Rozdział 1

18K 764 94
                                    

*CHLOE*

Corocznie odbywają się u nas obrady wilczych sfor. W tym roku organizowanie spotkania przypadło na sforę, do której należę. To jest okazja dla mojego brata - który od roku jest Alfą stada - aby mógł wykazać się swoją rządzą, a ja jako jego młodsza siostra mam obowiązek go wspierać.
Mój brat od zawsze stara się mnie chronić przed więzią mate, a tak właściwie to przed samą płcią przeciwną. Chce, abym wyszła za mąż za normalnego człowieka. Dba także o moją edukację, wspiera, kocha i chroni. On ma już swoją towarzyszkę życia.
Audrey to wysoka, blondwłosa kobieta. Jest o rok młodsza od mojego brata, (on ma dwadzieścia cztery lata, a ja osiemnaście).
Nigdy nie okazują sobie miłości przy ludziach, ale w domu zachowują czasem jak zakochani nastolatkowie, chociaż już nimi nie są. Dobrali się, ponieważ obydwoje są stanowczy i poważni w sprawach biznesowych.
Uczęszczam do normalnej szkoły, ponieważ nie jestem zmienną, gdyż odziedziczyłam człowieczy gen po matce, która zmarła parę lat temu. Większości nie przeszkadza to, że jestem zwykłym człowiekiem, a czasami traktują mnie nawet jak zmienną. Najbardziej kocham bieganie. Gdy byliśmy młodsi, zawsze biegał ze mną brat. To on zaraził mnie miłością do tej aktywności, lecz teraz nie ma czasu, przez co jestem zmuszona biegać w samotności. Brat nauczył mnie też samoobrony, abym mogła w każdej chwili się obronić. Chłopak naprawdę stara się poświęcać mi swój wolny czas, albowiem to on po śmierci mamy się mną zaopiekował. Ojciec był pogrążony w żałobie. Pracował coraz ciężej i ciężej, przez co nie miał dla mnie czasu. Theo - bo tak nazywa się mój brat - rozmawia ze mną na różne tematy i jako jedyny okazuje mi miłość.
Właśnie stoję na dużym polu treningowym i rozmyślam o swoim dzieciństwie. Z chwili zadumy wyrywa mnie sylwetka brata, który właśnie rozmawia z młodszymi i starszymi Alfami, wykazując przy tym niezadowoloną minę. Domyślam się, że może chodzić o mnie. Większość - w tym mój ojciec - uważa, że powinnam związać się już z jakimś zmiennym. Może czasem chciałabym doświadczyć bliskości mężczyzny, innej niż mojego brata, ale te myśli przychodzą mi wtedy, kiedy naprawdę jestem smutna. Jedyny chłopak, który mnie zna prawie jak mój brat, to jego kolega. Nazywa się Dylan i jest ode mnie o rok starszy. Z początku liczył na coś więcej, ale wyjaśniliśmy sobie te sprawy i pozostała między nami zdrowa przyjaźń.
Spoglądając dookoła na wszystkich dostrzegłam, że inni tak samo, jak ja się tutaj nudzą. Ojciec latał wraz z moim bratem to tu, to tam. Zaczęłam się nawet przyglądać każdemu mężczyźnie po kolei. Jeden był wysoki, wysportowany, a przy uśmiechaniu się na jego twarzy pojawiały się dołeczki. Drugi był niższy. Miał karnację ciemniejszą od innych i znamię na ramieniu. Obserwowałam tak każdego, ale po czasie znudziło mi się to tak samo, jak bezczynnie stanie w miejscu.
Po chwili zauważyłam Audrey, która kierowała się w moją stronę. Nasze relacje nie są zbyt dobre. Nie potrafimy się dogadać, a co najważniejsze wiem też, że mnie nie lubi. Czasem Theo więcej czasu poświęca mnie, przez co jego mate ma pretensje.
— Witaj Chloe. Czemu stoisz taka zamyślona? — zapytała, nawet na mnie nie patrząc.
— Cześć — parsknęłam oschle. — Bardzo ciekawe rzeczy się tu dzieją i myślę nad tym, którego z nich wybrać sobie za męża, wiesz? Byłabyś zachwycona, nieprawdaż? — dodałam, wymuszając uśmiech. Gdy chciała się odezwać, akurat zawołał nas mój brat.
— Chciałbym Wam przedstawić moją partnerkę Audrey oraz moją młodszą siostrę Chloe. — Obydwie lekko skinęłyśmy głowami, potem Audrey z uśmiechem na twarzy zaczęła rozmowę z kilkoma Alfami, dzięki temu ja mogłam się oddalić.
Schodząc ze schodów jak zawsze musiałam się potknąć o własne nogi. Czułam już, jak moja twarz dotknie ziemi, ale tak się nie stało. Wleciałam w czyjeś męskie ramiona. Moim wybawcą okazał się jeden z mężczyzn, którym wcześniej się przyglądałam. Przeprosiłam, wyrywając się z jego ramion, wyminęłam go i poszłam przed siebie. Miałam dosyć. Tu nic ciekawego się nie działo. Nawet większość zmiennych, którzy przyjechali wraz ze swoimi Alfami ziewała z nudów.
Pomaszerowałam do domu i migiem przebrałam się w wygodny dres, w którym uwielbiam biegać. Wychodząc, zauważyłam na niebie ciemne chmury. "Chyba będzie padać" - pomyślałam. Deszcz mi nie przeszkodzi. Założyłam kaptur i ruszyłam przed siebie. Gdy byłam już prawie przy bramie, poczułam na ramieniu czyjąś rękę. Była to dłoń mojego brata.
— Gdzie ty się wybierasz Chloe? — zapytał, marszcząc brwi. "Jeszcze on musiał się doczepić" - pomyślałam.
— Idę pobiegać. Nudzę się tu, a wy i tak jesteście zajęci — odpowiedziałam, wywracając oczami.
— Masz zostać. Jakie wrażenie robisz swoim zachowaniem, co? Mamy gości, a Audrey cię potrzebuje. — Było po nim widać, że jest zły.
— Daj mi spokój. Ona mnie nienawidzi i nie chce mojej pomocy. To twoi goście, nie moi, więc mnie puść! — krzyknęłam, będąc coraz bardziej zirytowaną.
— Chloe! — krzyczał za mną, ale nie miałam ochoty z nim więcej rozmawiać i dodatkowo się kłócić.
Nie biegłam zbyt długo, bo przez Theo mój zapał wyparował. Spacerowałam więc, a gdy doszłam do rzeki, wspięłam się na niskie drzewo, które jest moim ulubionym. Często tu przychodziłam, mając złe dni. Pomyślałam sobie, że umówię się z Malią, moją przyjaciółką.
Gdy zaczynało robić się coraz zimniej, postanowiłam wrócić do domu. Mając zamiar otworzyć drzwi, ktoś przeszkodził mi w wejściu do domu. Na moje nieszczęście był to nie kto inny, jak Audrey.
— Zwariowałaś? Jak ty się zachowujesz? Masz pięć lat, żeby strzelać fochy, bo nikt się tobą nie interesuje?! — zaczęła robić mi kazania, wrzeszczeć, a ja nie miałam ochoty na wysłuchiwanie jej.
— Zostaw mnie w spokoju. Zajmij się sobą — odparłam, siłą otwierając drzwi i lekko ją popychając.
Przebrałam się w czyste ubrania i zbiegłam na dół w celu spotkania się z Malią. Wychodząc z domu Theo piorunował mnie wzrokiem, ale nic sobie z tego nie robiłam. Gdy byłam w mieście, dostałam wiadomość od przyjaciółki, w której napisała mi, że przeprasza, ale nie może przyjść. Po dwóch godzinach błąkania się po sklepach stwierdziłam, że wrócę do domu.
Wchodząc na swój teren, dostałam rozkaz pójścia do gabinetu brata. "Znów czeka mnie kłótnia" - pomyślałam. Przekraczając próg drzwi dostrzegłam spojrzenie brata i jasnowłosej.
— Chloe, co się ostatnio z tobą dzieje? Zachowujesz się jak dwunastolatka, wiecznie ci coś nie pasuje — zaczął mój kochany brat, bez owijania w bawełnę. Chwilę stałam w milczeniu, gapiąc się w podłogę.
— Przepraszam — mruknęłam słabym głosem. Jakoś zrobiło mi się głupio i przykro.
— Audrey, możesz nas zostawić na chwilę samych? Proszę. — Spojrzał na swoją partnerkę błagalnym wzrokiem. Było widać po nim zmęczenie. W dodatku musiał marnować czas na mnie.
— Co jest Chloe? Problemy w szkole? Masz te dni? — zaczął zadawać mi pytania, odchylając się lekko na fotelu, gdy Audrey opuściła pomieszczenie.
— Nie Theo. Po prostu chcę być dorosła. Nie mam pięciu lat, a wy mnie tu trzymacie jak ptaszka w klatce. Mam dość ciągłego kontrolowania mnie i tego, że ojciec chce mnie wydać za zmiennego. Zresztą jak każdy — wypowiedziałam wreszcie to, co od dawna nie dawało mi spokoju. Czułam przypływającą falę łez.
— Dopilnuję obietnicy danej naszej mamie Chloe. Nie będziesz ze zmiennym — powiedział stanowczo, napinając swoje mięśnie. Ja tylko patrzyłam na niego ze łzami w oczach. — I jeszcze jedno. Proszę cię, nie drażnij Audrey. Ona też ma dużo spraw na głowie — dodał.
— Ale nie widzisz jak ona się zachowuje?! Nienawidzi mnie i w dodatku mną pomiata. Nie myślałeś czasem nad założeniem rodziny? — Theo wyprowadził mnie z równowagi, przez co przestałam być spokojna.
— Natychmiast zmień ton! — upomniał mnie. — To są nasze prywatne sprawy i nasze decyzje. Ale mogę ci obiecać, że jutro z tobą pobiegam. Pasuje? — Słysząc te słowa kąciki moich ust drgnęły do góry, tworząc delikatny uśmiech.

***

Wstałam o ósmej rano, ubrałam się i zbiegłam na dół, aby wyjść na dwór. Jak zwykle wokoło było pełno Alf, a z tego co usłyszałam od innych, jedna z nich ma się dzisiaj pojawić. Poszłam trochę dalej, a gdy zauważyłam brata, uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Był ubrany w dres, a nie eleganckie ubrania, co oznaczało, że dotrzyma złożonej wczoraj obietnicy. Chwilę potem stał już tuż obok mnie, wcześniej ucałował w czoło i nie czekają dłużej kiwnął na znak, że możemy ruszyć, lecz w ostatniej chwili zatrzymał nas ojciec.
— A wy gdzie się wybieracie? — Do naszych uszu dotarł jego stanowczy głos.
— Idziemy pobiegać ojcze. Za godzinę jesteśmy z powrotem. Obiecałem Chloe, że spędzę z nią trochę czasu. — Wiedział, że ojciec będzie dyskutował, dlatego nie czekając na jego odpowiedź, wyruszyliśmy przed siebie.
Zaczęłam wymijać brata podczas biegu, lecz niestety był szybszy, jak to zmienny. Czasem żałuję, że sama nią nie jestem. Chciałabym poczuć powiew wiatru, szybkość i mocniejszy zapach lasu.
Godzina minęła nieubłagalnie szybko, przez co musieliśmy wracać. Będąc cała spocona, pomaszerowałam od razu pod prysznic. Po szybkim, ale przyjemnym wodnym relaksie wyszłam z kabiny. Mając ręcznik owinięty wokół ciała, zaczęłam wybierać ubrania, jakie chciałam założyć. Gdy byłam prawie gotowa, przeczesałam ręką swoje ciemnobrązowe włosy i wyszłam na zewnątrz.
Dostrzegłam piękne, czarne, sportowe auto nieopodal domu. Gość musiał dopiero co przyjechać, albowiem po chwili zauważyłam jak z pojazdu wysiada przystojny, wysoki mężczyzna. Nie patrząc dłużej w jego stronę, skierowałam się w przeciwnym kierunku w celu odnalezienia brata, aby mu towarzyszyć jako rodzina. Gdy już go znalazłam, stanęłam obok Audrey i mojego ojca, a ten przystojny mężczyzna właśnie szedł w naszą stronę, by się zapewne przywitać. Po przedstawieniu naszej wspaniałej rodzinki mogłam sobie pójść, a oni zaczęli poważną rozmowę. Niedaleko dostrzegłam ławkę, więc skierowałam się w jej kierunku. Była w miarę ładna pogoda, a po bieganiu zaczęły boleć mnie nogi. Długo nie siedziałam sama, bo obok mnie pojawił się wysoki brunet. Przysunął się w moją stronę aż za blisko.
— Witaj piękna — szepnął mi do ucha, a mi zrobiło się niedobrze. Wręcz nienawidzę takiego zachowania u chłopców. Czując, jak zaczyna się do mnie przybliżać, chwyciłam go za krocze.
— Jeszcze raz nazwiesz mnie piękną, a pożałujesz — wycedziłam, po chwili puszczając rękę, kątem oka spoglądając na idącego w naszą stronę Theo.
— Widziałem to. Pożałujesz, jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz. Pamiętaj, że jesteś na moim terenie — warknął cały rozwścieczony.

*LOGAN*

Jadąc już na spotkanie sfor do mojego bliskiego przyjaciela byłem zdołowany i zmęczony. Od kilku dni jestem w ciągłej trasie. Najchętniej bym zawrócił i pojechał do domu, lecz obrady to ważne sprawy, których nie można lekceważyć.
Po dojechaniu na miejsce, przy wysiadaniu z auta dostrzegłem piękną dziewczynę, stojącą na schodach. Po jej minie mogłem stwierdzić, że nie była zadowolona. Skierowałem się do razu w stronę Theo, aby przywitać się z nim i innymi ważnymi osobistościami. Gdy się z nim witałem, dowiedziałem się, że ta piękna, ciemnowłosa dziewczyna to jego siostra. Bywając tu wcześniej jej nie widywałem, a sam Theo o niej nie opowiadał. Gdy odeszła, poczułem świeży oraz słodki zapach jabłek. Był to kuszący zapach. Starałem się kontrolować, aby nie podbiec do niej i jej nie przytulić. Nie mogłem się skupić na rozmowach, bo moje ciało i umysł ciągnęły do niej. Ocknąłem się dopiero, gdy zauważyłem, że Theo gdzieś zmierza. Wszyscy zaczęli spoglądać w jednym kierunku. Miejscem, na które patrzyli, a raczej osobami na jakie spoglądali, była ona i jakiś chłopak.
Patrząc tak na nią i nadal czując jej zapach, nie wyczuwałem zapachu jej wilka. Pachniała jak zwykły człowiek i to mnie zaczęło zastanawiać. Jedna myśl nasunęła mi się po chwili.

Po prostu muszę ją mieć


Witajcie moi kochani!
Jak wiecie opowiadanie przechodzi drobną korektę, więc rozdziały będą wznawiane stopniowo.
Rozdział 1 poprawiony przez zdolną osóbkę - xNoorshally . ❤️
Mam nadzieję, że teraz będzie Wam łatwiej czytać te opowiadanie.
A więc do następnego i trzymajcie się ciepło!

~AMC

In my BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz