Rozdział 7

166 10 3
                                    

Zoe P.O.V

Wciąż jestem w szoku.

Co Justin robi w Kanadzie?

Moje spojrzenie nadal jest wlepione w jego osobę.

Nie wiem, co powiedzieć. Nie widzieliśmy się przez siedemnaście lat.

Odeszłam bez słowa, a on teraz, po tak długim czasie, po prostu stoi w progu moich drzwi.

- Zoe, wszystko w porządku? - Nawet nie zwracam uwagi na głos dochodzący z wnętrza domu i intensywnie wpatruję się w brązowe tęczówki. Są... inne. Kiedyś, gdy w nie patrzyłam, widziałam szczęście i miłość. Teraz tak jakby wyblakły.

Czy to w ogóle możliwe?

W jego oczach mogłam zobaczyć wszystko. Teraz widzę w nich pustkę. Nie powinno tak być. On wciąż powinien być tym mężczyzną roznoszącym pozytywną energię wszędzie tam, gdzie się pojawi. Tym samym mężczyzną, którego poznałam w wieku szesnastu lat.

Czuję szarpnięcie za ramię. W końcu odwracam wzrok i spoglądam na Roberta.

On także jest zdziwiony obecnością mojego... męża?

Czy mogę go jeszcze tak nazywać?

Nie zasługuję na to.
Nie zasługuję na niego. Powinien mnie znienawidzić i ułożyć sobie życie z inną kobietą u boku.

Oboje spoglądamy na mężczyznę, w oczekiwaniu na jakiekolwiek wyjaśnienia, ale najwyraźniej on tak samo jak ja nie wie, jak zacząć rozmowę.

- Zoe... - W końcu te słowa opuszczają jego usta.

Tak długo nie słyszałam jego głosu. Tak dawno nie słyszałam jak mówi, że mnie kocha.

Tylko wypowiedział moje imię, ale pod wpływem jego głosu wróciło tak wiele wspomnień.

"- Dziękuję - mówię do kobiety stojącej za ladą, odbierając moją kawę.

- Proszę - uśmiecha się. - Zapraszam ponownie

Odwracam się i chcę opuścić budynek, ale na moje nieszczęście, wpadam na kogoś, a napój, który trzymam w dłoni wylewa się na jego koszulkę.

- Cholera - słyszę jak mężczyzna przeklina pod nosem.

- Ja... nie wiem, co powiedzieć. Tak bardzo Pana przepraszam. Ja nie chciałam - mówię i sięgam ręką po chusteczki znajdujące się w lewej kieszeni moich spodni.

Zaczynam wycierać koszulkę, chcąc chociaż trochę ją wyczyścić. Niestety moje działanie nie przenosi oczekiwanych rezultatów, gdyż plama po kawie staje się jeszcze większa niż była przed chwilą.

- W porządku. Nic się nie stało - mężczyzna lekko chwyta moje nadgarstki i odciąga ręcę od jego brudnej koszulki.

Dopiero teraz spoglądam w górę i przyglądam się nieznajomemu. Ma założony Fullcap. Na to zarzucony kaptur od czarnej bluzy, a na nosie znajdują się okulary przeciwsłoneczne.

Okulary i czapkę jeszcze zrozumiem, ale po co mu taka gruba, czarna bluza w środku lata?

Mężczyzna najwyraźniej zauważył, że mu się przyglądam ponieważ uśmiechnął się.

- Podziwiasz widoki? - pyta, a moja twarz brzybiera czerwony kolor.

Chwila... Skądś kojarzę ten głos. Jeszcze ten uśmiech. Gdzieś już go widziałam...
Spuszczam wzrok zawstydzona. Zauważam, że chłopak ma założone czarne Supry.

Come Back If You Love [JB] ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz