24.12.2007r.
To miała być ich trzecia wspólna wigilia. Przed pojawieniem się Taehyunga, święta były dla Jungkooka koszmarem. Co roku, kiedy musiał spędzać Boże Narodzenie w gronie swoich opiekunów i kolegów, czuł w sobie taką dziwną pustkę. Tak samo jak wtedy, kiedy osoby z jego klasy mówiły, jak to spędziły przerwę świąteczną z rodzinami, śpiewając kolędy przy choince...
Jednak teraz było inaczej. Jeszcze w pierwszą wigilię od pojawienia się starszego, czuł ten dziwny ucisk w sercu, jednak teraz było o wiele lepiej.
Sam nie wiedział, dlaczego nagle czuł, że wcale nie potrzebuje mamy i taty, żeby być szczęśliwym, ale miał co do tego pewne podejrzenia, które mogły być jak najbardziej prawdopodobne.
Po prostu jasnowłosy potrafił dać mu to, czego tak bardzo potrzebował. Dał mu opiekę, przyjaźń i miłość o jakiej wcześniej nie mógł nawet marzyć. Braterska miłość dwóch chłopców, która rosła z dnia na dzień.
– Jungkookie, chodź, otwieramy prezenty! – pisnął radośnie Taehyung, ciągnąc młodszego po schodach na sam dół, gdzie w ogromnej jadalni, w której godzinę temu jedli kolację wigilijną, czekała na nich wielka choinka z masą prezentów pod sobą. Jednak biorąc pod uwagę liczbę dzieci, które mieszkały w placówce, to tych paczek wcale nie było tak dużo.
W bardzo szybkim tempie sala wypełniła się czekających na podarki dziećmi, a to dało znać pani dyrektor, że może zaczynać.
Kobieta stanęła przed drzewkiem i zaczęła składać wszystkim życzenia, których i tak większość nie słuchała, będąc za bardzo przejęta ubranym w czerwony strój panem, który powolnym krokiem wtaczał się przed drzwi, a za nim i kilka mniejszych "elfów".
–Mikołaj! – krzyknęła jedna z młodszych dziewczynek, wskazując palcem na brodatego, a zaraz za nią w pisk ruszyła i duża część tych najmłodszych.
Oczywiście dla Jungkooka i Tae nie było to niczym niezwykłym, już rok temu odkryli, że tym "Mikołajem" był brat pani dyrektor, a rolę elfów odgrywali niektórzy opiekunowie. Ale przynajmniej dzieci miały zabawę. Bo chłopcy już nie pozwalali nazywać się dziećmi, w końcu brunet miał całe jedenaście lat, a Kim za kilka dni dwanaście, więc byli pełnoprawnymi nastolatkami.
Całe rozdawanie prezentów nie trwało zbyt długo, większość czasu zajęło uspokojenie tych wszystkich rozentuzjazmowanych lokatorów, a przekazanie każdemu paczki trwało dosłownie chwilę, bo każdy dostawał to samo - worek z kilkoma słodyczami i szalik. Jednak dla nich było to i tak wiele.
Poniektórzy dostali też po niewielkim, pluszowym misiu, ale to trafiało się nielicznym i najczęściej tym, którzy byli tutaj od urodzenia. Ale Jungkook mimo tego nie otrzymał przytulanki, starając się jednak udawać, że go to nie ruszyło.
Kiedy w końcu pozwolono rozejść się do pokoi, Tae jako pierwszy pociągnął młodszego za rękę i zaprowadził go na ich poddasze, od razu zamykając drzwi i rzucając torbę na łóżko.
– Święta już nie są takie fajne, jak wtedy, kiedy jeszcze wierzyliśmy w Mikołaja, prawda, Tae? - rzucił, siadając na łóżku swojego współlokatora, który już zdążył położyć się na nim plackiem. Jednak nie odpowiedział mu, jedynie wlepiając nieobecny wzrok w sufit. Brunet przechylił głowę, patrząc na niego z profilu i pomachał mu rączką przed oczami.
– Ziemia do Tae, gdzie tak odpłynąłeś? – zapytał, kiedy ten w końcu się otrząsnął i spojrzał w jego oczy.
– Ja nigdzie, po prostu... Przypomniałem sobie o mamie... – powiedział smutnym głosem, przenosząc się do siadu, żeby dorównać młodszemu i spuścił głowę, nie chcąc pozwolić, żeby ten widział jego nagły smutek. – Zawsze w wigilię robiliśmy sobie prezenty... – wyszeptał ledwo słyszalne, a dosłownie po sekundzie już znalazł się w ramionach jego najlepszego przyjaciela.
– Tae, proszę, nie płacz... – powiedział mu prosto do uszka równie cicho, gładząc uspokajająco plecy starszego.
– Ja nie płaczę... Wcale nie płaczę, po prostu... No bo pomyślałem, że skoro ja tak robiłem z mamą, to w tym roku tobie też coś dam, Jungkookie. – Kiedy tylko z ust szatyna wyleciały te słowa, młodszy odsunął się nieco, żeby spojrzeć prosto w jego oczy.
– Ale... Że prezent? – dopytał, nie rozumiejąc, czy źle go zrozumiał, czy Tae faktycznie przygotował coś dla niego...
– Tak, zamknij oczka – dodał szybko z wielkim uśmiechem na ustach, a Jungkook z lekką obawą wykonał jego polecenie. Zaraz poczuł, że Taehyung podnosi się z materaca, ale po kilku sekundach ten sam ciężar znalazł się obok, kładąc swoje dłonie na tych jego i odsłaniając je bardzo wolno. – Wesołych świąt, Kookie.
Brunet najpierw nie za bardzo zrozumiał co się dzieje, bo naprawdę nie mógł odwrócić wzroku od dwóch punkcików pod jego grzywką, które przyciągały całą jego uwagę. Jednak kiedy spuścił wzrok na jego dłonie, aż oniemiał z zachwytu.
Dostał najprawdziwszą na świecie, szmacianą przytulankę.
– Tae... – zdołał jedynie wyszeptać, zaraz po tym po prostu się rozpłakując.
– Teraz Ty nie płacz, bo zaraz ja się popłaczę – zajęczał, tym razem otulając swoimi ramionkami talię młodszego.
– Ale ja nic dla ciebie nie mam, Tae... – dodał cicho, w jednej dłoni ściskając rączkę zabawki, a palce drugiej mocno zaciskając na koszulce mniejszego. Było mu tak strasznie głupio, nawet nie pomyślał, żeby coś mu sprezentować... W końcu był jego najlepszym przyjacielem, powinien był...
– Nie mów tak już, dałeś mi najwspanialszy prezent na świecie! – Taehyung roześmiał się, wplatając jedną dłoń w nieco przydługie już włoski chłopaka.
– Hm? Ale ja nic nie dawałem...
– Dałeś mi siebie, Jungkookie.
A Jeon był teraz pewny, że zapamięta te święta do końca życia, właśnie dzięki tej ślicznej zabawce i dotyku ust starszego na samym środku jego czoła.
CZYTASZ
paper dreams ❧ kth · jjk
Random❛- Please, turn off the lights. - But why, hyung? - We don't need them. Your own brightness makes me feel I don't need anything else. I need only you to still alive.❜ gatunek: angst, fluff paring główny: taekook ostrzeżenia: zmieniony wiek bohaterów...