second verse

47 5 22
                                    

Cause we were just kids when we fell in love
Not knowing what it was, I will not give you up this time
But darling just kiss me slow, your heart is all I own
And in your eyes you're holding mine

~~~~

- Kai!

Usłyszałem krzyk i automatycznie przewróciłem oczami. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, kto mnie woła, znałem ten głos zbyt dobrze.

Bo ile to już jest?

Siedem lat.

Siedem lat od momentu spojrzenia w najbardziej niebieskie oczy, jakie widziałem w swoim życiu. Oczy, które potrafią prześwietlić każdy mój ruch, przed którymi już nic nie jest w stanie się ukryć.

No, prawie.

Rozłożyłem się wygodniej na ławce przed moim domem, napawając się chwilową ciszą i spokojem, obserwując, jak w świetle majowego słońca moja skóra robi się coraz bardziej ciemna. Westchnąłem teatralnie, gdy Aleksy zawiesił się na moich barkach, mocno obejmując mi szyję swoimi silnymi ramionami.

- Co znowu? - spytałem znudzony tym, że chłopak od tygodnia po prostu przychodził do mnie i wieszał się na mnie, jakby nie miał nic lepszego do roboty.

- Kai... - wymruczał mi w ucho, łaskocząc jednocześnie swoim oddechem moją skórę.

Uśmiechnąłem się z przekąsem i chwyciłem błyskawicznie dłonią jego twarz, zmuszając by na mnie spojrzał. Przez moment w jego oczach był strach, lecz po chwili zastąpiła go niepohamowana radość na pół ze zwykłą pewnością siebie, tak normalną dla dziewiętnastoletniego Aleksego. Nie miał się czego bać, dobrze o tym wiedział, nie byłem w stanie nic mu zrobić.

Przecież go nie pocałuję.

Przewróciłem oczami na widok jego twarzy i tylko westchnąłem, na co on zareagował jednym zgrabnym ruchem i już po chwili siedział na ławce, z nogami położonymi na moich udach.

Niemożliwość młodego Rosjanina polegała na tym, że był kompletnym idiotą w kwestii uczuć. Nigdy niczego się nie domyślał, dlatego to do mnie przychodził po rady, co ma zrobić gdy to czy tamto.

To strasznie bolało.

- Kto znowu?

Pytałem, bo doskonale wiedziałem, że nie przyszedłby tak nagle, gdyby nie chodziło o dziewczynę. Zawsze o jakąś chodziło. Z resztą, nie ma im się co dziwić. Aleksy jest przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Aksamitny głos z jeszcze pozostałą nutką akcentu potrafi zawrócić w głowie każdej przedstawicielce płci pięknej. No i mnie, ale to akurat kwestia zamknięta.

Gdyby chodziło mu o jakąkolwiek, nie fatygowałby się z tym całym mruczeniem i od razu przeszedłby do sedna sprawy. A skoro musiał się trochę wysilić, znaczy że szykuje się coś bardziej poważnego.

Cudownie, uwielbiam o tym słuchać.

- Tylko że, Kai... Tym razem to ja chcę wykonać pierwszy krok.

Spojrzałem na niego z rezygnacją, próbując ukryć, jak bardzo moje serce teraz bolało.

- Przecież wystarczy, że po prostu z nią pogadasz, zaprosisz w jakieś miłe miejsce. Tak jak to z tobą robiły dotychczas wszystkie dziewczyny. Żadna filozofia - rzuciłem znudzony i wstałem z ławki, od razu kierując się w stronę wejścia do domu.

Aleksy gwałtownie podniósł się z ławki i chwycił moją dłoń.

- Kai.

Wyszarpnąłem się z jego chwytu i po już po chwili zamykałem za sobą drzwi do domu, zostawiając zdezorientowanego chłopaka na ganku. Zagryzłem wargi i wbiegłem po schodach na piętro, by w spokoju przetrwać wszystko to, co usłyszałem.

perfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz