Rozdział 1

67 5 2
                                    

Ocieżale otworzyłam oczy. Nienawidziłam dzwieku mojego pieprzonego budzika.
- Kurwa- powiedziałam sama do siebie wkurzona. Nie wyspałam się. Nigdy wiecej w niedzielę nie wybieram się na spotkanie z tymi frajerami. Poszłam spać jakoś po 4 bo musiałam pomóc im w pewnej sprawie. Bo 10 napakowanych kolesi nie potrafi napaść na jakiś nijaki sklep jubilerski. Ale,że ja jedyna zajmuję się "kasowaniem" ludzi musiałam im pomóc. Eh, no ale jak chce mieć hajs to muszę pracować. A zabijanie to jedyna rzecz która mi wychodzi. Sięgnęłam po telefon i spojrzałam na godzinę.- Japierdole!!- moje bezsensowne rozmyślanie zajęło mi 15 minut. Świetnie!
Zwlekłam się z łóżka i poszłam ocieżałym krokiem do łazienki. Wzięłam szybki prysznic,wysuszyłam włosy i ubrałam czyste ubrania. Wyrzucając do kosza moją bluzkę którą miałam na sobie poprzedniego dnia zauważyłam,że przy dekolcie jest ubrudzona krwią- cudnie- mruknęłam do siebie. Krwi to ja nie zmyje. Rozzłoszczona wyrzuciłam bluzkę do kosza.
Delikatnie się pomalowałam i wyszłam z łazienki. Po drodze wzięłam plecak z pokoju i zbiegłam po schodach wpadając siła rozpędu do kuchni. Mój kochany tatulek właśnie przeliczał pieniądze z wczorajszego napadu.
- Hej zabójczynio- powiedział z szyderczym uśmieszkiem kiedy zobaczył mnie grzebiącą w lodówce.
- Elo Mafiozo- zaśmiałam się do niego. Wzięłam z lodówki jakiś jogurt, puściłam oczko do ojca i wyszłam z kuchni.
Jakoże był kwiecień mogłam iść w lekkiej czarnej bluzie z Mochito. Wskoczyłam w moje także czarne Airmaxy i wyszłam z domu.
Postanowiłam nie iść na pierwszą lekcję. Była nią chemia, najgorszy przedmiot na świecie. Miałam po drodze park, więc postanowiłam zapalić przed szkolą aby się na zapas odstresować. Kiedy doszłam do mojej ławeczki pod którą było skupisko petów (oczywiście moich) była już 8.20. Usiadłam i zaczęłam szukać paczki Malboro w plecaku. Wzięłam jednego papierosa i zapalniczkę,  która była w kieszeni spodni. Głeboko się zaciągnęłam i leniwie wypuściłam dym z płuc. Gdy skończyłam drugiego szluga była 8.45. Miałam piętnaście minut.Bo i tak miałam zamiar się spóznic. Ogarnęłam się i wstałam rzucając peta na ziemię. W tym samym momencie zadzwonił telefon. Tata.
-Co tam?- zapytałam zastanawiając się o czym chce mi powiedzieć. Bo przecież widział mnie zaledwie godzinę temu.
- Czemu Cię nie ma w szkole moja panno?!- krzyknął ale wiedziałam,że sobie żartuje. Po chwili milczenia zaśmiał się- Chce Ci tylko przypomnieć,że masz sprawiać wrażenie grzecznej dziewczynki. Po szkole masz wolną rękę ale w szkole masz być aniołem kochana.- jego ton był poważny,więc wzięłam sobie te słowa do serce. Kit z tym,że moje serce było nieczułe.
- Postaram się tato. Będę na drugiej lekcji. I nie martw się,będę najgrzeczniejszą kujonką w całej szkole!!- powiedziałam optymistycznie a tata się cicho zaśmiał.- Dobra to ja spadam bo mam jeszcze 10 minut do dzwonka na lekcję.
- Pa Nina i trzymam za słowo- po tych surowych słowach się rozłączył.

Po 10 minutach stałam przed drzwiami klasy. Oczywiście byłam spóźniona jakieś prawie pół lekcji ale co tam. Przedstawiłam sie na tryb grzeczniutka lalunia i otworzyłam wrota do komnaty śmierci i bólu. Czyli klasy od języka niemieckiego.
Nauczycielka spojrzała na mnie bardzo przenikliwym wzrokiem ale po chwili uśmiechnęła się lekko i wskazała,że mam usiąść na miejsce. Lubiła mnie. Jak każdy nauczyciel w tej jebanej szarej budzie.
Powoli udając speszoną usiadłam w pierwszej ławce tuż przed biurkiem nauczycielskim. Moje standardowe miejsce. Boże jak ja bym chciała być sobą w szkole. Kiedyś pokaże jaka jestem naprawdę. Tylko, że wtedy mnie wywalą i zamkną na dożywocie. Nie miałam znajomych. Tylko by się wtącali w moje życie.
Cały dzień w szkole spędziłam na rozmyślaniu o pracy mojego ojca. Był szefem(o ile się nie mylę) jakichś 5 zorganizowanych grup przestępczych. Czyli inaczej mafii. Był szefem szefów. Podobała mi się ta władza. Miał wszystko. Pieniądze,ochroniarzy,pełno pistoletów i przede wszystkim władze nad pięcioma najgroźniejszymi mafiami w kraju. Byłam z niego bardzo dumna.
Nareszcie zadzwonił dzwonek oznaczający koniec lekcjii. Wysłałam uradowana z krzesła i zaczęłam się pakować. Nadle usłyszałam  delikatny męski głos dochodzący zza moich pleców. Odwróciłam się. Chłopak rozmawiał z kolegą który siedział w kolejnej ławce. Był wysoki, miał szatynowe włosy i był umięśniony ale nadal wydawał się jakoś dziwnie kruchy. Chyba poczuł,że mu się przyglądam bo spojrzał na mnie i lekko się  uśmiechnął. Miał cudowne oczy. Ciemno brązowe. Miały w sobie pewien niesamowity blask. Serce zabiło mi mocniej i poczułam,że robi mi się gorąco.
CO SIĘ DZIEJE??!
- Hej, czegoś potrzebujesz?- powiedział najpiękniejszym dźwiękiem jaki kiedykolwiek słyszałam.
Do tej pory moim ulubionym dźwiękiem było błaganie przez płacz abym oszedziła czyjeś nic nie warte życie. A tu proszę miła zmiana. Teraz zakochałam się w głosie kolegi z klasy.
MOMENT ZAKOCHAŁAM?!
CO TO SŁOWO ZNACZY!?        - Nie, nie.Nic.- wymamrotałam- Masz bardzo ładną fryzurę i tyle.- wymyśliłam najgorszy pretekst w dziejach tego powalonego świata.
- A no dziękuję Ci bardzo!- zaśmiał się chłopak i lekko zarumienił.
Nie wiedziałam co dalej robić, więc wycedziłam- Dobra to ja lece pa!- szybko zabrałam plecak z ławki i wyszłam z klasy. To było żałosne. Ale dobra koniec nic się nie wydarzyło. To nie miało miejsca.
W drodze do domu myślałam o nieznajomym z klasy. Miał tak piękne oczy. Gdy je sobie przypomniałam moje serce przyśpieszało. Nie wiem czemu tak się działo. To było dziwne. Moje rozmyślania przerwał telefon. SMS od babci. Mamy ojca.
"Hej skarbie. Tata wyjechał na pare dni w sprawach no wiesz jakich. Przyjdź do mnie po szkole i zanocujesz u mnie. Kocham Cię, babcia :*. "

Po chwli jej odpisałam i pognałam do domu aby się spakować na paru dniowy wyjazd do mojej kochanej babci.
" Hej babciu. Będę u Ciebie za około godzinę. Też Cię kocham :*."

Po równej godzinie stałam z torbą podróżną i plecakiem szkolnym przed drzwiami domu dziadków. Zapukałam.

Niebezpieczne uczucieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz