Rozdział 10

167 16 18
                                    

 Znowu długo mnie nie było... ale cóż, jak jest szkoła, to jakoś nic mi się nie chce. 10 gwiazdek i piszę kolejny rozdział! :]

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Myślę, że możesz zaprzyjaźnić się z Ambar, to bardzo dobry pomysł Luna - odparła moja mama, przecierając szmatką jakiś talerz.

- To nie jest zły pomysł, ale... jeszcze to przemyślę. A teraz muszę ci opowiedzieć, co jeszcze się dzisiaj stało. - Więc... dostałam pracę na tym wrotkowisku! - okrzyknęłam radośnie i rozpromieniona spojrzałam na mamę.

- Luna... wiesz, że szkoła do której będziesz teraz chodzić, jest bardzo wymagająca. Nie wiem czy... - zatrzymała się na chwilę i podłożyła talerz pod strumień wody - ...dasz sobie radę pogodzić szkołę z wrotkowiskiem.

- Oczywiście, że dam! Prziecież jestem Luna Valente, mogę zrobić dosłownie wszystko! - podniosłam się z krzesła i podeszłam do mamy. - Uwierz mi, dam sobie radę - zapewniłam ją i spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.

- Tak, Luna, dasz sobie radę - uśmiechnęła się, po czym mocno mnie przytuliła. - Tylko martwię się, że możesz przez to zaniedbać szkołę.

- Nie zaniedbam, naprawdę!

- No dobrze, już dobrze. Możesz pomagać na tym wrotkowisku - mama jeszcze raz posłała mi szczery i ciepły uśmiech.

- Kocham cię, mamo! - przytuliłam ją najmocniej jak potrafię, po czym chwyciłam za sznurówki moich wrotek, przełożyłam je przez plecy i skocznym, radosnym krokiem udałam się do swojego pokoju.

Odłożyłam wrotki obok łóżka, na które powoli opadłam. Spojrzałam kątem oka na laptopa, który leżał na biurku. Wstałam i szybkim krokiem udałam się do biurka. Przysiadłam na krześle i odgarnęłam włosy do tyłu, po czym uchyliłam laptopa. Wpisałam hasło i weszłam na stronę chatu. Zauważyłam nową prośbę do dodania do znajomych. Użytkownik nazywał się SzachMatt. Dziwna nazwa. Bez wahania kliknęłam na przycisk zaakceptowania.

Luuv: Eee... lubisz szachy?

SzachMatt: A może najpierw byś się ze mną przywitała, co? :]

LuuV: Aaa... tak. Cześć!

SzachMatt: No, od razu lepiej. Cześć.

LuuV: Powiesz mi jak masz na imię? Wiesz, lepiej mi się będzie pisało, jeżeli będę je znać.

SzachMatt: Nie, raczej nie.

LuuV: Dlaczego?

SzachMatt: Na razie nie, okej?

LuuV: Nie dowiem się dlaczego?

SzachMatt: Po prostu wolę się najpierw dowiedzieć, jak Ty masz na imię.

LuuV: Luna. Teraz twoja kolej!

SzachMatt: Możesz do mnie mówić Matt.

LuuV: Masz na imię Matt?

SzachMatt: W pewnym sensie. Nie ważne. Co u Ciebie?

LuuV: Wiesz... dzisiaj wprowadziłam się do całkowicie obcego mi kraju i trochę czuję się... osamotniona. Musiałam opuścić przyjaciela, co mnie dobija jeszcze bardziej. Ale jest jeden plus. Znalazłam dzisiaj wrotkowisko. Jam&Roller, może znasz. Kocham jeździć na wrotkach i idealnie się złożyło. Akurat szukają tam teraz pomocnika na torze, więc powiedziałam, że mogę spróbować.

SzachMatt: Na serio jeździsz na wrotkach? Ja też!

LuuV: Naprawdę? Ooo! Kiedyś musimy się razem umówić!

SzachMatt: Tak łatwo ufasz ludziom z internetu?

LuuV: Napisałam, że kiedyś. Wiesz... jak się lepiej poznamy i w ogóle... .

SzachMatt: Dobra, nie ważne. Napisałaś, że się wprowadziłaś do Buenos Aires, w takim razie skąd jesteś?

LuuV: Z Meksyku. Dokładnie z Cancun.

SzachMatt: Byłem tam. Ładne miasto.

LuuV: Czyżby Pan podróżnik?

- Luna, obiad! - usłyszałam krzyk mojej mamy, dobiegający z kuchni.

Luuv: Muszę lecieć, cześć!

SzachMatt: Do zobaczenia, Luna.

Ten chłopak wydaje się naprawdę miły. Zdecydowanie milszy niż ten, z którym pisałam dzisiaj rano. Może i jest to głupie, ale serio chciałabym się z nim spotkać na żywo. Może uda mi się wziąć od niego numer telefonu?

Zanim poszłam na dół do kuchni, otworzyłam jeszcze na chwilę stronę z chatem i wystukałam do Matta.

LuuV: Podałbyś mi swój numer?

Nie musiałam odczekiwać nawet minuty, a już otrzymałam odpowiedź.

SzachMatt: 543 654 992.

Zadowolona wpisałam numer do telefonu.

- Luna! - krzyknęła znowu moja mama.

- Idę! - zatrzasnęłam laptopa i zbiegłam po schodach na dół.

- No Luna, ile mam cię wołać?

- Przepraszam, musiałam coś skończyć - wytłumaczyłam się, zasiadając przy stole.

Po zjedzonym obiedzie, szybko udałam się po wrotki, które ubrałam i mocno zawiązałam.

- Umówiłam się z Tamarą, że będę jeszcze dzisiaj w Rollerze, więc... mogę iść?

- Pewnie słonko, leć - uśmiechnęła się mama. - Tato przyjedzie po ciebie po dziewiętnastej, zgoda?

- No dobra - zaśmiałam się i opuściłam kuchnię.

Wyjechałam na główny plac przed domem i spojrzałam w stronę bramy. Nie zgadniecie, kogo tam zauważyłam. Matteo. Chciałam zawrócić albo gdzieś się schować, ale już mnie zobaczył. To byłoby dziwne, prawda?

- Witam zawodową wrotkarkę - zaśmiał się, trzymając jedną rękę w kieszeni spodni i opierając o bramkę.

- Chciałabym wyjść, także... - uśmiechnęłam się delikatnie, chociaż tak naprawdę ledwo co udało mi się podnieść kąciki ust.

- No nie wiem, czy chce mi się przesuwać - brunet wzruszył ramionami.

- Matteo, spieszy mi się do pracy - odparłam stanowczo.

- Pierwszy dzień w Buenos Aires i już znalazłaś sobie pracę?

- Tak i dzięki tobie, jestem już spóźniona.

- Matteo!

Spojrzałam za siebie i ujrzałam wysoką blondynkę, dziewczynę Króla Pawia, Ambar.

- Wybacz, że tak długo czekałeś, musiałam zrobić coś z włosami, wyglądały koszmarnie. A wiesz, że ja we wszystkim muszę być - odtrąciła włosy do tyłu - idealna.

- Nic się nie stało skarbie - złapał ją za rękę i dał buziaka w policzek.

Wszystko byłoby wspaniale, tylko że on nadal nie odsunął się od tej głupiej bramki. Spróbowałam jakoś wzrokiem przekazać mu, że ma się odsunąć. Najprawdopodobniej udało mu się zgadnąć o co mi chodzi i przepuścił mnie. Odepchnęłam się i jak najszybciej pojechałam w stronę Jam&Roller.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 25, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Soy Luna - Moja wersja wydarzeń.Where stories live. Discover now