Rozdział 2

1.1K 17 1
                                    

- Co? - otworzyłam usta ze zdziwienia i uniosłam wysoko brwi.

- Zapraszam cię na randkę, coś nie gra? - zdziwił się.

- Wszytko jest w porządku.

- Chcesz iść?

- Jasne - zawahałam się, bo wiedziałam, że nie obędzie się od sprośnych żartów czy komętarzy. Wiem, że będzie chciał mnie nakłonić, abym poszła z nim do łóżka, ale ja się tak łatwo nie dam. Mimo, że mi się podoba nie zamierzam się mu tak poddać.

- Nad czym tak rozmyślasz? - zapytał gdy byliśmy już w aucie i jechaliśmy do restauracji.

- Nic, tylko mnie tą randką zdziwiłeś.

- Wiem - odparł i wjechał na parking, zaparkował. Po chwili byliśmy już w restauracji. - Poproszę stolik dla dwóch osób.

- Jasne, zapraszam - powiedziała kelnerka i zaprowadziła nas do stolika i miło się uśmiechnęła. - Oto menu - podała nam kartę. - Za chwilę wrócę.

- Dziękuję - powiedzieliśmy hurem.

- Na co masz ochotę? - spytał.

~/○\~

Zjedliśmy i właśnie idziemy do samochodu, Niall czego się nie spodziewałam zachowywał się jak gentelman. Chyba jeszcze bardziej się nim zauroczyłam.

- Cassi ja muszę jeszcze wejść do sklepu, spożywczaka. Idziesz ze mną?

- A są w pobliżu tu jakieś sklepy? Inne.

- Jest księgarnia, butik i sportowy.

- Ja wejdę do księgarni - powiadomiłam go i udałam się do sklepu. Za ladą stał mężczyzna w podeszłym wieku, który ciepło się uśmiechał. Ja również odwzajemniłam uśmiech. Zaczęłam się rozglądać za jakimiś książkami kucharskimi, bo ja gotować nie potrafię, a by się przydało. Gdy już znalazłam pożądaną rzecz weszłam w dział z legendami. Zawsze lubiłam sobie jakieś poczytać. Zainteresowały mnie Legendy Wyspy Królowej Jadwigi, na którą niby trafiają duchy dzieci, których rodzina jest ateistami. Kupiłam te dwie książki i wyszłam z księgarni. Poszłam w kierunku supermarketu. Na chodniku stali jacyś żule, dość młodzi z wódką w ręku. Musiałam obok nich przejść.

- Fajny tyłek! - krzyknął jeden z nich, a reszta się zaśmiała.

- Gdzie idziesz? - powiedział kolejny i zagordził mi drogę. Nawet na niego nie spojrzałam tylko zawróciłam, ale wpadłam na klatę innego.

- Co słońce, zostań z nami. My z twojego liceum, nie poznajesz? - zaszydził i kciukiem podniósł mój podbródek. Nadal się nie odzywałam tylko próbowałam ich wyminąć. No, ale jakie ja miałam szanse z sześcioma facetami? Jeden złapał mnie za biodra przytrzymując, inny zaś wziął się za zdejmowanie mojej krótki i bluzy.

- Zostaw mnie! - warknęłam. Tylko zareagowali śmiechem. - Zostaw mnie! - powtórzyłam uderzając jednego z liścia w twarz. Cofnął się i złapał za opuchnięty policzek. Od innych było słychać: uuu...

- My tu przyjeżdżamy pić z kuzynami, a mnie bijesz?! - oburzył się ten, który ode mnie dostał. - Nie darujemy! - wrzasnął i przewrócił mnie na ziemię. Boleśnie upadłam na plecy i tyłek. Jeden z nich do mnie doskoczył i zaczął atakować moje usta i rękami błądzić po moim ciele. Ja jęczałam niezadowolona i się pod nim werciłam. Modliłam się, aby ktoś tu przechodził i mi pomógł. Jest dzień, a na ulicy żywego ducha z wyjątkiem mnie i tych debili!

- No co kochanie? Zdejmujemy te ubranka? - zakpił jeden z nich i chwycił za nogawki moich spodni zdejmując je. Ja go kopnęłam w krocze i bez skutków próbując wstać. Nagle któryś usiadł na mnie okrakiem unieruchomiając mnie i zrzucił ze mnie kurtkę i bluzę. Zaczęłam go bić po twarzy do czasu kiedy inny złapał moje ręce i umieścił je nad moją głową. W końcu ten sam złapał za moją bluzkę i podwinął mi ją tak, że odsłaniała stanik, a w nim moje piersi.

- Uchu chu... no nieźle - mruknął już nie wiem który. Wierciłam się i krzyczałam, ale żaden z nich nie zwracał na mnie uwagi. Byli zajęci ugniataniem moich piersi, całując mnie i macając moją cipkę przez majtki. Gdy odpięli mi stanik już wiedziałam, że nie ma ratunku, a w moich oczach pojawiły się łzy, które spływały po policzkach. W końcu zrzucili ze mnie biustonosz i dwójka z nich przyssała się do moich piersi ssąc sutki. Zachlipałam. Facet złapał za moje majtki i zdjął je ukazując mój kwiat paproci.

- Proszę nie - jęknęłam.

- Zostawcie ją! - nagle usłyszałam znajomy głos, głos Nialla. Ale wiedziałam, że on sam w takiej sytuacji może niewiele zdziałać.

- Stać policja! - ktoś krzyknął i usłyszałam dźwięk przeładowanych pistoletów. Faceci oderwali się ode mnie jak poparzeni. Zauważyłam, że wokół mnie stali jacyś przechodnie, kilku policjantów i Niall.

- Cassi - powiedział Niall i podbiegł do mnie i mocno przytulił do swojego torsu. Gdy się w niego wtuliłam pozwoliłam łzą wypłynąć i zaczęłam się wypłakiwać w jego ramionach. On trzymał mnie mocno i nie puszczał. - Już wszystko dobrze, jesteś już bezpieczna - szeptał i głaskał mnie po głowie.

- Ja... ja się boję - wychlipałam.

- Już nie ma czego, już nic ci się nie stanie - mówił uspokajająco. - Musisz się ubrać.

- Dobrze - odparłam i lekko odsunęłam się od chłopaka zakładając majtki, a później spodnie. Niall pomógł zapiąć mi stanik, a ja naciągnęłam bluzę i założyłam bluzę i kurtkę. Najgorsze było to, że ci wszyscy policjanci i przechodnie się na nas gapili. Widziałam jak policja odjeżdża z tymi dupkami. - Jedźmy do internatu - poprosiłam.

- Jasne, przepraszam, to moja wina. Mogłem nie iść do tego sklepu albo w ogóle cię tu nie zabierać.

- Nie prawda, to tylko i wyłącznie ich wina. Teraz idziemy, chcę o wszystkim zapomnieć. I mam pośbę, nie mów nikomu. Nawet Lucy.

- Nawet nie zamierzałem, chodź poniosę cię - uśmiechnął się i wziął na ręce w stylu panny młodej. Tak zaniósł mnie do samochodu i pojechaliśmy do internatu.

Jestem TwojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz