Bank Gringotta

1.8K 142 11
                                    

To jest bardzo ważny dzień. Może nie tak ważny jak samo pojechanie do Hogwartu, ale to jednak pierwszy dzień zapoznania z magią. Wstałam. Słońce górowało na niebie.

- Dobra, zanim się umyję, ubiorę i zjem śniadanie minie jakieś, może, trzydzieści minut - pomyślałam.

Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w moje najlepsze rzeczy, żeby zrobić dobre wrażenie. Prawie wszystkie ubrania, które miałam, było połatane, więc nie mogłam narzekać. Szybko zeszłam na śniadanie. Zobaczyłam, że wiele osób patrzy na mnie z zazdrością albo zdziwieniem. Zapewne zobaczyły pana Dumbledore'a, wychodzącego z mojego pokoju, więc pewnie myślą, że ktoś chce mnie adoptować. Nie przejmowałam się nimi. Bo co mi zrobią? Czarownicy? No właśnie. Nic! Zabrałam ze stołówki kanapkę, szybko ją zjadłam i wróciłam do pokoju. Wyciągnęłam spod luźnej deski listę rzeczy do kupienia oraz mój cenny kluczyk. Po tym włożyłam je do swojej torebki.

- Proszę pani, czy mogła bym się przejść po mieście? - zapytałam.

- Tak, tak... - powiedziała niepewnie moja opiekunka. - Tylko wróć przed zmierzchem.

- Czy ona myśli, że będę się włóczyła po Londynie przez cały dzień? - pomyślałam. - No w sumie, to lepsze niż gnić w tym zapyziałym sierocińcu. - dodałam po chwili, szepcząc.

Kiedy wyszłam, nagle zorientowałam się, że nie zapytałam Dumbledora dokąd iść. Zwykle nie chodziłam po Londynie. Moje ,,wyjście na dwór" polegało na spacerze do biblioteki, znajdującej się dwie ulice dalej albo wyjście na plac zabaw, żeby poczytać. Poszłam przed siebie. Przypominało mi się, że czytałam kiedyś przewodnik po Londynie.

- Więc chyba się nie zgubię - pomyślałam.

Cały czas, idąc przed siebie, przypominały mi się zdjęcia z przewodnika. W pewnym momencie zobaczyłam grupkę ludzi, chyba rodzinę, która bardzo się spieszyła. Usłyszałam strzępki rozmowy.

- ... mamo... idziemy... - usłyszałam od jednej dziewczynki, prawdopodobnie mojej rówieśniczki.

- Cicho Lora, jeszcze jakiś mugol usłyszy. Nie chce się spowiadać Ministerstwu Magii. - powiedziała tęga kobieta, prawdopodobnie ich matka.

- Ministerstwo Magii? Czy nie o tym mówił Dumbledore? - pomyślałam.

- Przepraszam - zapytałam. - Jak dojść na ulicę Pokątną?

- Dzień dobry, złotko! - powiedziała. Ty też pierwszy raz do Hogwartu?

- Tak, proszę pani.

- My też się tam wybieramy. Jeśli chcesz, wybierz się z nami. Moje córki też pierwszy raz do Hogwartu.

- Bardzo chętnie!

- Cześć, jestem Lora Berry, a to Priscilla - powiedziała jedna z dziewczyn. - Jesteśmy bliźniaczkami.

Trudno było się doszukać podobieństwa sióstr. Lora miała długie, brązowe włosy i czarne oczy. Była też niższa od Priscilli i miała ciemniejszą karnację. Priscilla była za to wysoką, szarooką, blondynką o jasnym kolorze skóry.

- Ja jestem Mercy Grant.

- Mam do ciebie pytanie... proszę tylko się nie obraź. - powiedziała Lora.

- No, pytaj.

- Jaki masz status krwi?

- Co?

Dziewczyny popatrzyły na siebie i odetchnęły z ulgą.

- Już nic, wiemy że nie jesteś TAKA.

- Jaka?

- No... niektórzy czarodzieje czystej krwi wyśmiewają się z czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Mama kazała nam pytać o to, żebyśmy znalazły sobie odpowiednie towarzystwo. Takie, które się z nas nie naśmiewa.

- My jesteśmy czarownicami mugolskiego pochodzenia, bo nasza mama też nią jest. Tak samo jak tata. - powiedziała Priscilla.

- Dobra, dziewczynki - powiedziała pani Berry. - Idziemy na Pokątną.

Szliśmy około dziesięć minut. W tym czasie Priscilla i Lora opowiadały mi o tym, jak rozpoznaje się status krwi, o tym, że mugolaki są wyśmiewane i jakie sklepy znajdują się na Pokątnej.

- Dobrze, to teraz do Dziurawego Kotła! Dziewczynki! - krzyknęła pani Berry.

Zobaczyłam szyld z napisem ,,Dziurawy Kocioł''. To na pewno tu. Weszłam do pubu. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Wszystko tam było takie... magiczne. Zdjęcia jakiegoś ,,Proroka Codziennego'' ruszały się, krzesła same się wsuwały, a łyżki mogły same mieszać herbatę. Rodzina Berry zaprowadziła mnie do składziku. Pani Berry popukała różdżką w cegły. W jednej chwili cegły rozstąpiły się i ukazały przejście. Na ulicę Pokątną!

- Dziękuję, proszę pani. Do widzenia!

- Do zobaczenia - powiedziała pani Berry, a Lora i Prissy pomachały mi.

- Chyba najpierw do tego banku... Gringotta - pomyślałam.

Uniosłam głowę ku górze. Zobaczyłam biało-szary, krzywy budynek z napisem ,,Gringott''.

Poszłam w tamtym kierunku. Po drodze trochę zapoznałam się sklepami. Na przykład w Magicznych Szatach Betty Sewin można kupić szatę, a w Centrum Eelopa dostaniesz sowę. Przeciskałam się przez tłum ludzi. Niektórzy kręcili głowami ze zdziwienia albo mówili coś w stylu:

- Na brodę Merlina, to chyba ona. Ale jest do niego podobna.

Nie widziałam, o co chodzi. Miałam tylko podejrzenia, że chodzi o mojego tatę. Nie wiedziałam, jak wygląda. Znałam jedynie jego imię i nazwisko. Nie wiedziałam też, czy był czarodziejem, ale chyba tak, bo jako inaczej oni mieliby go znać. Rozmyślania zajęły mi tak długo, że sama nie zauważyłam, jak szybko znalazłam się przed drzwiami banku. Weszłam tam i zobaczyłam, coś przez co prawie zemdlałam z wrażenia. Gobliny. Czytałam kiedyś książkę o tym, że jeden goblin pilnował skrzyni ze skarbem. A tu co? Wszystko się zgadza. Gobliny pilnują skarbów ukrytych w banku. Podeszłam do stanowiska, gdzie jakaś rodzina wypłacała pieniądze. Gdy odeszła, zapytałam:

- Dzień dobry, jestem Mercy Grant. Chciałabym wypłacić pieniądze.

- A panna Grant ma swój klucz?

- Tak, proszę.

Po tych słowach podałam mu kluczyk.

- Zapraszam do skarbca.

Zaprowadził mnie do ciasnego wagonika i ruszyłam w podziemie Gringotta. Jechałam bardzo szybko, więc zamknęłam oczy. W pewnym momencie polała mnie struga wody, a goblin powiedział:

- To Wodospad Złodzieja. Strzeże najbardziej starych skarbców czarodziejów. Woda powinna szybko wyschnąć.

Jechałam jeszcze parę minut; coraz głębiej w podziemie Gringotta. W pewnym momencie wagonik zatrzymał się, a goblin powiedział, bym ruszyła za nim. Szłam przez wąski, nisko sklepiony tunel. Nagle poczułam, że mogę się już wyprostować. Sufit stał się wyższy. Mało brakowało, a wpadłabym na kamienną ścianę. Goblin wystukał na niej jakiś skomplikowany układ. Ściana rozsunęła się, ukazując wrota. Na środku był mały otwór na kluczyk, a nad nim wygrawerowane ,,Grant''. Całe drzwi były z błyszczącego srebra. Zeszłam z wózka i włożyłam kluczyk do dziurki. Klucz sam przekręcił się w zamku i otworzył skarbiec. Zobaczyłam coś, czego najmniej się spodziewałam. Złote monety. Sterty złotych monet. Nie kryłam zdziwienia.

- To wszystko moje? - powiedziałam do goblina.

- Zgadza się, o ile jesteś z Grantów.

Nie wiedziałam, że mam tyle aż pieniędzy. Zobaczyłam również, za stosami złotych monet, mniejsze, srebrne monety i jeszcze mniejsze, miedziane. W pewnej chwili, wpadło mi w oko średnich rozmiarów, ozdobne pudełko. Bez wahania otworzyłam je. Moim oczom ukazał się srebrny, męski sygnet z białym kamieniem i złoty medalionik z kameą w kształcie litery ,,M'', a także jeszcze jedna szkatułka. Powoli otworzyłam nieotwarte przeze mnie pudełeczko. Zobaczyłam w nim diadem z orłem na środku i napisany pod nim napis ,,Rozum jest największym skarbem człowieka''. Wzięłam trochę po każdym rodzaju monet. Dowiedziałam się, że te złote to galeony, srebrne to sykle, a miedziaki to knuty. Dodatkowo spakowałam do torebki diadem, pierścień i naszyjnik. Po wyjściu z podziemi Gringotta, udałam się na zakupy na Pokątnej.

Sinful Soul | Tom Riddle Fanfiction •ZAWIESZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz