Rozdział 5

148 8 6
                                    

Dzień wcześniej

Justin P.O.V

- Mamy to - mówi Scooter do mikrofonu.

W końcu skończyłem śpiewać ostatnią piosenkę.

Wychodzę z pomieszczenia do nagrywania.

- To wszystko na dziś - mówi Jack, aranżer dźwięku.

- Mogę już iść? - pytam Scootera.

- Zadzwonię jak naniesiemy poprawki na nagrania. Na razie nie jesteś nam do niczego potrzebny - odpowiada.

Czym prędzej opuszczam studio. Przed nim jak zawsze stoi setki reporterów. Kiedy zauważają moją osobę kierują na mnie obiektywy i podkładają mikrofony pod nos. Flesz błyska mi po oczach, a z ich ust padają setki pytań.

"Czy właśnie nagrywałeś nową piosenkę?"

"Jaki będzie tytuł albumu?"

"Kiedy zobaczymy go na sklepowych pułkach?"

Jakimś cudem udaje mi się przecisnąć przez tłum. Wyjmuję kluczę z kieszeni spodni i otwieram moje niebieskie Ferrari. Wsiadam do niego i już po chwili dołączam do ruchu drogowego. Jednak to wciąż Los Angeles. Już po chwili staję na światłach.

Słyszę melodyjkę wydobywającą się z mojego telefonu. Wywracam oczami. Przysięgam, że jeśli to ZNOWU Scooter, będzie szukał nowej pracy. Sięgam ręką po urządzenie i patrzę na wyświetlacz, po czym odbieram połączenie i przykładam je do ucha.

- Bieber, znalazłeś sobie niezłą partię! - mówi od razu.

- Masz coś nowego?

- Twoja żona nie jest taka głupia - stwierdza. Myślisz, że tego nie wiem? - Przez siedemnaście lat szukaliśmy wszystkiego na twoje nazwisko. Umowy, pożyczki, kredyty...- dodaje, a ja potakuję głową mimo świadomości, że On tego nie widzi - Jednak kiedy zaczęliśmy szukać w urzędach okazało się, że zmieniła nazwisko

Szukałem jej przez siedemnaście lat, ale Ona mogła być wszędzie.

Postanowiłem, że poproszę o pomoc Kevina, eksperta w dziedzinie informatyki i mojego przyjaciela. Szukaliśmy wszędzie. W każdym mieście, kraju, stanie, ale nie szukaliśmy tak jak trzeba. Nawet nie pomyślałem o tym, że mogła zmienić nazwisko. Zaproponowała to Jazmyn, moja siostra. Uznałem to za absurd, ale jednak miała rację.

- Jakie nazwisko ma teraz?

- McCann

- Gdzie mieszka?

- Obecnie jest zameldowana w Kanadzie

- Kiedy najbliższe loty?

W końcu wiem gdzie jest moja żona. Nigdy nie straciłem nadziei. Wiedziałem, że prędzej czy później ją znajdę. Po drugiej stronie słuchawki panuje cisza.

- Dzisiaj o dziesiątej - nagle odpowiada.

- Zarezerwuj jeden bilet na nazwisko Bieber

- Już się robi, szefie - mówi, a ja wciskam czerwoną słuchawkę.

Rzucam telefon na siedzenie pasażera, a do moich uszu dochodzą dźwięki klaksonów. Tak bardzo się zamyśliłem, że nie zwróciłem uwagi na światła, które zmieniły kolor na zielony, a ja wstrzymuję ruch.
Wciskam padał gazu i jadę przed siebie.

Docieram do domu. Od razu wchodzę do sypialni. Idę do szafy i wyjmuję z niej największą walizkę. Kładę ją na łóżku, po czym kieruję się do szafy i wyciągam z niej najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy jest zapakowana do pełna szczelnie ją zamykam.

Kieruję się do kuchni. Gdy tam jestem, wyjmuję z lodówki masło i dżem truskawkowy. Biorę bochenek chleba i smaruję ją wcześniej wspomnianymi składnikami. Gotową kanapkę nakładam na talerz. Zasiadam do stołu i zaczynam jeść. Mieszkam sam. W moim domu jest cicho, zero hałasu. Kiedy jeszcze mieszkałem z Zoe wszędzie było jej pełno. Nigdy się z nią nie nudziłem. Zawsze gdy się budziłem, jej nie było obok. Zastanawiałem się gdzie jest. Wtedy schodziłem na dół i widziałem ją w kuchni, z słuchawkami na uszach, tańczącą do rytmu. To mężczyzna powinien wstawać wcześnie rano i przynosić żonie śniadanie do łóżka. Jednak ona lubiła łamać wszelkie przesądy, odstawać od reszty i właśnie za to ją kochałem. Była inna niż wszyscy. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Jej zdolności kulinarne nigdy nie były wielkie, sięgały zwykłej kanapki z dżemem. Nie była dobrą kucharką, ale była najlepszą żoną na świecie. Do dzisiaj nie poznałem kobiety, która wsaje o siódmej rano by zrobić śniadanie swojej drugiej połówce.

Na talerzu zostały tylko okruszki, więc włożyłem go do zmywaki. Patrzę na zegarek, który znajduje się na moim lewym nadgarstku. Dwudziesta pierwsza trzydzieści. Jak ten czas szybko leci. Udaję się po walizkę i schodzę z nią na dół. Wychodzę z domu i szczelnie zamykam go na dwa zamki. Następnie kładę klucz pod wycieraczką. Idę do garażu. Otwieram bagażnik i wkładam do niego walizkę. Zamykam bagażnik i siadam za kierownicą. Podróż mija mi monotonnie.

Docieram na lotnisko. Podaję swoje dane, paszport oraz dowód osobisty. Po dokładnym przeszukaniu mojego bagażu wpuszczają mnie i innych pasażerów na pokład.

Kieruję się do pierwszej klasy i zasiadam w fotelu. Podchodzi do mnie Stewardessa.

- Dzień dobry, Panie Bieber. Może jest Pan głodny? - pyta i wskazuje dłonią na wózek z jedzeniem, który znajduje się za nią.

- Nie, dziękuję.

- Proszę mówić gdyby Pan czegoś potrzebował - mówi i puszcza mi oczko.

Odchodzi i kieruje się do następnego pasażera, kręcąc tyłkiem.

To chyba była nieudana próba podrywu.

Moje serce należy tylko do jednej kobiety.

- Uwaga! Mówi kapitan. Za pięć minut startujemy. Proszę o wyłączenie urządzeń elektronicznych i zapięcie pasów - słyszę głos wydobywający się z głośnika.

Zapinam pasy i wyłączam telefon.

Zaczynam myśleć. Myśleć o wszystkich chwilach, które przeżyliśmy razem. Jak przypadkowo wylała na mnie napój przy pierwszym spotkaniu. Gdy poszliśmy na pierwszą randkę, a potem pozostałe. Gdy powiedziała, że mnie kocha. Nasz pierwszy pocałunek. Wszystkie wspólne święta. Oświadczyny. Ślub. Nasz pierwszy raz. Tak, uprawialiśmy seks dopiero po ślubie. Tak chciała Zoe. Ja już dawno skończyłem być prawiczkiem, ale Ona jeszcze go nie straciła dziewictwa. Stwierdziła, że jeśli na prawdę ją kocham, to poczekam.

W życiu nie można mieć wszystkiego, ale można spotkać kogoś, dzięki komu wszystko inne przestanie mieć jakiekolwiek inne znaczenie.

Ja znalazłem taką osobę i nie zrezygnuję z niej tak łatwo.

Teraz po siedemnastu latach w końcu wiem gdzie jest.

Nie przepuszczę takiej okazji.

Patrzę za okno i widzę, że samolot wznosi się nad ziemią.

Lece do Kanady...

Come Back If You Love [JB] ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz