*LOGAN*
Stojąc tuż przed domem mojego dobrego przyjaciela i rozmawiając o sprawach dotyczących działania różnych sfor, zauważyłem kątem oka, wybiegającą z domu Chloe. Wyczułem, że coś jest nie tak. Postanowiłem za nią pójść, więc dyskretnie wymsknąłem się z rozmów. Niestety nie mogłem jej znaleźć. Mimo to, wszędzie czułem jej zapach, który był jednak słabo wyczuwalny. Postanowiłem wyostrzyć swój zmysł, aby móc ją znaleźć.
W końcu poczułem jej woń. Ruszyłem w stronę rzeki i gdy w tę stronę zmierzałem, wyczuwałem jej zapach coraz bardziej. Schowałem się za drzewem, gdy ją znalazłem. Zacząłem się jej przyglądać. Klęczała i płakała. Gdy chciałem się przybliżyć, aby ją jeszcze bardziej zobaczyć, nadepnąłem na suche liście, które wydały szelest. Musiała mieć naprawdę dobry słuch, bo od razu zaczęła się rozglądać. Chciałem ją trochę zmylić tak dla zabawy. Chciałem po prostu się jej lepiej przyjrzeć. Wbiegałem w różne kąty i ścieżki, i w końcu musiała się jednak skapnąć, że próbowałem ją zmylić z drogi. Nie wytrzymałem i musiałem się odezwać.~Chloe.
Miała takie piękne imię, które do niej szczerze pasowało. Wydawała się na zadziorną, po części na odważną. Nie chciałem się jeszcze ujawniać, a przynajmniej na razie, bo inaczej Theo zabiłby mnie na miejscu. Gdy dostrzegłem, że zaczęła się zbliżać w stronę domu, odpuściłem. Postanowiłem również wrócić, aby uzgodnić resztę niezałatwionych spraw.
*
Stojąc i mając chwilę wolnego czasu, zerknąłem na swojego smartfona. Dostrzegłem paręnaście nieodebranych połączeń od mojego Bety. Gdy wybierałem do niego numer, poczułem znajomy zapach. Jej słodki zapach i smutek, a nawet ból. Zaniepokoiło mnie to, a wolałem mieć ją na oku.
Po tym jak znowu wbiegła w głąb lasu, postanowiłem tym razem jej nie zgubić. Gdy dobiegła do wielkiego drzewa, zaczęła się na nie wspinać.
Co ona chciała zrobić? — zacząłem się zastanawiać.
Czekałem z tyłu tuż niedaleko, bo nie chciałem, żeby mnie zobaczyła. Zacząłem wyłapywać jej myśli. Nie nadążałem za wyłapywaniem niektórych zdarzeń, ale dzięki temu, wiedziałem jak się czuła, jak ją niektóre osoby traktowały, jak się starała. Wiedziałem również o czym myślała i nie, nie pozwolę jej na to!
Zauważyłem, że zeskoczyła i zaczęła lecieć w dół. Była coraz niżej i niżej. Zacząłem biec do niej jak głupi, a gdy dobiegłem, wskoczyłem do wody i złapałem ją, ale mimo to i tak ugiąłem się pod jej ciężarem i to w dodatku w wodzie. Uśmiech na mojej twarzy nie trwał długo, bo zauważyłem, że z tyłu jej głowy zaczęła wypływać krew. Musiała uderzyć o kamień lub o coś innego głową, bo woda była płytką. Chwyciłem ją mocniej i przyciągnąłem do siebie, i pobiegłem z nią, przyprowadzając ją do jej domu. Czułem, jak krew leciała mi po ręce. Chloe zaczęła robić się blada, jej usta nabierały siny kolor, a jej tętno słabło.
Theo po zauważeniu nas, jak i reszta, zaczęła biec w naszą stronę i gdy chciał mi ją zabrać, nie pozwoliłem mu na to. Ona jest teraz moja i to ja będę się nią od tej chwili zajmował i troszczył.- Co do cholery się stało?! Daj mi ją! - zaczął się wydzierać, w jego oczach dostrzegłem przerażenie.
- Uderzyła się w głowę, więc lepiej jej nie ruszaj. Wołaj lekarza! - ponaglałem go, bo liczyła się każda sekunda. Nie wiedzieliśmy jak bardzo się uderzyła i czy ten upadek będzie skutkował jakimiś poważnymi obrażeniami.
Wszystko działo się tak szybko. Pobiegliśmy do środka, zanosząc ją do jednej z sal, tak zwany mini szpital w tej sforze. Doświadczeni ludzi zajęli się nią, a nam kazali wyjść i czekać. Siedzieliśmy na korytarzu z trzy albo cztery godziny, a ja tak cholernie się o nią martwiłem. Moja koszula, eleganckie spodni i ręce miałem w jej krwi. Sporo musiała jej stracić.
- Jak to się stało? - zapytał mnie Theo po dłuższej chwili siedzenia w grobowej ciszy. Uderzył pięścią w ścianę z tej złości. Próbowałem nie okazywać tego, jak mi na niej zależy, więc starałem mówić spokojnym tonem.
- Wspięła się na drzewo, potem z niego skoczyła i tyle.
- A ty skąd się tam wziąłeś, co w ogóle robiłeś w lesie? - sapnął do mnie, marszcząc brwi. Zaczął mi się uważnie przyglądać, jakby mnie o coś oskarżał.
- Zwiedzałem teren, po prostu. - Theo nie zdążył zadać kolejnego pytania. Gdy lekarz wyszedł z sali, od razu do niego podbiegł. Cholera, on się martwi bardziej o siostrę, jak o swoją kobietę. Rodzina rodziną, ale przeznaczona jest ważniejsza w przypadku więzi mate.
- I co z nią?
- W porządku. Pęknięcie jest, ale małe. Ma pewne geny zmiennego, co prawda ma ich mało, ale wyjdzie z tego. Jeśli się obudzi, to proszę mówić do niej ciszej, bo może mieć ostre bóle głowy. - odpowiedział Alfie, a ten mógł odetchnąć z ulgą. Lekarz nagle skierował swój wzrok na mnie. - Proszę podziękować temu Panu. Dzięki niemu będzie żyć. Gratulacje, jest Pan bohaterem. - dodał z lekkim uśmiechem i wrócił do sali. Theo spojrzał na mnie i przybił mi przyjacielski ucisk. Wyluzował się, a na jego twarzy zagościł pogodny uśmiech.
- Wybacz, że tak na ciebie naskoczyłem. Jeśli będzie wszystko w porządku z Chloe, to się czegoś mocniejszego napijemy. Mam dług u ciebie, Logan.
CZYTASZ
In my Blood
WerewolfZwykła dziewczyna, dorastająca w stadzie wilków, chroniona od zawsze przed więzią mate - to ja. Nie znająca uczucia... tak zwanej miłości. Wychowywana przez kochającego brata, nienawidzona przez ojca i Lunę. Los jednak postawi na mojej drodze jeg...