'm który na szczęście tego nie widział bo zajął się załogą do napadu na Hydrę. Jednak zaraz przed wyjściem zapytał mnie czy pójdę za nim do Hydry. Oczywiście się zgodziłam. Nie zostawiam przyjaciół w potrzebie. Szybkim krokiem skierowałam się do lasu. Po chwili już biegiem przemierzałam las. Zauważyłam jak dawno nie śpiewałam. Kiedyś bez piosenki na ustach nie mogłam przeżyć dnia. Chwilę później zaczęłam wyśpiewywać pierwsze słowa piosenki.

Śpiewając ruszyłam przed siebie. Jednak chwilę później usłyszałam za sobą jakiś szelest. Szybko wyciągnęłam pistolet i wycelowałam komuś między oczy. Kiedy zobaczyłam kto to miałam ochotę naprawdę strzelić.

-Hej Ash. Ładnie śpiewasz.

-Hej Bucky. Jesteś idiotą.

-Czym zasłużyłem na taki tytuł?

-Ponieważ jestem kobietą mogę wypowiedzieć pewne słowa które powinny być wystarczającą odpowiedzią. DOMYŚL SIĘ. A tak po za tym śledzisz mnie?

-Co? Ja... Nie! Oczywiście że nie!

-No i tak całkiem przypadkiem poszedłeś na spacer po lesie w nocy, kiedy mogłeś jakże przyjemnie spędzić ten czas w towarzystwie sekretarki Peggy?

-Skąd ty... Widziałaś nas?

-Wyraźnie i z bliska.

-Słuchaj Ash, ja przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło...

-Przypomnij mi w następnym czasie żebym odkaziła usta. Pa.

-Ale Ash...

W tym momencie odwróciłam się w jego kierunku i wycelowałam w niego z pistoletu. Strzeliłam w drzewo obok jego głowy.

-Następnym razem nie daruję. Pa.

W milczeniu odeszłam od niego. Nie żałowałam jednak czułam się jakby przejechała mnie ciężarówka. Szybko się umyłam i poszłam spać. Jutro pierwsza akcja.

Oczy to okno duszy | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz