Nieoczekiwana znajomość

44 5 0
                                    

-Hej, znasz Roberta Milera?

-Nie, a co?

-Jak to nie? Chodzisz z nim do klasy.

-Serio? A tak... okulary, blady, czarne, rozczochrane włosy?

-To ten.

-Ten co zaczął się kręcić koło Jane?

-Ten sam.

-Nie wiem czemu ona się z nim zadaje. Gość nie wygląda przyjaźnie...

Takie i jeszcze inne rozmowy słyszałem idąc korytarzem w mojej szkole. Odkąd Jane McGarden zaczęła przebywać w moim towarzystwie, zacząłem zwracać na siebie za dużo uwagi. Do tej pory nie rozumiem czemu Jane zaczęła się ze mną zadawać. Nasze relacje ani trochę się nie zmieniły. Dalej siedziała ze mną w jednej ławce i ciągle trajkotała mi nad uchem o jakichś pierdołach. Cały ten cyrk trwa już cztery dni i jutro nadchodzi mój upragniony weekend. Spędzę cudowne dwa dni bez ludzi pokazujących mnie sobie palcami, tylko dlatego, że siedzę z jedną z najlepszych dziewczyn w szkole. Co z ludźmi jest nie tak? Nikogo nie obchodzi, że tak właściwie nic mnie z nią nie łączy. Od razu stałem się wrogiem numer jeden każdego przedstawiciela płci męskiej - poza Mickelem - w klasie.

Jedyne co teraz muszę to wytrwać ostatni dzień przed weekendem. Co takiego może zdarzyć się w zwykły, słoneczny piątek? Otóż bardzo dużo. Tak naprawdę nigdy nie wiemy kiedy nasze życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Najczęściej jednak dzieje się to w momentach kiedy zupełnie się tego nie spodziewamy. Jak zwykle usiadłem sam w ławce czekając aż przyjdzie Jane i zacznie znowu zawracać mi głowę bzdetami. Chciałem wykorzystać chwilę spokoju, żeby coś przeczytać, ale najwyraźniej nie było mi to dane. Do mojej ławki podszedł Bill Anderson. Najbardziej przypakowany i najbardziej tępy osobnik z mojej ukochanej klasy 1-C. Cud, że pamięta jeszcze jak się składa zdania, chociaż i to przychodzi mu z wielkim trudem. Otóż, nasz "poliglota" podszedł do mnie w wiadomym celu.

-Słuchaj no... - zawahał się.

-Robert - podpowiedziałem spokojnie.

-No, ty - kiwnął głową - Zostaw Jane jasne?

-Nie tknę jej nawet palcem - zapewniłem ze stoickim spokojem - Spokojna twoja rozczochrana.

-Co? - zmarszczył brwi - Obrażasz mnie?

-Nie śmiałbym - zapewniłem powstrzymując się od śmiechu - To tylko takie powiedzenie.

-No - kiwnął głową patrząc na mnie podejrzliwie - To dobrze. Ale moja głowa nie jest rozczochrana.

-Przykro mi że przerywam wam tą porywającą pogawędkę - rozległ się głos za obszernymi barami Billa - Ale muszę pogadać z Robertem, dobrze Billy?

-A, jasne Mickel - powiedział dryblas odwracając się i odsłaniając mojego jedynego przyjaciela - Ja tu tylko, no...

-Ja wiem, ja wiem - powiedział Mickel klepiąc go w ramię - spokojnie ja wszystko rozumiem.

-No - znowu kiwnął głową. Ledwo powstrzymałem śmiech - To nara.

Z tymi słowami odszedł w stronę swojej bandy podobnych mu dryblasów. Mickel usiadł na mojej ławce i zarzucił sarkastycznie.

-No proszę. Robert znajduje sobie przyjaciół. Najpierw najładniejsza dziewczyna w klasie, a teraz sama śmietanka intelektualna w postaci Billa. Tylko pozazdrościć.

-I kto to mówi? - odparłem z uśmieszkiem - Facet który co tydzień odrzuca kolejne wyznanie miłosne, a nadal i tak jest popularny. Nie jesteś nieco zmęczony?

-Tylko troszkę - odparł śmiejąc się - A tak na poważnie to jestem zaskoczony, że Jane jeszcze od ciebie nie uciekła.

-Wydaje się inna niż pozostałe - powiedziałem i streściłem mu wszystko co się wczoraj stało.

-Czyli jednak... - mruknął do siebie, a potem zwrócił się do mnie z uśmiechem - No to powodzenia ogierze.

Z tymi słowami zeskoczył z mojej ławki i udał się do własnej. Chwila... ogierze?

Zanim zdążyłem go zawołać w klasie pojawiła się Jane. Od razu się przysiadła witając mnie uśmiechem.

-Jak tam Odludku? - nadała mi ten przydomek już drugiego dnia, mimo moich protestów.

-Jak już musisz tu siedzieć to przynajmniej używaj mojego imienia - powiedziałem i po chwili wtrąciłem - Proszę.

-Ale Odludek do ciebie pasuje - powiedziała nadal rozpromieniona.

-Nie twierdzę... że nie - zacząłem, ale nie było mi dane dojść do słowa.

-Reeety ale dziś ładna pogoda prawda? Co tam czytasz? Ciekawe? Też mogę zobaczyć? Masz takich więcej?

-Jak chcesz otrzymać odpowiedź na którekolwiek z tych pytań - powiedziałem powoli siląc się na spokój - to proszę poczekaj chwilę i daj mi dojść do słowa.

Nie zważając na moją prośbę nadal trajkotała mi nad uchem.

-Słuchaj... - spróbowałem znowu.

-A dlaczego jesteś taki blady? Rzadko wychodzisz na dwór? A może masz albinizm?

-Daj mi coś...

-Co robisz po szkole? Dalej tylko czytasz? A może coś innego?

-ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknąłem. Nie sądziłem, że potrafię krzyczeć. Rzadko podnoszę głos. Jednak ona zwyczajnie wyprowadziła mnie z równowagi co nie jest łatwe. Niestety przez mój wybuch zaczęła się na nas patrzeć cała klasa. Jane znaczne przygasła. Siedziała już spokojnie ze spuszczoną głową. Nawet nie czułem się winny. Cieszyłem się tylko, że w końcu się zamknęła. Ale trwało to tylko chwilę.

-Słuchaj... - zaczęła. Zamknąłem oczy i głośno wypuściłem powietrze.

-Słucham

-Te komiksy które czytasz...

-Co z nimi?

-Gdzie je kupujesz?

Spojrzałem na nią podejrzliwie. Wyglądała na szczerze zainteresowaną. Odpowiedziałem więc:

-Zwyczajnie w sieci. Sklepów sprzedających mangi jest mnóstwo.

-Mangi? - spytała.

-Japoński komiks. Rysunki są bardzo charakterystyczne i czytane są od prawej do lewej.

-A są chociaż ciekawe?

-Tak jak zwykły komiks tyle, że japoński.

-A czy mogłabym jakiś pożyczyć? - spytała niepewnie.

Uniosłem brwi w niemym pytaniu, które najwyraźniej zrozumiała.

-Chciałabym mieć o czym z tobą pogadać. Tak właściwie to mógłbyś mi coś polecić?

I to ile. Otworzyła złe drzwi i nie ma już odwrotu. Czekał ją kilkuminutowy wywód na temat plusów i minusów kilkunastu obejrzanych, bądź przeczytanych przeze mnie serii. Dopiero kiedy skończyłem zauważyłem, że patrzy na mnie z uśmiechem.

-Widzisz? - spytała - Jak chcesz to potrafisz o czymś porozmawiać.

Odchrząknąłem nieco zmieszany.

-Tak właściwie to wyglądało bardziej na monolog - wtrąciłem.

-Ale ten monolog mnie zainteresował. To jak? Pożyczysz mi któryś komiks?

-Mangę - poprawiłem ją, a potem dodałem - Nie mam przy sobie żadnego który mógłbym pożyczyć. Chyba nie chcesz zaczynać od środka serii prawda? Musiałabyś poczekać do poniedziałku.

-Na co czekać? - spytała - Chodźmy po lekcjach do ciebie!

Nie dałem rady jej powstrzymać (chociaż próbowałem) i po zakończonych lekcjach staliśmy pod drzwiami mojego domu.

OdludekWhere stories live. Discover now