Rozdział 3

181 7 1
                                    

Jason P.O.V

W Skateparku zastaję przyjaciół.
Siadam na wcześniejszym miejscu.
Dołączam się do konwersacji.

- Patrzcie kto idzie - mówi Charlie.

Patrzę w tą samą stronę co On i dostrzegam Davida oraz jego watahę.

Tylko nie oni.

Zauważają nas.

- Patrzcie chłopaki! McCann we własnej osobie! - krzyczy David, a wszystkie spojrzenia są skierowane na mnie.

- Czego chcesz? - pytam obojętnie.

- Co powiesz na zakład?

- Jeszcze Ci mało po ostatnim? - mówię nawiązując do sytuacji sprzed tygodnia.

Oczywiście odniosłem zwycięstwo, a David musiał przez tydzień odrabiać za mnie prace domowe.

- Tym razem ja wygram

- Skąd ta pewność?

- Wymyśliłem nowy schemat

- W sumie... Co mi szkodzi. Zgadzam się

- Teraz wygrana... - mówi i rozgląda się wokół własnej osi - Ten, który wygra dostaje ją - mówi i kiwa głową w stronę Suzi.

Dziewczyna jest oburzona.

- Czy ja wyglądam na przedmiot?! - krzyczy na Davida.

- Nie jesteś pewna wygranej swojego chłoptasia? - odpowiada.

Nastolatka posyła mi pytające spojrzenie, a ja twierdząco kiwam głową. Ten frajer nawet nie dorasta mi do pięt.

- Zgoda - mówi dziewczyna - Dołączę do grupy zwycięscy

Razem z Davidem kierujemy się na rampy i rurki.

Zaczyna mój przeciwnik. Oczywiście na rurkach. Robi Slide'a, Manuale'a, a na końcu idealnego Ollie'a.

Podjeżdża do mnie.

- Twoja kolej McCann

Serio? Zrobiłbym to z zamkniętymi oczami.

Zdejmuję Full Cap i rzucam go gdzieś za siebie.

Jadę na rurki i wykonuję perfekcyjnego Grinda.

Potem kieruję się na rampy. Wykonuję bezbłędne Lipy, później Graba, następnie Flipa obracając się o siedemset dwadzieścia stopni. Na sam koniec zjeżdżam z ramp i wykonuję Freestyle.

Dixonowi opadła szczęka.

- To było zajebiste! - stwierdza Tony.

- Wiem

Wszyscy zaczynają mi gratulować.

- Czyli zostajesz z nami? - pytam Suzi.

- Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie - mówi z uśmiechem.

- Może następnym razem Ci się uda - mówię do Davida.

- Właśnie zmiotłeś go z powierzchni Ziemi! - mówi Jacob - Twoja technika była bezbłędna

- Tak, zrozumiałem. Jestem mistrzem. Ten Nobel nie był potrzebny - mówię, a reszta zaczyna się śmiać.

Zauważam, że niebo przybiera barwę pomarańczy, a słońce powoli znika za horyzontem.

- Muszę się już zbierać. Matka niedługo skapnie się, że mnie nie ma - mówię do grupy.

- Pa - odpowiadają chórem.

Come Back If You Love [JB] ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz