Aaaaa psik!
Był to teraz nieodłączny element życia Ninki. Ciągle zamarzała. W normalnym życiu przeziębienie było drobnostką, chusteczki i różne tabletki sprawiały, że kończyło się po dwóch dniach. Ale tym razem było inaczej.
Już tydzień Nina siedziała w tej przeklętej metropolii. Cierpiała straszliwie. Po paru dniach skończyły się skromne zapasy z poprzedniego miejsca, pieniędzy brakowało. Ciepłego łóżka nie udało im się znaleźć. Były głodne, jedzenia znalezionego na śmietniku było mało.
Jedyną nadzieją Niny była Anka - wciąż zdrowa, ale upadająca na duchu. Jescze tylko trzy tygodnie.
Tylko? Aż trzy tygodnie.
- Anuś? Wstajemy, co? - Powiedziała Nina pustym głosem
- No... Zaraz.
- WSTAWAĆ! - dziewczyna yła sfrustrowana.
- Która godzina?
- Nie wiem, telefon się rozładował.
- No wstaję, wstaję...
Nina była niezadowolona, że to ona jest chora a musi za wszystko odpowiadać. Ale nie mogła sobie pozwolić na sprzeczkę - to by ją zgubiło.
Dziewczyny wyruszyły na miasto. Dzień był deszczowy, widok przesłaniały setki parasolek. Przyjaciółki starały się przeskakiwać spod jednej parasolki pod drugą, żeby się jak najmniej zmoczyć - przecież nie miały żadnego ubrania na zmianę ( nie licząc dwóch starych kurtek, leżących w tunelach metra i służących za posłanie ). Nie mogły też się umyć, a deszcz jednak nie był czysty. Unikały więc kontaktu z kroplami spadającymi z nieba. Nagle Nina się o coś potknęła i o mało się nie wywróciła. Popatrzyła w dół - była to jej własna rozwiązana sznurówka. Dziewczyna uklękła, chciała ją zawiązać. Wszędzie dookoła były ludzkie nogi, tworzące monotonny labirynt, nic się w nim nie wyróżniało.
Nagle, jak w zwolnionym tempie, Nina zayważyła to, co na trzy tygodnie totalnie zmieniło życie przyjaciółek. Ruch, nietypowy dla gąszczu jednakowych nóg. Brązowy, wpadający z czyjejś niefortunnej kieszeni portfel.
Nina, nie zawiązując sznurówki, na kolanach przebiła się do niby małego, ale tak ważnego i istotnego przedmiotu.
- Ninka, a ty dokąd ?! - krzyknęła Anka, jednak bez skutku. Portfel był już w rękach rozgorączkowanej dziewczyny. Chciała go od razu zabrać, jednak... Poczuła że to było by nie w porządku.
- Proszę pana... - krzyknęła Nina, ale, oczywiście człowiek nie usłyszał. Spróbowała więc jeszcze raz, w inny sposób :
- Excuse me, mister... - Na jej szczęście "mister" już sobie poszedł, zostawiając swoje pieniądze w tyle. Nina już chciała spróbować go dogonić, ale uświadomiła sobie, co trzyma w rękach. Było to jedzenie, ubrania, ha - może nawet pokój! A przecież i tak by pewnie tego gościa nie dogoniła...
A może by tak wypadało oddać zgubę do biura rzeczy znalezionych? Albo na policję?... Jednak wyrzuty sumienia natychmiast zniknęły, ustępując miejsca niepohamowanej radości przed perspektywą pieniędzy.
W tej chwili nadbiegła Anka:
- Ej, co jest? Już mi tak nie uciekaj! Chwilę... Czy to jest to co myślę?!
- Tak, Anuś, jesteśmy bogate! W sensie... Nie wiem jak bardzo bogate... Ale przynajmniej mamy kasę!
- Doskonale! Ale... Czy ty ją ukradłaś?
- No jasne że nie! Po prostu mu wypadło... A jaka jest w Japonii waluta?
- Że co?
- No... Waluta! - Nina z nadzieją popatrzyła na przyjaciółkę i, widząc, że ona nic nie rozumie, ze zrezygnowaniem wyjaśniła - waluta to kasa którą się płaci w danym kraju. Naprawdę tego nie wiesz?
-No trzeba było tak od razu! Nie, nie wiem.
Nina otworzyła portfel. W środku znajdowały się papierki pokryte chińskimi znaczkami. Widziały tam sumy typu 1000, 5000.
- No i co?
- No nke wiem. Chodźmy sprawdzić ceny.
- No dobra.
Dziewczyny udały się do supermarketu. Okazało się, że nie miały jakiejś fortuny, ale naciąganie mogło im starczyć na te trzy tygodnie. Kupiły sobie po jednym jabłku i butelkę wody po czym wróciły do metra.
______________________________________Kolejne dwa i pół tygodnia minęły w spokoju. Anka przynosiła Ninie gorące herbatki. Temperatura dziewczyny powróciła do normy, tylko kaszel i katar zostały. Teraz przyjaciółki miały jedzenie i picie. Nie było źle. Pod koniec kupiły sobie komplet nowych ubrań w japońskim lumpeksie. Duża metropolia nie pozostawiła na nich dobrego wrażenia.
Dziewczyny wyszły z metra na zakupy - chciały nabyć jakiś tani scyzoryk za restki pieniędzy. Pojutrze miały wyruszyć na inne miejsce. Zakup się udał. Dziewczyny zamówiły sushi w tanim barze i w słońcu ruszyły do swojej kryjówki. Obie się już zaczęły denerwować, gdzie następnie trafią. Po dwudziestu minutach dotarły do tunelu (juz całkiem dobrze się orientowały). Jednak przy wejściu stał radiowóz. Dziewczyny się zdziwiły, ale tylko trochę, po czym weszły do środka.
Dotarły na miejsce, jednak tam czekała je kolejna niespodzianka - na ich rzeczach stała dwójka policjantów i jeszcze jakiś człowiek w garniturze i olularach. Miały uciekać, ale trzeci policjant zasłonił im drogę.
- No to przechlapane... - Zauważyła szeptem Ninka
Nagle człowiek w okularach zaczął coś gadać po japońsku. Kiedy się zorientował, że dziewczyny go nie rozumieją, przeszedł na angielski:
- Hello, girls, we are your friends. Where are your parents? We have to*... - tyle Nina była w stanie zrozumieć. Czasem wyłapywała pojedyncze słówka. Ale wiedziała o co chodzi. Pewnie myślą, że trafili na dwie uciekinierki z domu. Chcieli je zabrać do domu dziecka lub poprawczaka. Po chwili okularnik wziął Ninę za rękę, Ankę zaś poprowadził najniższy policjant. Cała szóstka wyszła na światło dzienne. Zbliżał się zachód słońca. Gdy wyłonili się z tunelu, Anka zrobiła desperacki ruch - wykręciła rękę policjanta i podbiegła do Niny. Chwyciła przyjaciółkę za rękaw i pobiegła do wtóru krzyków rozwścieczonych policjantów. Dziewczyny biegły przez najbardziej obskurne dzielnice miasta, wciąż słysząc pościg. Anka wciągnęła Ninę do jakiegoś podziemia przez dziurę w szybie. Przyjaciółki opadły na cegły i jakieś worki o nieznanej zawartości. W powietrzu unosiło się mnóstwo kurzu.
- Wow! Co ty zrobiłaś?! - zapytała zdyszana i zszokowana Nina
- Uciekłam - Anka była z siebie zadowolona - ty byś się nie zdecydowała.
- Racja. Dzięki. Tyle że... Nasze stare ciuchy... I zapasy... Wszystko zostało tam.
- Już tam nie wrócimy.
- Wiem. Przynajmniej mamy scyzoryk - Nina usiłowała pozostawić resztki optymizmu. Potem przewróciła się na drugi bik i zasnęła. Anka trochę później.
Następny dzień przyjaciółki cały przesiedziały w piwnicy z cegłami. Zjadły resztki sushi z wczoraj i gadały o przeszłości - o klasie, o rodzicach...
Anka znalazła jakąś deskę i wycinała na niej wzorki scyzorykiem. Przyjaciółki zasnęły z niepokojem.
Obudziły się późno, około południa. Na szybko się przygotowały, Anka na chwilę się wymknęła po jedzenie.
Przemieszczenie odbyło się tak jak poprzednim razem - straciły grunt pod nogami, zapanowała jasność, dookoła latały ogromne zegary. Nina była wniebowzięta a Anka wymiotowała - Najwyraźniej dla niej było to szkodliwe. Potem, oślepione światłem nkeznanego pochodzenia, dziewczyny straciły przytomność.
______________________________________* Cześć, dziewczynki, jesteśmy waszymi przyjaciółmi. Gdzie są wasi rodzice? Musimy...
______________________________________W końcu skończyłam ten rozdział! W ogóle nie miałam weny. Jeżeli się podobało, zostawcie gwiazdkę!
Pa!
CZYTASZ
12 przygód
FantasyDwie przyjaciółki nastolatki przez swą ciekawość mają okazję zobaczyć coś, czego nie ma prawa zobaczyć żaden śmiertelnik. Okropny i potężny mag straszliwie się gniewa, jednak daruje im życie pod jednym warunkiem - mają one przeżyć bardzo niebezpiec...