Rozdział 12

160 18 38
                                    

Obudziłam się w miękkiej pościeli. Musiałam zasnąć mu w ramionach. Wtuliłam głowę we własne ramiona. Dalej byłam przesiąknięta jego zapachem. Dawało mi to poczucie spokoju, co sprawiło, że wreszcie się zrelaksowałam. Przeciągnęłam się aż mi stawy zachrupotały. Przeprosił mnie, to za mało bym mu zaufała, ale zrobił to z własnej nieprzymuszonej woli. Gdzieś w głębi przeczuwałam, że jeszcze mnie odwiedzi. Wstałam z łóżka, ubrałam się i z szerokim uśmiechem na ustach wkroczyłam do jadalni. Wzięłam grysik i wbrew wcześniejszemu zachowaniu przysiadłam się do pielęgniarek oraz włączyłam się w ich rozmowę. Mój dobry humor i uśmiech na ustach chyba wszystkich zdziwił, więc nie dziwota, że po śniadaniu zostałam wezwana do doktora na przesłuchanie. Niemal w podskokach wkroczyłam do gabinetu.

- Witaj Natalio.

- Cześć doktorze.

Odpowiedział uśmiechem na mój uśmiech. Jego głos był jak zawsze delikatny i uspokajający.

- Siadaj i opowiadaj coś ty taka dziś wesoła.

Zajęłam miejsce naprzeciwko niego i bez dalszych zachęt zaczęłam mówić.

- Widzisz doktorze, pewien jegomość mnie nie odwiedza, ptaszki śpiewają, słonko świeci, ja się wyspałam, w nocy nie miałam koszmarów. Po prostu wymarzone warunki by niczym Werter strzelić sobie w łeb. Innymi słowy żyć nie umierać

Oboje się zaśmialiśmy. Ach te literackie żarty.

- Cieszy mnie twój dobry humor i fakt, że dziś rozmawiałaś z ludźmi. Mam nadzieję, że się już taki stan rzeczy utrzyma. Martwi mnie jednak to, że wczoraj płakałaś. Nikt do ciebie nie wchodził, gdyż uznałem, że gdyby coś się działo to raczej byś krzyczała. Jednak wolałbym wiedzieć jaki był powód.

Mój uśmiech się zmniejszył. Było mnie aż tak słychać? Co jeszcze było słychać? Cholera! Nerwowo potarłam nadgarstki. Musze uważać na słowa. Spokojnie, tylko spokojnie. Nie panikuj kobieto!

- Ja... Ja tego potrzebowałam. Porozmawiałam sama ze sobą, wygarnęłam sobie wiele rzeczy i wiele kwestii przedyskutowałam. Potem zrobiło mi się jakoś tak smutno i po prostu zaczęłam płakać.

Lekarz przypatrywał mi się uważnie i bez słowa. Wreszcie przyjaźnie się uśmiechnął, co momentalnie odwzajemniłam.

- To co zrobiłaś było bardzo dobre. Dokonałaś samooceny. Zrozumiałym jest, że zaczęłaś płakać, wszak rzadko się zdarza by pacjent po dokonaniu samooceny nie zaczął płakać. Jest to ważny zabieg, który często zaważa na losach dalszego leczenia.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym stwierdził, że to wszystko i że mogę iść. Czułam się głupio okłamując go, ale co mogłam zrobić. Przecież nie powiem mu prawdy! Jak zwykle wzięłam blok, kredki i ołówki, by z takim wyposażeniem umiejscowić się na parapecie w blasku ciepłych, słonecznych promieni. Wszyscy byli zdziwieni moim uśmiechem, ale odpowiadali na niego. Co śmielsze osobniki nawet podchodziły porozmawiać. Nie były to długie rozmowy, dalej byłam nieufna. Jednak, wreszcie nie czułam się samotna, mimo że go przy mnie niema to czeka i mnie chroni.

Chroni? Nie rozśmieszaj mnie! Znów Cię uderzy.

Nie!

Dziewczyno otwórz oczy to morderca.

Zmieni się.

W mojej głowie rozbrzmiał mój własny śmiech. Cóż, nawet według mnie było to śmieszne, absurdalne i zajechało tanim romansidłem. On się nie zmieni, bo ludzie się nie zmieniają. Czy jestem w stanie znieść takie życie? Poniżana, bita, by po chwili zostać przytulona, pogłaskaną po głowie... Potrząsnęłam głową odsuwając od siebie czarne myśli. Nie mogę teraz o tym myśleć! Spojrzałam na rysunek. Typowy sielankowy krajobraz. Łąka, kwiaty, drzewa w tle i jakaś bliżej nieokreślona kobieta zbierająca badyle. Nic co mogłoby zaniepokoić lekarzy czy pielęgniarki. Wyrwałam kartkę i zabrałam się za kolejny sielankowy widoczek. Do kolacji powstało ich sześć. Po kolacji i wieczornej toalecie szybko czmychnęłam do sypialni. Korytarze psychiatryka nocą to istna sceneria rodem z horroru, zwłaszcza w połączeniu z moja wyobraźnią. Zgasiłam światło i wskoczyłam pod kołdrę. Jakie było moje zdziwienie, gdy łóżko wydało z siebie jęk bólu i dezaprobaty. Wyplatałam się z kołdry i delikatnie uniosłam róg znajdujący się przy wybrzuszeniu. Uderzył mnie blask i gdyby nie czyjeś dłonie skończyłabym na podłodze. Delikatnym ruchem zostałam przyciągnięta do ich właściciela. Wtuliłam głowę w ramię Lalkarza. Czułam się tak bezpiecznie.

Złote NiciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz