Rozdział Trzeci

672 74 21
                                    

Ilustrację zrobiłam ja. ;}

Pisałam ten rozdział i pisałam, uh. ;-;

Z pomocą przyszła mi piosenka "war is love"~.


Siedziałem przerażony i zmrożony do szpiku kości przez dobre dziesięć minut. Owszem, słyszałem w życiu kilka razy jakieś komplementy, ale nie od osób, które znałem jakieś pół godziny! Właściwie, to nawet nie wiedziałem jak miał na imię!

Chłopak chyba zauważył moją dosyć dziwną reakcję, bo znowu bardzo mocno mnie przytulił, mrucząc co chwilę ciche przeprosiny. To było bardzo rozczulające. Najwidoczniej nie lubił, gdy ktoś był smutny z "jego winy". Brał wszystko na siebie, uważając że to właśnie on zawinił.

- Ej, Słoneczko. Co robisz? - zachichotałem cicho, patrząc na niego. Kiedy podniósł głowę, żeby na mnie spojrzeć, zauważyłem w jego oczach łzy. Jedna z nich zdążyła popłynąć po jego zaróżowionym policzku. To dziwne, nie widziałem wcześniej żadnych wypieków na twarzy chłopca.

- No bo... - przygryzł wargę. Powtarzam kolejny raz, Boże, gdyby on wiedział co ze mną robi. Wyglądał tak niewinnie, przyklejony do mojego brzucha, ze swoimi małymi rączkami trzymającymi moją talię. - Sprawiłem, że jesteś smutny. Ja nie chciałem! - kolejna słona łza opuściła jego oko. Sięgnąłem dłonią do jego twarzy i ją wytarłem.

Ten widok... przesłodki. Wyglądał jak małe dziecko, tak samo się zachowywał. Mimo wszystko, nie był irytujący. Był jak mała kulka, w której zebrano całą słodycz dostępną na naszym świecie.

- To nie twoja wina. - uśmiechnąłem się szeroko do niego. On również to zrobił. Wszystko było już w porządku. No... prawie wszystko. - A teraz złaź ze mnie, chyba że nie chcesz żebym ci pokazał skończoną koronę.

Tym razem to on zachichotał, puszczając mnie i wracając na swoje miejsce. Ja, wziąłem niezrobiony jeszcze wianek i zacząłem go dokańczać. Nie był zły, pasował do otoczenia. Czułem na sobie jego wzrok. Podniosłem głowę znad rzeczy i faktycznie, wpatrywał się we mnie, nie w to co robiłem. Zarumieniłem się niemal natychmiast, bo on nadal się uśmiechał.

Odwróciłem szybko wzrok, z powrotem poświęcając całą swoją atencję wiankowi. Był prawie skończony, wystarczyło jeszcze dodać dwa kwiaty. Po zrobieniu tego, uśmiechnąłem się do samego siebie. Wyglądał ładnie, pasowałby do jakiejś uroczej osoby.

Z przemyśleń wyszarpało mnie czyjeś westchnięcie zaskoczenia. Oczywiście, właścicielem było moje siedzące nieopodal Słoneczko. Parsknąłem rozbawiony, bo przecież to był jedynie zwykły wianek, który każdy może sobie zrobić, tak naprawdę w każdej chwili. A chłopak wpatrywał się swoimi wielkimi ślepiami w niego, jakby był czymś niezwykłym. Na twarzy widać było podziw i szczęście. Patrząc, przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

- Chcesz go? - spytałem, uśmiechając się jeszcze szerzej niż przedtem. On zaczął wgapiać się we mnie. Siedzieliśmy tak przez dłuższy moment, dopóki chłopiec się nie otrząsnął. Trząsł energicznie głową.

- Tak, tak, tak! Daj mi go, Harreh, proszę! - wyciągnął po niego rękę, ale ja szybko zabrałem rzecz sprzed jego nosa. Pokazałem ręką, żeby przysunął się do mnie. Kiedy już to zrobił, delikatnie położyłem na jego głowie wianek. Pisnął dosyć głośno, na co zachichotałem, zatykając sobie w tym samym czasie uszy. On był zadowolony jak nigdy wcześniej, a przecież, powtarzam kolejny raz, to tylko zwykłe rośliny plecione w okrąg.

Kiedy przestał wydawać z siebie śmiercionośny dźwięk, odsłoniłem uszy. Odsunął się ode mnie i spojrzał w moje oczy. Ja sam zatraciłem się w jego. Wyglądały jak ocean, spokojny, choć tak bardzo burzliwy.

- Powiedz jak wyglądam, jak wyglądam, Harreh! - choć nigdzie się nie ruszał, miałem wrażenie, że jednak latał. Latał tam gdzieś, wysoko, na niebieskim niebie. Wyobraziłem sobie nas, siedzących na chmurach, patrząc na sytuację, która działa się pod nami, dawno temu. - No powiedz! Jak wyglądam? - przypatrywał mi się jeszcze intensywniej, próbując odgadnąć moje myśli. Szczerze, za każdym razem udawało mu się.

Pytanie chłopaka krążyło mi w głowie cały czas, z każdą chwilą coraz głośniejsze. Jak wyglądasz? Pięknie. Niesamowicie. Cudownie...

- Ślicznie, Słoneczko. - powiedziałem w końcu, nadal nie zrywając kontaktu wzrokowego. - Naprawdę ślicznie. Pasuje ci... - nie dokończyłem, zastanawiając się co powiedzieć, żeby nie wyjść przypadkiem na idiotę, czy może prostaka. - do twojego sweterka, do twoich rzęs, do twoich oczu... Do wszystkiego! - palnąłem.

Uśmiechnął się tak szeroko, iż miałem wrażenie, że za kilka sekund dotknie uszu.

Cały dzień minął mi z nowo poznanym chłopcem. Mimo że nie znałem kompletnie niczego na jego temat, postanowiłem wrócić w to miejsce. Naprawdę miło mi się spędzało z nim czas, zwłaszcza w taki dzień, taką piękną pogodę. Tak jak już wspominałem, potrafił mnie rozbawić niemalże do łez, co udawało się nielicznym. Żeby być szczęśliwym, do tej pory tylko Niall'owi. Rzadko, ale jednak. A tu co? Pojawił się pewien nieznajomy chłopiec i od razu zacząłem znów się uśmiechać i śmiać. On miał jakiś dziwny wpływ na mnie. W dobrym tego słowa znaczeniu, oczywiście.

Niestety, chwila rozstania nadeszła zbyt szybko. Kiedy zorientowałem się, że robi się ciemno, postanowiłem iść do domu. Mama nie mogła się zamartwiać, nie było to na jej nerwy. Pożegnałem się z niebieskookim i udałem się w drogę powrotną. Westchnąłem cicho. Nie chciałem tam wracać, tym czasem następnego ranka do szkoły. Po prostu nie mogłem, miałem wrażenie że się właśnie tym razem załamię. Starłem pot z czoła i wszedłem do domu.

- Już jestem, mamo! - krzyknąłem, kiedy zdejmowałem buty. Odpowiedziała mi cisza. Zaniepokoiłem się, bo mama nie miała w zwyczaju nie odpowiadać.

Wszedłem więc do salonu. Odetchnąłem z ulgą. Moja rodzicielka spała na kanapie, widać było ślady łez na jej twarzy. Uśmiechnąłem się smutno. Pobiegłem szybko na górę do sypialni i zabrałem koc. Zszedłem z powrotem na dół, żeby potem przykryć kobietę kocem. Pomknąłem do swojego pokoju, nie zastanawiając się kolacją. Nie byłem głodny, nie po tym jak zobaczyłem swoją mamę, która była najprawdopodobniej po jakimś ciężkim przeżyciu. Miałem wrażenie, że tylko niebieskooki chłopiec w tej sytuacji mógł poprawić mi humor. Był w końcu moim Słoneczkiem, zawsze promiennym i zbyt dobrym dla wszystkich i wszystkiego na tym świecie.

Kiedy byłem już w łóżku, gotowy do spania, zdałem sobie sprawę z czegoś szokującego.

Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia, ale jednak... stało się.

Zakochałem się.

W pewnym chłopcu, słodkim jak nikt inny.

W chłopcu z długimi rzęsami.

✔️The boy with long eyelashes || Larry Stylinson PL ||✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz