15.06.2005r.
Brunet przebierał nogami tak szybko, jakby goniło go stado wściekłych flamingów, a on nie chciał dać im się złapać na pożarcie. Minął jedne skrzyżowanie, potem zwinnie przeleciał przez wąską uliczkę, która była idealnym skrótem i zaraz znajdował się przed wielką bramą, na której wymalowane były kolorowe kwiatki i wesołe minki.
Taehyung kończył dzisiaj lekcje aż dwie godziny wcześniej, więc z tego powodu Jungkook wybiegł tak szybko ze szkoły, zaraz po usłyszeniu dzwonka.
Nie chciał zostawiać go samego na taki długi czas.
Starszy niezbyt odnajdywał się w nowym domu dziecka. Nie miał przyjaciół, oczywiście poza Jeonem, bo z nim był nierozłączny. Nawet z niektórymi opiekunkami jego kontakt ograniczał się do dziękowania za posiłek, czy witania na korytarzu. Ale on nie widział potrzeby zawiązywania bliższych relacji z kimkolwiek. Samemu czuł się o wiele lepiej.
Dziewięciolatek szybko zdjął swoje niebieskie trampki, które były lekko przemoczone przez kałużę, w które przez przypadek wbiegł podczas powrotu do "domu", odwiesił zieloną kurtkę na wieszak z jego imieniem i pędem ruszył w stronę schodów, na których szczycie znajdował się pokój jego i Taehyunga.
Plecak nieco mu ciążył, jednak zacięcie pokonał wszystkie sześćdziesiąt trzy schodki. Zdziwił go fakt, że na korytarzach nie było ani bawiących się dzieci, ani opiekunów. Myślał już, że zapomnieli o nim i pojechali na jakąś wycieczkę, jednak zza półotwartych drzwi jego sypialni wydobywało się delikatne światło, więc to w jego stronę zaczął się kierować.
Był już kilka metrów od przekroczenia progu, kiedy nagle poczuł czyjś dotyk na ramieniu, co spowodowało momentalny pisk i podskoczenie w miejscu. Na całe szczęście ową zmorą, której tak się przeraził, okazała się pani Park, której wyraz twarzy nie wyglądał na zbyt zadowolony.
– Nie możesz tam teraz wejść, Jungkookie – powiedziała szeptem, odwracając niczego nieświadomego chłopca tyłem do drzwi jego pokoju.
– Co? Dlaczego? A gdzie Taehyung? On też nie mógł wejść? Gdzie mam iść? – od razu zalał kobietę falą pytań, ale ona tylko pokręciła głową, nie odpowiadając na żadne z nich.
– Nie teraz, Jungkookie... Idź na świetlice i odrób zadania domowe, dobrze? Zaraz do ciebie przyjdę. – Popatrzył na nią, marszcząc brwi, ale posłusznie wykonał jej polecenie, ruszając w stronę wskazanego pomieszczenia. Miał nadzieję, ze Taehyung będzie tam na niego czekał.
Jednak, kiedy tylko wszedł do przestronnego pomieszczenia, wiedział, że coś jest nie tak. Już nawet nie przez to, że każda osoba, która się tam znajdowała, wlepiała w niego teraz wzrok, ale przez fakt, że żadna z tych par oczu nie należała do jego najlepszego przyjaciela.
– H...hej... Nie wiecie, gdzie jest Tae? – zapytał cicho, zajmując miejsce przy długim stole. Nagle wszyscy zaczęli szeptać coś między sobą, patrząc to na siebie, to na bruneta, a on nie miał pojęcia, o co chodzi. Nikt jednak nie był na tyle uprzejmy, żeby udzielić mu zwykłej odpowiedzi na pytanie.
Najzwyczajniej w świecie zaczął się bać, a pod jego przymkniętymi powiekami zaczęły zbierać się ciężkie łzy. Był tylko strachliwym dziewięciolatkiem, czuł się bezradny i najpewniej zaraz by się całkiem rozpłakał, gdyby nagle nie poczuł, jak coś pociąga za jego bluzę.
Otworzył oczy, zerkając w bok, gdzie zobaczył młodszego o dwa lata chłopca spod pokoju numer 14. O ile dobrze pamiętał, nazywał się Mingyu, ale nie dałby sobie za to uciąć rączki, w końcu jest mu bardzo potrzebna.
– Ty jesteś Jungkook, prawda? – zapytał cicho, jakby bojąc się, że ktoś może podsłuchać ich rozmowę. Ten był nieco zdezorientowany, ale potwierdził jego pytanie skinieniem głowy. Wtedy niższy chwycił jego dłoń i pociągnął go na drugą stronę pomieszczenia, gdzie leżał duży, bordowy dywan i dookoła porozrzucane były zabawki. Zdziwił się, że ten mały chłopiec, wyglądający na słabego, ma w sobie tyle siły.
Praktycznie wepchnął starszego do wnętrza dużego domku do zabaw i sam wszedł do środka, siadając na podłodze naprzeciwko niego.
– Co tu robimy? – zapytał, kiedy od dłuższego czasu jego porywacz po prostu patrzył to na niego, to na swoje rączki.
– Widziałem wszystko, co stało się Taehyungowi – odpowiedział szybko, praktycznie na jednym wydechu, na co Jungkook zmarszczył brwi, dalej nie rozumiejąc za dużo.
– Co mu się stało? Ktoś mu coś zrobił? Proszę, powiedz mi już! – Brunet zdecydowanie nie należał do osób cierpliwych, a zwłaszcza w momentach, w których jego Tae mogło coś grozić.
– Jak wchodził po schodach... Myśleliśmy, że po prostu się potknął... – Szatyn przełknął ślinę, zbierając się na dalszą część, widział, jak Jungkook zaciska dłonie na kolanach, co zdecydowanie nie wróżyło, ze przyjmie to spokojnie. – Szedłem za nim. Ktoś zawołał panią... Ale on się nie podnosił... Nagle zaczął się trząść... Nie wolno o tym mówić... Nie pozwolili nam... Mówili, żeby się nie martwić i nie myśleć... Ale ty powinieneś wiedzieć. Nie wiem, co się działo, ale to chyba coś groźnego, bo przyjechał pan doktor... Zamknęli się w waszym pokoju... – skończył, spuszczając wzrok, a w następnej chwili Jeon zerwał się z miejsca, rzucając szybkie "dzięki" i wyszedł z plastikowego domku.
Nie miał pojęcia, czy za to, co ma zamiar zrobić, nie zostanie ukarany, ale miał to w tej chwili głęboko w nosie. Ważniejszy był Taehyung.
Wybiegł ze świetlicy i ruszył prosto w stronę ich sypialni. Na całe szczęście drzwi nie były zamknięte, więc bez problemu dostał się do środka.
Sądził, że usłyszenie o całym zajściu było dla niego bolesne, ale ujrzenie jego starszego przyjaciela leżącego na łóżku z dziwną rurką przy ręce, całego bladego i z zamkniętymi oczami, było dla niego jeszcze większym ciosem.
Już nawet nie słyszał głosów opiekunek, ani lekarza, którzy wyciągali go siłą z pokoju. Jedynym, co się teraz liczyło, był cichy szelest, wydobywający się z półotwartych ust szatyna.
CZYTASZ
paper dreams ❧ kth · jjk
De Todo❛- Please, turn off the lights. - But why, hyung? - We don't need them. Your own brightness makes me feel I don't need anything else. I need only you to still alive.❜ gatunek: angst, fluff paring główny: taekook ostrzeżenia: zmieniony wiek bohaterów...