#Rozdział 2

742 29 2
                                        

Dzień był pochmurny. Obudziłem się o 6.30, wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie i wyszedłem z domu. Dojechanie w okolice szkoły zajęło mi pół godziny. Opuszczając autobus poczułem krople spadające na moje włosy. Zaczęło padać.

Dotarłem do szkoły na godzinę 7.50 .
Odłożyłem kurtkę do szafki, wziąłem kilka książek i udałem się w stronę sali. Znajdowała się na parterze, najbliżej drzwi wejściowych do budynku. Ledwo wszedłem do sali i usłyszałem zza zamkniętych drzwi dzwonek na lekcję. Po minucie facetka od polskiego weszła do klasy. Kilka osób zgłosiło nieprzygotowanie.
Nauczycielka podała temat: ,,Kalendarz i zegar". Szczerze mówiąc, po prostu pierdoliło mnie to. Chyba chodziło o to, kto wymyślił zegar i kalendarz. Znudzony zacząłem gapić się w okno. Słyszałem jak nauczycielka coś opowiada o wynalezieniu kalendarza, ale miałem to gdzieś.

Nagle usłyszałem huk. Spojrzałem się w stronę drzwi. W progu stał mężczyzna, a przy jego nogach drzwi wyrwane z zawiasów. Krzyczał żebyśmy się nie ruszali. Podszedł do mojej przyjaciółki. Złapał za szyję i chyba miał zamiar zaraz zacząć ją dusić. Gniew kipił we mnie. Wiedziałem że muszę coś zrobić, aby uratować tych na których mi zależy. Może nie byłem jakoś bardzo zintegrowany z moją klasą, ale przez to że rodzice mają mnie gdzieś, przyjaciele są dla mnie rodziną. Najbliższą rodziną na której można polegać. Wziąłem do ręki długopis i poczułem nagły przypływ energię. Wydawało mi się że jestem niewyobrażalnie szybki i silny. Poczułem Potęgę. W ciągu sekundy znalazłem się za napastnikiem. Wbiłem podniesiony wcześniej przedmiot w jego tętnicę szyjną. Czerwona struga oblała mnie całego. Byłem cały we krwi. Czułem się bardzo dobrze. Wydawało mi się że jestem Bogiem i że życie innych jest zależne tylko ode mnie. Odwróciłem się i zobaczyłem dwóch mężczyzn stojących na korytażu. Jeden trzymał karabin, a drugi dzierżył w dłoni pistolet. Celowali we mnie. Już pociągali za spust. Jak piorun obiegłem ich i stanąłem im za plecami. Zajęło to pół sekundy. Następnie usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Strzelili w szyby, które się wcześniej za mną znajdowały. Uświadomiłem sobie że jestem szybszy od pocisków. Uderzyłem napastnika z karabinem w brzuch. Upadł na ziemię a z jego ust zaczęła wylewać się krew. Podniosłem karabin i zastrzeliłem drugiego. Położyłem karabin na ziemi i wróciłem do sali. Wszyscy patrzyli na mnie i się trzęśli. Bali się. Zabrałem plecak i wybiegłem ze szkoły.

 Syn LucyferaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz