Rozdział 4

188 20 67
                                    


- Kolejne dni mijały bezstresowo, to znaczy prawie. Przez tydzień go nie widziałam, mimo że wiem, że gdzieś tu jest i mnie obserwuje. Czasami kątem oka widziałam złote nici, lecz jak tylko spojrzałam w ich kierunku one znikały. Nie wiem co mnie ciągnie w ich kierunku. Z jednej strony się ich boję, z drugiej chciałabym żeby był obok mnie...

- Rozumiesz, że to brzmi jak urojenia osoby chorej psychicznie? Natalio, w realu ludzie nie latają a z ich palców nie wychodzą złote nitki.

- Pani doktor, ja nie kłamię. On naprawdę istnieję!

Nie potrzebnie podniosłam głos. Lekarka westchnęła i spojrzała na mnie.

- Natalia, to powoli robi się nudne, jeśli terapia dalej nie będzie przynosić skutków umieścimy Cię na udziale zamkniętym. Nie przeczę ogromny postępem jest, że odzyskałaś wspomnienia, ale brzmią jak majaki szaleńca.

- Dlaczego pani nie może mi po prostu uwierzyć?

- Chciałabym, ale w to się po prostu nie da uwierzyć. Miej na uwadze, że po incydencie w cyrku zostałaś znaleziona w łazience. Może jest to reakcja obronna twojej psychiki na próbę samobójczą, może sama sobie próbujesz to w miarę racjonalnie wytłumaczyć? Niestety twoje wytłumaczenia nie mają nic wspólnego z racjonalnością. Wybacz, ale w takim układzie należy zwiększyć dawkę leków.

Spojrzałam na nią spod łba, a ona zajęła się wypisywaniem recepty. Nie wiem po co skoro i tak nie łykam tych pigułek, czuję się przez nie jeszcze gorzej. Wzięłam receptę i bez słowa wyszłam.

W domu jak zwykle przywitała mnie cisza. No nic, zamknę się w pracowni i wreszcie skończę obraz. Wzięłam jeszcze z kuchni herbatę oraz ciasto i ruszyłam do mojego królestwa. Puściłam pierwsza płytę z brzegu, jak wywnioskowałam po pierwszych dźwiękach Nightwish. Zabrałam się do pracy nucąc pod nosem. Moje zdolności wokalne można przyrównać do zdolności kota zdychającego na pustyni, naprawdę. Kolejne pociągnięcia pędzla zbliżały mnie do zakończenia. Jeszcze tylko wycieniować i będzie koniec. Uczucie bycia obserwowaną nasiliło się, lecz ja, będąc w transie malarskim, je zignorowałam. Ignorancja powinna być jednym z grzechów głównych... A może jest? Będę musiała później sprawdzić w necie. Ostatni raz oderwałam pędzel od płótna, gdy usłyszałam jego głos.

- Malujesz znacznie lepiej niż kiedyś.

Odwróciłam się jak oparzona w jego stronę.

- Co ty tu robisz?

Nie wiem czemu w moim głosie słychać było wyrzut.

- Mówiłem, że jeszcze wpadnę. Miałem wpaść wcześniej, ale byłem ciekaw co powiesz swojej lekarce na sesji.- Moje oczy wyglądały w tym momencie jak dwie dwuzłotówki. Minął mnie i podszedł do płótna.- Wiesz, bardziej mi się podobał ten obraz co go namalowałaś ostatnio. Muszę przyznać, że jak na osobę, która mnie nie pamiętała bardzo dobrze odwzorowałaś szczegóły.

Spojrzał w moje oczy. Wiedziałam, że szybko się stąd nie wyniesie. Wzruszyłam ramionami.

- Cóż, każdy ma swój gust, ja wolę ten obraz. Skoro już tu siedzisz to chcesz herbaty?

- A nie odmówię. Ciasto jeśli jeszcze jest to też bym zjadł.

Prychnęłam a on tylko się szeroko uśmiechnął.

Po chwili wróciłam z kubkiem herbaty i jeszcze jednym kawałkiem ciasta. Chyba nie powinno się mordercy częstować ciastem i herbatą.

- To powiesz mi wreszcie czemu zawdzięczam twą wizytę?

Złote NiciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz