Lipiec

632 125 6
                                    

Lipiec zawsze nas od siebie oddalał. Nie mieliśmy już sił na sprzeczki, więc milczeliśmy, choć w powietrzu wisiały wszystkie niedomówienia. Nasze spotkania były dziwne. Przeważnie spędzane w ciszy, która męczyła nas w tym samym stopniu. Jednak żadne z nas nie chciało jej przerywać, dlatego okłamywaliśmy samych siebie, zachowując się jak jak dzieci. Uważaliśmy, że pomijanie problemów je rozwiąże. Nie wiem, które z nas było tym bardziej zmęczone. Jednak sami to sobie robiliśmy, raniliśmy się. Ty trenowałeś, ja malowałam. Obydwoje mieliśmy swoje wymówki by omijać spotkania. Nie chciałam być tą, która złamie się pierwsza. Jednak zapach twoich perfum na mojej pościeli, bluza, której zapomniałeś zabrać kilka dni wcześniej i twój numer, który wybierałam zbyt często, zaczynały łamać barierę. I pękłam.

— Przyjedziesz? — zapytałam przez głośnik telefonu. Twój dom znajdował się naprzeciwko mojego. Jednak westchnąłeś wtedy, a ja wiedziałam, że szukasz wymówki. Zabolało.

— Obiecałem chłopakom, że w końcu wyjdę z nimi na miasto. Może jutro? — Nawet twoi przyjaciele z kadry byli ważniejsi. Czasami czułam się winna, że nie rozumiałam twojego postępowania. Moja postawa mnie obrzydzała.

— Jasne, do jutra. — Po tych słowach nie chciałam cię widzieć i właściwie nie zobaczyłam. Najwyraźniej ty miałeś mnie dość, bardziej niż ja ciebie. Jednak nie był to odpoczynek na jaki czasami się zgadzaliśmy. To ty go wybrałeś. I wtedy zaczynałam wątpić.

A teraz, nic nie może oddalić nas od siebie bardziej. Sami spisaliśmy się na straty, widzieliśmy już wcześniej, choć ciągnęliśmy to jeszcze długo. Ciekawe, które z nas żałuje tego bardziej.

Papierowe Kwiaty | A.wellinger ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz