Rozdział 1. cz.1

39 7 5
                                    

Nina się ocknęła. Zamroczyło ją. Co się dzieje? Jak się tu znalazła?
Potem zaczynają powoli wracać wspomnienia. Tajemniczy porzucony dom, głosy, ludzki zegar, mała dziewczynka, Sylwester, groźby... Anka!
Nina natychmiast przewróciła się na drugi bok, szukając przyjaciółki. Była tu, leżała odwrócona plecami. Drżała lekko i wydawała dziwne odgłosy, czym bardzo przestraszyła Ninę. Dziewczyna lękliwie zbliżyła się i zobaczyła, że Anka jest straszliwie blada i wymiotuje.
- Hej! Co się dzieje? Coś się stało?  - Ninka przeraziła się nie na żarty.
- Słuchaj... Ja... Po prostu słabo... Się czuję... Daj chwilę. ..
- Uff, dobrze że żyjesz. A teraz sobie odpocznij a ja tymczasem się rozejrzę.
Dziewczyna wreszcie oderwała wzrok od przyjaciółki i... Zupełnie nie wiedziała gdzie się znalazła. To było naprawdę dziwne miejsce.
Nina leżała na ziemi, która cała była pokryta szorstkimi czarnymi głazami. Wszędzie dookoła w górę wzbijały się strzeliste i zupełnie gładkie, płaskie pnie, mniej więcej dwa razy wyższe od dziewczyn. A tuż przed  nią wznosiła się wielka, wręcz monstrualna bryła. Nagle zauważyła że jakiś ogromny potwór uparcie pędzi prosto na nią. Odskoczyła w ostatnim momencie, a tuż przzed jej nosem przebiegła wielka i odrażająca poczwara. Ale chwilę, to przecież zwykła... stonoga? Tak, bardzo duża stonoga.
Niespodziewanie umysł Niny przesył okropny domysł... Uważnie spojrzała na szarą bryłę... Dostrzegła na niej wysoko w górze ciemniejsze kwadraty i brązowy prostokąt wznoszący się od ziemi. W jednej chwili najgorsze obawy się potwierdziły.
- O nie...
- Co jest? Gdzie jesteśmy? - Zapytała Anka, która zdążyła się już podnieść i teraz z ciekawością rozglądała się.
- Najwyraźniej szanowny pan Sylwester zechciał pobawić się nie tylko miejscem i czasem, ale też naszym wyglądem. A raczej nie wyglądem... Tylko wzrostem.
I rzeczywiście, dziewczyny stały się wyjątkowo niskie. Przed nimi stał dom, który wcale nie był aż tak wielki jak im się wydawało. Miał tylko parter, pierwsze piętro i malutki strych na poddaszu. A w tym niewielkim domu mieszkali bardzo źli i okrutni ludzie (którzy na szczęście przez swe okrucieństwo nie mieli zwierząt domowych).
- Czy to jest to co myślę ? - wydukała przerażona Anka
- Tak, moja droga, dokładnie to. - odpowiedziała z determinacją Nina. - Ale do roboty! Nie mam zielonego pojęcia gdzie możemy przenocować, a tutaj na noc na pewno nie zostaniemy, bo zginiemy.
  Przyjaciółki śmiało ruszyły naprzód.
Na szczęście nie były aż tak małe , jak Ninie wydawało się na początku. Rodzina mieszkająca w domu po prostu była nieprzyzwoita, więc nie skosiła trawy przed domkiem. Nawet Nina, która, jak wiemy, była dość niska,  mogła z wysiłkiem podciągnąć się i wdrapać na schodek przed domem. Anka, oczywiście, ze swoim wzrostem i kondycją, wykonała to bez większego problemu. Dziewczyny znalazły się w środku. Był to przedpokój. Przyjaciółki były zaskoczone jego wielkością. Był porównywalny do największej sali balowej na świecie (oczywiście z punktu widzenia dziewczyn). Samo dostanie się do przedpokoju było nadzwyczaj łatwe( z powodu dobrej pogody drzwi wejsciowe były otwarte, wisiała tam tylko siatka na muchy i komary), dziewczyny nabrały nowej nadziei i pogody ducha. Chyłkiem przemknęły przez pomieszczenie i przeszły przez niewielki (dla dziewczyn gigantyczny) korytarz.
Z rozpędu wpadły do ogromnego salonu. Nagle Anka chwyciła Ninę za rękę i szybko odciągnęła za drzwi.
- Halo, co się dzieje? - Zapytała oburzona Nina i już chciała nawrzeszczeć na przyjaciółkę, lecz zamilkła, bo zrozumiała powagę sytuacji.
W salonie siedziały dwie osoby - kobieta z mężczyzną - i rozmawiały, pijąc herbatę.
- No to utknęłyśmy - zauważyła Anka. - Hmm... Musimy wymyślić, gdzie przenocujemy. - zauważyła całkiem rozsądnie Nina
- Dobra! Masz już jakiś pomysł?
- Najpierw proponuję rozejrzeć się i zobaczyć ewentualne propozycje.
Salon był duży nawet na miarę normalnych ludzi. Jego ściany były białe, podłogę pokrywał parkiet w tym samym kolorze. Po przeciwległej stronie pokoju znajdował się kanapa i dwuwarstwowe okno. Po prawej stronie w ścianę wmurowany był kominek. Był zimny - w środku kominka leniwie łaziła mucha. Najwyraźniej z powodu ciepłej pogody nie palono go od dawna
Po lewej były schody o niezbyt wysokich, drewnanych stopniach.
- Eej? - zagadnęła. Nina
- No co?
- Mam. Pomysł.
- Serio? Wal!
- No więc... Kiedy siedziałyśmy przed domem widziałam okna na poddaszu. Były całe zakurzone, więc nikt tam nie mieszka, czyli jest tam strych. Możemy więc jakoś się tam dostać i tam zamieszkać na ten nieszczęsny miesiąc. Tylko jak tam wejść?...
- Mądre! Pomysłowe! Wspaniały plan! A ja nawet wiem jak dostać się na ten strych! - wjrzyknęła rozradowana Anka, całkowicie zapominając o ludziach.
Nagle w salonie zapanowała cisza a potem dziewczyny usłyszały:
- Wydawało mi się czy słyszałem dziecięcy głos?
- Hmmm... Ja też! Chodźmy sprawdzić co to.
I para ruszyła w stronę drzwi, po czym wyszła, nie zauważając dziewczyn, leżących na podłodze.
- Teraz! - krzyknęła Anka i pociągnęła Ninę za sobą. Skręciły w lewo i popędziły do schodów. Jak jużem wspomniała, stopnie były niskie. Anka podciągała się do góry i pomagała wczołgać się na schodek przyjaciółce. Po paru chwilach były już na pierwszym piętrze, mocno zdyszane. Zobaczyły kolejne schody, tym razem prowadzące na strych. Na ich końcu znajdowały się drzwi, jednak pod nimi była szczelina tak duża, że dziewczyny mogły się tamtędy przeczołgać. Zrobiły to więc, uprzednio wchodząc na górę po schodkach. Znalazły się w środku.
Panował tu półmrok, bo przez zakurzone okno wchodziło mało światła. Na podłodze leżał nienaruszony kurz - dawno nikt tu nie był. Na ścianie wisiał ogromny stary zegar. Miał potłuczoną szybkę ale wciąż działał. Wszędzie stały pudła z książkami i starymi ubraniami.
- Miałaś rację - stwierdziła Anka - to doskonałe miejsce. Jestem strasznie zmęczona. Chodźmy spać.
- Tak! Ja też się zmęczyłam. W dodatju już zapada zmrok. Jest dwudziesta. Proponuję położyć się tutaj. - Nina wskazała ręką na stertę ubrań, które wypadły az pudełka. Wykończone pechowe przyjaciółki padły na posłanie i zapadły w sen.
______________________________________

Kiedy rankiem Anka się obudziła, jej pierwszym uczuciem był głód. Potem przerażenie. Nie chciała po prostu wierzyć w to, co wydarzyło się wczoraj. Jednak przykra rzeczywistość stała z rozwartymi ramionami. Cóż, takie życie, choć bardzo nietypowe dla nastolatek.
- Już wstałaś? - Zapytała Anka
- Taaa - Nnina leżała w pościeli najwyraźniej nie chcąc wstać. - Jestem głodna!
- To tym bardziej wstawaj. Musimy stworzyć jakiś plan działania. Ja też jestem głodna, ale nie wiem jak zdobyć jedzenie. No wstawaj, już 8.00!
- No dobra- Nina się podniosła- najpierw się musimy rozejrzeć.
Dziewczyny rozeszły się na dwie strony. Anka badała lewy kąt, gdzie natrafiła na starą maszynę do szycia. Bardzo ładna... Anka się zagapiła i nagle jakiś schodek pod jej nogą potoczył się do przodu. Anka wywaliła się na podłogę. Po chwili nadbiegła wystraszona Nina.
- Co jest? - wykrzyknęła
- A nic. To tylko te nitki. Zwyczajny zwój nitek.
- Nitki, mówisz?- Ninka zaczęła gorączkowo myśleć. - A dużo tych nitek?
- No dużo, a to ważne?
- Tak! Pomysł! Genialne! Doskonałe!
- No to mów, na co czekasz?
- A więc jak oglądałam mój kąt, zobaczyłam stary, dawno nieużywany kominek. Kiedyś miał drzwiczki, a teraz zostały same śruby. A z tyłu jest rura, prowadząca na sam parter. Więc możemy przywiązać nitkę do takiej śruby i schodzić na dół, bo na dole widziałam kuchnię - unosił sie stamtąd zapach ciastek... Ciastka...
- Słuchaj, czy ty nie jesteś przypadkiem krewną Holmesa?! - zadziwiła się Anka - Tak, wiem że nie istnieje ale... Jesteś genialna!
- Dzięki. I głodna. Jest 8.30, znaczy że ich może nie być w domu, a to z kolei oznacza względne bezpieczeństwo. Tylko... Kto pierwszy schodzi na dół?  Kto dzisiaj zdobywa pożywienie?
- No ja mogę! Ty już swoje zrobiłaś. To ustalmy tak: codziennie jedna z nas będzie schodzić na dół po jedzenie i picie. Druga będzie wciągać na górę ją i jedzenie. Z taką  szpulą nitek będzie łatwiej, bo można nią obracać. O,patrz, z brzegu jest jakiś wzorek i łatwo się złapać!
- Dzięki - powiedział Nina, spoglądając na swoje kolano, które jeszcze nie zdążyło się zagoić - Ty idź, a jak za dwie godziny nie przyjdziesz, to ruszę  na ratunek.
Dziewczyny jakoś dociągnęły ogromną szpulę nitek do kominka. Z trudem we dwójkę ją podniosły i nałożyły na wystającą z miejsca, w którym niegdyś były drzwiczki, śrubę. Ninka starannie owinęła przyjaciółkę nitką, tworząc coś na kształt uprzęży z parku linowego, po czym bardzo, bardzo powoli opuściła przez dziurę na dół.
______________________________________

I jak, podoba się?  Sory że tak długo nie pisałam ale byłam w Norwegii. Ogólnie miałam pomieścić całą przygodę w tym rozdziale e gdyby było ponad 1300 słow to by była jednak przesada...
Papa i pozdrowienia!!

12 przygódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz