Rozdział Drugi

831 80 128
                                    

Więc, drugi rozdział, eh? Przepraszam, miał być wczoraj. Ale wiecie, test z biologii i te sprawy. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i dalej będziecie to czytać, bo naprawdę jest to ciekawa historia. Oczywiście, napiszcie też czy mam pisać na początkach lub końcach rozdziałów takie notki jak ta, czy coś. Jak zwykle oczywiście proszę o bardzo szczerą opinię! Dobra, nie przedłużając, zapraszam do czytania! ;))


Obudziłem się, z obolałym karkiem i plecami. Co prawda, nie miałem koszmarów. Pierwszy raz od długiego czasu mogłem zasnąć spokojnie i bez obaw. Miałem wrażenie, że po dużej części było to zasługą miłej temperatury i akompaniamentu wysokiego głosu, śpiewającego jakąś melodię lub piosenkę. Był naprawdę piękny, taki delikatny i przyjemny dla ucha. Zamruczałem cicho. Tak, podobało mi się to. Nawet bardzo, pomyślałem. Za jego zasługą nie nachodziły mnie zbędne i pesymistyczne myśli. Byłem w stu procentach pewien, że należał do chłopca, o kilka lat młodszego ode mnie. Co jakiś czas tajemniczy głos cichł i zdawało się słyszeć fragmenty jakiejś rozmowy. Czyli jednak nie jest sam, tak? Westchnąłem cicho i leniwie zszedłem z drzewa. Przeciągnąłem się i ziewnąłem głośno, przymykając przy tym oczy. Po wszystkim przybrałem lekki, ale szczery uśmiech na twarz, bo przecie hej! Od wielu lat nie spałem tak dobrze, jak wtedy!

Wytężyłem słuch, gdy znów usłyszałem melodię. Może będę mógł go poznać? Skierowałem się w stronę dźwięku. Jak widać musiałem podążać w dobrą stronę, bo było coraz głośniej i głośniej. Szedłem chwilę, aż wyszedłem z lasu na piękną łąkę, w odcieniach jasnej zieleni i różu. Było tam wiele kwiatów, większość w różnych odcieniach koloru wymienionego powyżej. Słońce świeciło bardzo mocno, a na niebie nie było ani jednej chmury. Dopiero po paru minutach patrzenia na cudowny widok, zobaczyłem drobnego chłopca siedzącego na trawie, prawdopodobnie właściciela głosu. Odziany był w pudrowo-różowy sweterek, o wiele większy niż być powinien, białe i nieco schodzone Vansy i szorty z jasnego dżinsu. Miał bardzo jasną cerę, karmelowe włosy i duże, niebieskie oczy przeszywające mnie na wylot. Jego grzywka zasłaniała jedną z jego wielkich gałek, przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo i młodo, niż wcześniej, gdy nie dostrzegałem jeszcze tych wszystkich szczegółów. Szatyn uśmiechał się szeroko i patrzył na mnie z wyraźną ciekawością.

Choć byłem wyraźnie typem człowieka aspołecznego, postanowiłem się z nim przywitać. Lecz jak zwykle, Bóg miał dla mnie kompletnie inne plany. W drodze do chłopca, potknąłem się o rzecz, która chyba w ogóle nie egzystowała. Przewróciłem się, jak zwykle zresztą błaźniąc się na pierwszym spotkaniu z osobą, której nawet jeszcze nie znałem. Pieprzyć mnie i pieprzyć moje nogi.

Haha. Uśmiałem się.

- Oops! - wymamrotałem, podczas podnoszenia siebie i swojego honoru (który zniknął lub wyparował dawno, dawno temu) z ziemi, kucając potem.

- Cześć. - zachichotał cicho, nadal nie spuszczając ze mnie wzroku. Chwila moment, zachichotał? Większość ludzi owszem, również tak samo by zareagowała, ale jego ton nie brzmiał tak, jakby miał być przeciwko mnie. Brzmiał ciepło, z nutką rozbawienia. - Nic ci nie jest, nieznajomy? - zapytał się, a ja przysięgam na wszystko co mam, zakochałem się w jego akcencie. Był niesamowity, i choć żałuję że nie dosłyszałem go jak śpiewał, to jestem wdzięczny, że chociaż go usłyszałem.

- Nie wszystko jest okej. - uśmiech wrócił na moją twarz, był nawet nieco większy niż wcześniej, nadal w stu procentach prawdziwy. I Boże, czemu wcześniej nie zauważyłem jego długich rzęs. Był jeszcze bardziej niesamowity, o ile było to w ogóle możliwe.

Uśmiechnął się tylko szerzej, miętoląc w palcach rękawy swojego sweterka. Był taki uroczy i promienny, jakby był dzieckiem od zawsze. Pomiędzy nas wkradła się cisza, ale szczerze, nie przeszkadzała nam. Nie była ona dziwna, czy może niezręczna. Uśmiechaliśmy się do siebie i patrzyliśmy, nie oceniając się głośno nawzajem. I tak, mogłem się przyznać, że zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Bez względu na to jak bardzo było to oklepane, moje serce podpowiadało mi, że to właśnie ten jedyny, z którym będzie mi dane spędzić resztę swojego życia. Kto wie, może miałoby jeszcze więcej cudownych barw niż sobie wyobrażałem.

On nadal mnie obserwował, nie wypowiadając najmniejszego słowa. Oblizałem usta, starając się być dyskretnym, ale jak zwykle zawiodłem, bo on znów zachichotał. Wpadłem w głęboki dołek, jakim były jego oczy. Takie wesołe, a zarazem burzliwe. Fakt, że promieniał jak najszczersza gwiazda jeszcze bardziej uniemożliwiał mi jakąkolwiek formę ucieczki. Nie mówiłem tego w złym nastawieniu, wręcz przeciwnie. Nie naszła mnie żadna zła myśl, dzięki mojemu malutkiemu Słoneczku.

W pewnym momencie miałem ochotę przywalić samemu sobie, bo przecież nie zapytałem go w ogóle o jego imię, ani nie siedziałem, tylko kucałem!

Jak ty to wcześniej ująłeś? Oops!

- Jak masz na imię? - spytałem, siadając na trawie, na przeciwko niego. On tylko kolejny raz zachichotał.

- To nie jest teraz ważne, Harry. - powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zamurowało mnie, dosłownie. Jakim cudem on mógł o tym wiedzieć?

Chłopiec widząc moją minę, przeraczkował do mnie, aż za blisko. Moje serce biło tak strasznie szybko, Boże, szatyn nawet nie wiedział jak działał na moje ciało i umysł. Położył rękę na moim policzku i potarł o niego kciukiem, troska widoczna była w jego oczach.

- Oj, przepraszam! - powiedział dość głośno. - Ja tylko zgadywałem, bo to imię do ciebie pasuje! Tajemnicza i cierpiąca dusza, która w środku kryje swoje wszystkie emocje, pokazując jedynie obojętność. Idealnie pasuje! - niemal wykrzyczał, wtykając jeden ze swoich palców w mój policzek. - Pokiwaj przynajmniej głową, jeśli zgadłem! - pokiwałem w odpowiedzi głową, choć zdziwiłem się, bo przecież miałem wrażenie, że moja postawa już dawno mu wszystko zdradziła. - Jeszcze raz przepraszam! - teraz już podniósł głos, przytulając się do mnie jak koala do drzewa, przy okazji przewalając nas na ziemię. Był taki milusi, jak mały koteczek, miałem ochotę go ukryć i trzymać w tajemnicy przed całym światem. Cóż, wyobraźnia.

Tylko.

- Nie szkodzi, Słoneczko! - powiedziałem. W pewnej chwili zorientowałem się, że powiedziałem kilka słów za dużo, więc podniosłem się do pozycji siedzącej przy okazji zrzucając z siebie szatyna i zasłoniłem swoje usta dłońmi.

Popatrzył na mnie, nadal głupio się uśmiechając.

- Słoneczko... - powiedział, próbując nowe słowo na języku. - Słoneczko! Podoba mi się! - krzyknął, wymachując rękami w górę. Był taki szczęśliwy. Też chciałbym taki być, pomyślałem. Pokręciłem tylko głową i zaśmiałem się cicho, a chłopiec udał naburmuszonego. - HEJ! Nie śmiej się ze mnie, Małpko!

- Małpko? - roześmiałem się jeszcze bardziej na swoją nową ksywkę. Ten kurdupelek bez problemu wywoływał uśmiech na mojej twarzy, co udawało się niewielu osobnikom na tym świecie. Niesamowite, naprawdę.

- Tak, Małpko! Bo wiesz, masz takie wielkie ręce! - gdy to powiedział, jego małe rączki wystrzeliły w górę, jako imitacja moich dłoni. Wypuściłem powietrze w niedowierzaniu. Popatrzyłem się na różowe kwiatki, a do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Uśmiechnąłem się tajemniczo, przygryzając swoją dolną wargę. Zacząłem zbierać rośliny. - Co robisz z tymi piwoniami? Zasadziłem je! - powiedział.

- Pokażę ci, co ręce Małpki potrafią zrobić. - dałem sobie mentalnego liścia za podteksty w tym zdaniu. Zacząłem robić wianek z kwiatów. Tak, lubiłem ręczne robótki. Bardzo je lubiłem. Uspokajały mnie.

Czułem, że niebieskooki na mnie patrzy, intensywnie patrzy. Nadal zajmując się swoimi czynnościami, podniosłem wzrok. Nie potrzebowałem patrzeć co robię, znałem to wszystko na pamięć. Mimo wszystko, robiłem to wiele razy. Uśmiechał się szeroko, oblizując co jakiś czas usta. Wprawiło mnie to w malutkie zakłopotanie, ale szybko mi przeszło. Wróciłem do wianka, jednak nadal czułem na sobie jego spojrzenie, tak bardzo przeszywające moją duszę.

Już to Pan mówił, Panie Styles.

Otrząsnąłem się z myśli i postanowiłem pierwszy zabrać głos.

- Co? - zapytałem. - Mam coś na twarzy, czy jak? - zrobiłem głupią minę, na co on głośno się zaśmiał.

- Nie nic. - pokręcił głową podczas mówienia tego. Popatrzyłem na niego z wymurowanym znakiem zapytania na swojej twarzy. Chyba zdążył już zauważyć moje zagubione spojrzenie, bo po kilkunastu sekundach znów się odezwał: - Jesteś śliczny, Harreh.

✔️The boy with long eyelashes || Larry Stylinson PL ||✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz