Rozdział Pierwszy

1K 83 101
                                    

Wyszedłem w pośpiechu ze szkoły, omijając wszelkich ludzi. Ten dzień w placówce wyglądał jak wszystkie inne. Codzienne sytuacje stały się dla mnie... dość ciążącą rutyną. Cóż, znowu mnie pobili. Znowu się ze mnie śmiali. Znowu mnie wyzywali.

Bezwartościowa, bezużyteczna dziwka.

Westchnąłem. Moje życie faktycznie było do dupy. Nikt mnie nie szanował, zawsze ludzie tylko poniżali. Nie rozumiałem tego, w końcu, każdy może zostać kim chce? Dość mocno wierzyłem w tę kwestię, jednak... miejscami zaczynałem w to powątpiewać.

Nie mogłem wrócić do domu, o nie. Moje oceny nie zaliczały się do tych najlepszych, zwłaszcza przez ostatnie tygodnie. Mama nie byłaby zadowolona, a przecież nie mogłem jej kolejny raz rozczarować. I tak wiele dla mnie zrobiła. Co prawda, nie byliśmy biedni, ale ona tak czy siak ciężko pracowała na to, co aktualnie mamy. Była naprawdę przemiłą i przecudowną kobietą, mogłem powiedzieć jej wszystko, dosłownie wszystko, a ona powiedziałaby, że nic nie szkodzi i wciąż kochałaby mnie takim, jakim byłem. Jej kochanym synkiem. No właśnie. Dokładnie tak było, gdy powiedziałem jej, że jestem gejem. Nie wściekała się, tylko mnie przytuliła. Byłem wtedy szczęśliwy.

Och. Byłeś.

Nie stało się tak jednak, kiedy powiedziałem to mojemu przyjacielowi. Zachował się inaczej, niż tego oczekiwałem. Wyśmiał mnie i wyzwał od ludzi obrzydliwych. Potem, rozgłosił to w całej szkole. Po niedługim czasie każdy wiedział o mojej orientacji i skończyło się życie usłane różami.

Problem. Kłamstwo. Błąd.

Postanowiłem, że zamiast iść tam, gdzie nie chciałem, pójdę do Niall'a. Tylko on i Liam zostali ze mną po tym wszystkim. Zresztą, miałem się do niego przejść! Obiecałem mu, bo wyjeżdżał do Irlandii, żeby spędzić trochę czasu z rodziną. Nie mieszkał wcale daleko, dwa domy ode mnie. To nie jest daleko, prawda?

Stając pod jego drzwiami, zauważyłem już parę stojących walizek. Zdążył się spakować, ale po co były mu dwa bagaże? No cóż, czyli miał wybywać z kraju za około godzinę, pomyślałem. Zapukałem kilka razy do drzwi. Nikt nie odpowiadał, więc miałem odejść, ale nagle otworzyły się drzwi, a w nich zobaczyłem rozpromienionego chłopaka.

- Niall. - powiedziałem. Nie miałem w zwyczaju okazywać publicznie uczuć, on to doskonale wiedział. Jednak, podszedł do mnie i mocno objął - Puść mnie, klusko.

- Harry! Nie nazywaj mnie kluską! - powiedział, odsuwając się. - Rozmawialiśmy przecież o tym! - udał zezłoszczonego, lecz po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. Tak, tylko on potrafił poprawić mi humor. Liam raczej się mną opiekował. Byłby świetnym ojcem, pomyślałem.

Pokręciłem głową na zachowanie blondyna.

- Tak. tak. - przewróciłem oczami. - Wiesz, chciałem ci tylko... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ jakaś średnich rozmiarów rzecz uderzyła mnie prosto w głowę. - Ałć! - syknąłem. Kurde, to jednak bolało. Chyba była to piłka do koszykówki, ale mogłem się mylić.

Odwróciłem się, żeby zmierzyć się z osobą, od której dostałem po łbie. Kiedy już to zrobiłem, ujrzałem... Liam'a. Cholera, co on tu robił? Niall powiedział, że już się z nim żegnał. Może był tu z przypadku? Chociaż, nie. Jedynym jak dla mnie sensownym wytłumaczeniem byłoby to, że jedzie z nim. To wytłumaczyłoby te dwie walizki. Szkoda tylko, że zachowali w sekrecie ten fakt i nie raczyli mi o nim powiedzieć. Przecież bym zrozumiał. Mimo wszystko, Liam z Niall'em przyjaźnili się od piaskownicy, a ja doszedłem do ich grona dopiero jakieś dwa lata temu. Mogli mi jeszcze na tyle nie ufać. No cóż, i tak poczułem się nieco zdradzony. Głos w środku kazał mi się o to dopytywać, ale sam tego nie chciałem.

- Przepraszam, Harry! - powiedział. - Chciałem tylko, żeby Niall wsadził piłkę do bagażnika, ale nie zauważyłem cię, pojawiłeś się tak szybko! - mówił z taką prędkością, że ledwo go zrozumiałem. Czyli wyszło na to, że moja teza się potwierdziła. Zdradziły to nie tylko walizki, lecz również mina bruneta, który chyba zorientował się, że powiedział kilka słów za dużo.

- Czyli wyjeżdżacie razem. - pokręciłem głową drugi już raz w tym dniu. - No cóż, miłego urlopu. - uśmiechnąłem się lekko. Może nie był to prawdziwy uśmiech, ale był na tyle wierzytelny, aby chłopcy w niego uwierzyli.

- Przepraszam, że nie powiedzieliśmy ci wcześniej. - Niall podrapał się po karku, patrząc w ziemię z grobową miną. Westchnąłem po raz kolejny i poklepałem go po ramieniu, mówiąc że nic nie szkodzi. On jedynie przybrał na usta banana, który na całe szczęście w żadnym przypadku nie przypominał grymasu.

Wrócił twój Niall.

Pokiwałem sam do siebie, pierwszy raz w życiu zgadzając się z moimi myślami. Zwykle zaprzątały mi głowę wyzwiskami i przypominaniem o tym, jak bardzo beznadziejny byłem. Niestety, zaczynałem w to powoli wierzyć.

Co jak co, ale cię słyszę, Styles.

Pomachałem do chłopaków, nie mogąc z siebie wydobyć ani jednego słowa. Czyli zostałem sam. Znowu. Nie miałem pojęcia, czy w ogóle bym to przetrwał. Cóż, przynajmniej musiałem spróbować, tak?

Odszedłem od domu Niall'a, zastanawiając się gdzie miałem pójść. Na pewno nie do domu, oczywiście. W zasadzie, było takie pewne miejsce w lesie, a tak naprawdę drzewo. Było chyba największe i dosyć często tam chadzałem, gdy czułem się źle. Nie chodził w tamto miejsce praktycznie nikt, a jeśli już, to nie widział mnie. Więc bez dłuższego monologu wewnętrznego postanowiłem się tam udać. W końcu, była to moja samotnia, gdzie na spokojnie mogłem pobyć sam ze sobą i swoimi (natrętnymi) myślami.

Problem. Kłamstwo. Błąd.

Tak jak już wspomniałem, udałem się do lasu. Nie był tak blisko jak dom blondyna, ale dalekim dystansem bym tego nie nazwał. Był duży, liściasty. Tak bardzo pachniało w nim naturą, grzybami i drzewami. Naprawdę, kochałem lasy. Wszelkiego rodzaju. Były jak dla mnie najpiękniejsze z wszystkich tworów matki natury. Patrzenie na to wszystko co nimi było, odpędzało mnie od złych spraw i wspomnień, których za wszelką cenę chciałem się od zawsze pozbyć. Był dla mnie przyjemną odskocznią. Nie wszystkie w końcu takie były, prawda? Niektórzy ludzie zadawali sobie ból fizyczny jak i psychiczny, aby zapomnieć. Nigdy nie podobała mi się żadna z tych dwóch opcji, ale mój umysł jak zwykle zresztą musiał myśleć inaczej. Nie potrafiłem się kontrolować. Ech. Chyba Bóg miał dla mnie takie właśnie plany.

A jakie inne miałby mieć?

Kiedy byłem już na miejscu, wspiąłem się na drzewo, a dokładniej na jedną z jego najgrubszych i najwyżej zamieszczonych gałęzi. Z tej wysokości nikt nie mógł mnie dostrzec.

Byłem zmęczony. Tak bardzo zmęczony. Pragnąłem tylko snu, ale nie takiego jak zawsze. Chciałem spokojnego snu, bez koszmarów. Miałem ten malutki promyk nadziei, że jednak taka niespodzianka mnie spotka. Chociaż, czy nie za dużo ich w tym dniu już miałem? Możliwe, że tak. Możliwe, że nie.

Ułożyłem się jak najwygodniej na gałęzi, żeby spało mi się lepiej. Zanim odpłynąłem w krainę Morfeusza, zdawało mi się słyszeć piękny, wysoki głos, śpiewający melodię, której nigdy w życiu nie słyszałem.

✔️The boy with long eyelashes || Larry Stylinson PL ||✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz