Intruz

39 6 1
                                    

Niech mi ktoś wytłumaczy co się właśnie stało. Nie proszę o streszczenie wydarzeń. Proszę o logiczne i uargumentowane wyjaśnienie co, jak i dlaczego? Bo mimo moich 200 punktów IQ nie potrafię pojąć co się dookoła mnie dzieje. Oto ja, Robert Miler, goszczę w swoim domu Jane McGarden, która postanowiła u mnie przenocować. Pragnę dodać, iż moje protesty nie były warte funta kłaków i najwyraźniej do niej nie docierały. Już od piętnastu minut siedzi w kuchni i coś gotuje. Nie, nie zapytała się czy może skorzystać z kuchni, ani czy w ogóle może tu zostać.

-Zdajesz sobie sprawę, że to jest najście?

Nie odpowiedziała. Zamiast tego zabrała się za przygotowanie kolacji.

-Odpowiesz mi o co chodzi czy mam zadzwonić na policję? - nie zamierzałem tego robić, ale może się wystraszy i mi wszystko wyjaśni.

-Czy jest coś dziwnego w nocowaniu u przyjaciela? - spytała.

-Od kiedy się przyjaźnimy?

-Jesteś drugą osobą która widziała "prawdziwą mnie" - położyła nacisk na dwa ostatnie słowa - Moim zdaniem kwalifikuje cię to do grona moich przyjaciół.

-A kim jest pierwsza jeśli wolno spytać?

-Mickel - odparła po prostu i nic już więcej nie mówiła.

No tak... Mickel. On i Jane są najbardziej popularnymi osobami w szkole. Mickel odrzucił już setki wyznań miłosnych, do Jane wzdycha niejeden facet. Na dokładkę ta dwójka najwyraźniej lubi swoje towarzystwo i często podejrzewano ich o bycie w związku. Szybko jednak tłumili takie plotki i było już jasne, że są tylko przyjaciółmi. Mickel zna się na ludziach i wcale nie dziwiło mnie to, że tak szybko rozszyfrował Jane. Bardziej dziwiło mnie to, że po pierwsze nic mi o tym nie powiedział i po drugie, że Jane przyczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. I najwyraźniej nie zamierzała puszczać.

-To jednak nie rozwiązuje naszego problemu - zauważyłem.

-Jakiego problemu?

-Nie wiem czy tylko się ze mną droczysz - powiedziałem siląc się na spokój - i nie zdziwiłbym się gdyby tak było. Ale albo mi wyjaśnisz o co tu chodzi, albo zadzwonię na policję i przestanie być śmiesznie.

-Nie jesteś zadowolony, że ładna dziewczyna chce u ciebie nocować? - spytała niewinnie. Od jej spojrzenia i tonu głosu, pewnie niejednemu normalnemu mężczyźnie zmiękło by serce i przestałby się kłócić. Jednak nie jestem w żadnym stopniu normalny.

-Jeżeli sama się wprasza, korzysta bez pozwolenia z mojej kuchni i żąda pieniędzy za sprzątanie pokoju, do którego nawet jej nie zmuszałem, a wręcz zabraniałem... Nie, nie jestem zadowolony.

-Ale jesteś nudny - westchnęła.

-Przykro mi, że nie rzucam się na ciebie jak zwierzak, których u nas w szkole niemało, ale pragnę zauważyć, że jestem człowiekiem, któremu rodzice nie poświęcali zbyt wiele czasu. Łatwo więc wywnioskować, że niespecjalnie potrafię okazywać ciepłe uczucia.

-I co mam się rozpłakać? - zadrwiła.

-Nie. Masz mi wyjaśnić o co chodzi.

Zaczynałem się już naprawdę irytować, jeżeli nie wściekać. Jednak najwyraźniej miałem już niedługo otrzymać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Jane westchnęła przeciągle i spojrzała na mnie poważnie, po raz pierwszy od dłuższego czasu.

-Nie jesteś jedynym, którym nie przejmują się rodzice. - powiedziała - Tylko, że w przeciwieństwie do ciebie, przez pewien czas byłam wręcz rozpieszczana. Potem rodziców pochłonęła ambicja. Zeszłam kompletnie na drugi, jeśli nie na trzeci plan. Właściwie to przestałam ich widywać. Dla mnie był to całkiem spory wstrząs. Zaczęłam grać aniołka, żeby poczuć, że kogokolwiek obchodzę. A potem trafiłam na ciebie i Mickela. Mickel powiedział, że nie muszę udawać. Jednak nie chciałam go słuchać. Potem zainteresowałam się tobą, ponieważ się z nim przyjaźnisz. Wiem, że Mickel nie przyjaźni się z byle kim. Tak więc tamtego dnia postanowiłam cię przetestować. Odegrałam przed tobą, najbardziej przesłodzoną wersję swojej sztuki. I co otrzymałam? Chłodną, wręcz chamską odpowiedź. Pomyślałam, że musisz być interesujący.

-Co ty masochistka? - tym razem to ja zadrwiłem.

-Być może. - zaśmiała się - Jednak nie żałuję, że cie poznałam. Przynajmniej jest z kim porozmawiać. 

-Wszystko ładnie, - powiedziałem - wszystko pięknie, ale nadal nie rozumiem czemu wpraszasz się do mnie do domu.

-Mam już dość samotnych nocy.

Westchnąłem. Świetnie. Uczuciowa mi się trafiła. Ta sytuacja coraz bardziej zaczęła przypominać jakiś tani dramat. No, ale jak się przede mną otworzyła, to jej nie wygonię. Gdzieś tam pozostały mi jakieś resztki empatii.

-Rodzice wyjechali na konferencje - powiedziałem - więc możesz zostać.

-Naprawdę? - sama zdawała się być zdziwiona, że udało jej się mnie przekonać.

-Co mi szkodzi? Nie spodziewaj się jednak, że udostępnię ci łóżko.

-Bardzo uprzejmie, nie ma co... - mruknęła pod nosem.

-Jak się coś nie podoba, to możemy oboje spać w salonie. Jest tam wystarczająco miejsca dla dwojga, a nawet dla czworga.

-Cóż, aż tyle miejsca nie będziemy potrzebować.

Nie odpowiedziałem. A co mi tam. Zrobię jej niespodziankę. W piątki zawsze wraca do domu...

-Powiedz przynajmniej co tam przygotowujesz? - zapytałem, gdyż w powietrzu zaczęła unosić się przyjemna woń.

-Pastę jajeczną.

-Wygląda nieźle - nieświadomie zacząłem się ślinić. A było do czego. Wymieszała twaróg z utartym jajkiem, szczypiorkiem i rzodkiewką.

-Smacznego - powiedziała podając mi pełny talerz, z kilkoma kromkami chleba.

Było smaczne. Nawet bardzo. Wymamrotałem jakieś podziękowania, z pełnymi ustami co najwyraźniej bardzo ją rozśmieszyło. Zdałem sobie sprawę, że śmieje się bardzo ładnie.

-Niby taki prosty posiłek, a ile daje szczęścia - zauważyłem, kiedy skończyłem jeść.

-Prawda? - znowu się zaśmiała - Mama mnie nauczyła. Jedliśmy to prawie codziennie...

-No nie. - westchnąłem - Znowu zaczniesz się rozczulać? Już się osłuchałem, naprawdę nie musisz pobudzać do pracy mojego chłodnego serduszka, które już dawno przestało cokolwiek czuć. Idę po jakieś koce.

-Nie mów tak - pouczyła mnie - Gdybyś faktycznie był taki chłodny, nie pozwoliłbyś mi zostać prawda? Może jeszcze nie jest za późno?

Wzruszyłem tylko ramionami. Po paru chwilach wróciłem z trzema parami koców.

-Po co ci aż tyle? - spytała zaskoczona.

Miałem właśnie odpowiedzieć, kiedy usłyszałem otwieranie drzwi, a zaraz po tym odgłos jaki mógł towarzyszyć stepującemu słoniowi. Było to tak niespodziewane, że Jane aż podskoczyła. Ja natomiast poszedłem zająć się największym utrapieniem mojego życia. Jane nie mogą powstrzymać ciekawości ruszyła za mną. W korytarzu leżała dziewczyna w wieku studenckim. Rude włosy, całkowicie skołtunione leżały w nieładzie zasłaniając jej kompletnie całą twarz. Nosiła na sobie ubranie tak luźne, że więcej odsłaniało, niż zakrywało. Leżała tak jak długa, oddychając miarowo. Wręcz śmierdziała alkoholem. Kiedy podszedłem pomóc jej wstać, mruknęła coś niewyraźnie i uśmiechnęła się głupkowato. Gdyby nie to, że jej twarz była pokryta rozmazanym makijażem, można by nazwać ją piękną. Jane zdawała się odzyskiwać głos.

-Kto to jest?

-Poznaj Alex. Moją starszą siostrę.

OdludekWhere stories live. Discover now