Gdy nieco się otrząsnąłem ruszyłem za brunetem. Nie chciałem zostawać w tym miejscu sam. Przyznaje się ze nieco się wystraszyłem, no ale kto by się nie bał?
Sądziłem ze te wszystkie opowieści o lesie to zwykłe plotki, jednakże myliłem się.Mark siedział juz pod drzewem. Tym co zwykle. Usiadłem po drugie stronie pnia, tak że się nie widzieliśmy.
-Może opowiesz coś o sobie? - zaproponowałem.
-Po co?
-Tak sobie. Przecież i tak umrzemy- wzruszyłem ramionami.
-Masz rację- mruknął- no więc nazywam się Mark Tuan. Jestem z LA gdzie mieszka... mieszkała moja rodzina.- nastąpiła chwila ciszy. - mam dziwie naście lat.
-To wszystko? Masz jakiś ulubiony kolor?
-Mam kolor którego nienawidzę- jego odpowiedź mnie zdziwiła. - a nawet dwa.
-Uch, to możesz mi powiedzieć.
-Czerwony i niebieski.
-Dlaczego akurat te? - zaciekawiło mnie to.
-I tak umrzemy.... - westchnął. - opowiem Ci co tutaj robie.
No więc mieszkałem w LA z całą moją rodziną. Bratem, siostrami i rodzicami. Bylem normalnym nastolatkiem. Miałem szczęśliwe życie- wyszeptał ostatnie zdanie. - pewnego dnia mama pokłóciła się z tatą. Okazało się, że mój ojciec stracił pracę, ale nadal przynosił pieniądze do domu. Gdy zaczął dziwnie się zachować moja mama zaczęła bardziej naciskać. Wtedy wyszło na jaw, że pracuje na czarno. I to w największym gównie. Zadarł w dodatku z niewłaściwym ludźmi.- przerwał na chwile- rodzice coraz częściej się kłócili. Nienawidziłem na to patrzeć więc z każdym razem wychodziłem z domu i brałem ze sobą brata. Jednak tamtego dnia nie zabrałem go ze sobą i wyszedłem. Spotkałem się z przyjaciółmi. Spędziłem fajnie czas. Dobrze się bawiłem. A gdy wróciłem do domu, cała moja rodzina juz nie żyła. - jego głos był pusty. - ktoś bestialsko wszedł do naszego domu, oazy i zabił moją rodzinę. Nie oszczędził nawet mojego małego braciszka- wyszeptał ostatnie zdanie- w dodatku wszystkie rany były cięte. Zadawał im tyle bólu. Tak dużo bólu. Mój brat miał wtedy na sobie niebieską bluzkę. Gdy wychodziłem z domu przypominała niebo. A gdy wróciłem była zbroczona krwią tej niewinnej osóbki- pod koniec słychać było ból w jego głosie. Bezgraniczny ból. Musiał kochać brata nad życie. - miał osiem lat. Tylko osiem lat.-Przykro mi- powiedziałem cicho- nie wiedziałem co innego mógłbym mu powiedzieć.
-Of tamtej pory mieszkałem z babcią. Nie chciałem mieszkać w tym domu. Obrazy jakie zobaczyłem i tak dręczyły mnie przez cały czas. Robią to do dzisiaj. Do teraz żałuję, że wyszedłem. Mogłem być z nimi. Wszyscy byśmy wtedy odeszli i nie tęskniłbym za nimi aż tak bardzo.
Mark nie płakał. Jego głos był jednak przesiąknięty żalem, goryczą i smutkiem. Pierwszy raz wyraził tyle emocji. Przesiadłem się obok niego i objąłem ramieniem. Spojrzał na mnie zdziwiony i spiął się na chwilę ale zaraz potem rozluźnił mięśnie. Oparł się na mnie lekko i siedzieliśmy nic nie mówiąc, a ja próbowałem zabrać mu choć tech bólu.
No wie jest historia Marka. Sorry ze taka banalna, ale tak mi się widziało XD
Do następnego! ♡♡♡
CZYTASZ
The Suicide Forest ✔ | Markson
FanfictionZapraszam :) 28.04.17 - #754 in fanfiction 29.04.17 - #569 in fanfiction