— Angelique… — wyszeptał Juliusz, czując intensywny ból palący gardło. — Angelique, już dziewiąta!
Do izdebki wbiegła drobna francuzeczka, niosąc w dłoniach filiżankę, dzbanek z herbatą i zawinięty skrawek płótna. Zbliżyła się do rozbechtanego łoża i rzuciła okiem na swojego pracodawcę, spoconego, rozpalonego poetę.
— Cóż panu jest, o której pan wrócił? — zagadnęła ze zmartwieniem.
— Wlej mi herbaty. Proszę.
Nie napierała. Delikatną dłonią chwyciła naczynie i nalała gorącego naparu, co chwila spoglądając na twarz mężczyzny. Proszę na mnie spojrzeć, błagała w myślach. Niech pan spojrzy mi w oczy, choć ten jeden raz…
— Dziękuję. — Juliusz dźwignął się z trudem na kant materaca, by sięgnąć po filiżankę.
Angelique obserwowała go każdego poranka. Pragnęła, by któregoś dnia cudowny pan Słowacki skończył z jej paryską rutyną, w końcu odwzajemniając gorące uczucie, którym go darzyła. By przestał widzieć w niej jedynie swą służkę, a ujrzał kochankę.
Lecz jej nadzieje słabły, gdy tylko poeta wracał do kamienicy, myśląc nie o niej, a o Mickiewiczu. To o nim opowiadał w listach do matki, to jego opisywał na kartach niewydanych liryk, które co noc musiała sprzątać biedna dziewczyna. To na niego chciał patrzeć, choć tego wzroku pragnął kto inny.
— Co to? — Polak wyrwał ją z zamyślenia. Wskazał na małe zawiniątko. — Profesor Champelet miał zaprzestać trzymania mnie na ziołach.
— Tak, panie Słowacki, ale to nie od profesora…
— Więc od kogo? — spytał zaskoczony.
Angelique zamilkła.
— Rozumiem — mruknął Juliusz. — Nie będę się szprycować obcymi…
— Chłopiec się nie przedstawił. — Dziewczynie zadrżały dłonie, spuściła głowę. — Powiedział, że gdy tylko będzie się pan gorzej czuł, sam pan, przez rozsądek, skorzysta z pakunku. I tak pomyślałam, że może ten pot, to przez pańską chorobę…
Poeta wstał osłabiony, zerkając na przyniesiony lek. Rzeczywiście, gruźlica niezmiernie doskwierała mu tej nocy, tak jak myśl o minionym balu u Mickiewiczów. Nie mógł jednak skorzystać z ziół, które okazać się mogły nie lekiem, a zwykłą trucizną.
Bal. Ta myśl przeszyła go niczym grom z jasnego nieba, powodując ostry ból skroni.
— Angelique, posprzątaj, moja droga. Muszę się przejść. — Juliusz skierował się do szafy.
Dziewczyna zabrała nakrycie stołu i zniknęła za progiem kuchni. Już brakło jej sił, by kochać nieosiągalne.
YOU ARE READING
Oddaj pióro, Juliuszu
Romance- Adamie... Usłyszał mnie. Spojrzał na mnie tak jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Był to wzrok srogi, zmęczony, awanturniczy. W takich chwilach jak ta, gdy za oknem szalała burza, a mój policzek piekł niemiłosiernie, bałem się. Ten strach. To właśnie...