8. Kiedy spędzali święta w Holmes Chapel

3.4K 252 17
                                    

Na Halloween Harry i Cobie przebrali się w pasujące do siebie stroje, czyli on był Czerwonym Kapturkiem a ona złym wilkiem. . Ja niestety nie mogłem brać udziału w tej zabawie w zbieranie cukierków po okolicy, ponieważ miałem do zrobienia prezentacje na następny dzień.
- Ładne masz nogi dziewczynko. - Roześmiałem się stojąc w przed pokoju z kubkiem herbaty. Harry ubrany był w dość kusy strój, jego spódniczka sięgała przed kolano a ja zastanawiałem się czy na pewno wziął go z wypożyczalni.
- Wiedziałem że ci nimi zainponuje. - Prawą nogę oparł na szafce i w zmysłowy sposób poprawił swoje białe podkolanówki. Roześmiałem się jeszcze głośniej i pokręciłem głową.
- Uważaj aby cię nikt nie zbałamucił.
- Spokojna głowa, przecież będzie mnie ochraniał zły wilk. - Właśnie w tym momencie z salonu wybiegła Cobs w swoim stroju, z dużą papierową torbą na cukierki w rączce. Harry nachylil się i rozłożył ramiona a mała wskoczyła w nie. Tyle razy prosiłem go aby nie nosił jej wszędzie na rękach bo później gdy ja idę z nią gdziekolwiek, ona też tak chce.
- Harry nie noś jej.
- Och Louis, przecież obiecaliśmy ci już że ciebie nie będzie o to prosić.
- Nie chodzi o to. - Starałem się patrzeć wszędzie tylko nie w miejsce które miał on teraz najbardziej odsłonięte. - Nie noś jej w sukience.
- Co?
- Jajco, wszystko ci widać. - Miał na sobie co prawda białe bokserki, ale były one dość obcisłe.
- Och... - Odstawił małą na ziemię i szybko się poprawił. - Ale przyznaj, że to bardzo kuszący widok.
- Wmawiaj sobie. - Roześmiałem się, następnie życzyłem im dobrej zabawy po czym wróciłem do pracy.
Po Halloween czas poleciał mi tak szybko że nim się obejrzałem była już połowa grudnia a my planowaliśmy święta.
- Harry nie ma nawet takiej opcji. Nie zgodzę się na to. - Nie byłem zły lecz trochę poirytowany i przestraszony.
- Lou proszę. - Przyklęknął przy mnie na jedno kolano i złożył ręce jak do modlitwy.
- Nie.
- Proszę, moja mama tak bardzo chciałaby spędzić z nią święta.
- Moja też.
- Ale twoja już z nią spędzała. - Nienawidzę jak chłopak używa tak dziecinnych argumentów. Rzadko kiedy się o coś spieramy ale jak już to robimy, to zawsze jest: Ty masz ją już od pięciu lat, a ja od kilku miesięcy.
- Nie spędzę świąt bez niej. - Nawet nie wyobrażam sobie tego.
- To jedź z nami. - Odparł na to, tak jakby zapraszał mnie na wycieczkę a nie na święta do swojego rodzinnego domu.
- Co?
- Jedź z nami. - Uśmiechnął się szeroko i wiem że w jego głowie właśnie tworzyła się myśl że to super pomysł.
- To nie jest dobry pomysł. - Powiedziałem niepewnie.
- Dlaczego? To jest przecież najlepsze rozwiązanie.
Namawiał mnie przez dobre pół godziny. W końcu się zgodziłem gdyż obiecał że aż do wakacji będzie przychodził do mnie raz w tygodniu i sprzątał cały dom.
- Okej, ale sylwestra spędzamy we Francji. - Spojrzał na mnie zaintrygowany. - W sensie ja i Cobie.
- Oczywiście. - Westchnął a w jego głosie dało się usłyszeć nutę rozczarowania.
Poinformowanie mojej mamy że nie przyjedziemy na Boże Narodzenie, było tylko trochę łatwiejsze niż przyznanie się przed samym sobą że zaproszenie Harry'ego trochę mnie ucieszyło. Ale jednak nadal było to trudne. Johannah długo lamentowała nad tym że już się tak cieszyła na spędzenie czasu z wnuczką z którą nie widziała się od wakacji. W końcu jednak to przebolała i stwierdziła że skoro to dla Harry'ego to może poczekać jeszcze kilka dni więcej. Kobieta od samego początku ma słabość do Styles'a. Zdrajczyni.
Z samego rana w wigilię wyjechaliśmy z Londynu. Styles prowadził, ja siedziałem z boku a Cobie z tyłu w swoim foteliku. Gdy zasnęła po jakiejś pół godzinie drogi, postanowiłem podjąć temat który męczył mnie od kilku dni.
- Twoja mama nie będzie na mnie zła? - Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, sama zaproponowała abyś przyjechał.
- Nie chodzi mi o to że przyjeżdżam tylko o to że nie powiedziałem ci o Cobie.
- A o tym mówisz. - Westchnął. - Ona nie jest na ciebie zła. Gdy poznała Cobs było jej przykro że nie znała jej wcześniej, ale zła była bardziej na mnie.
- Powiedziałeś jej prawdę?
- Ale prawdę o tym jak się zachowałem czy o tym że zrobiliśmy to w jej samochodzie? - Roześmiał się. Boże,  mógł mi tego nie mówić. Teraz będzie mi przy niej głupio.
- To pierwsze.
- Powiedziałem, razem z siostrą nazywały mnie dupkiem i miały racje.
- Aha. - Nie powiedziałem już nic więcej ale zacząłem się zastanawiać nad jego słowami. Niby wiem że Harry żałuję tego jak wtedy postąpił, niby przeprosił mnie tyle razy lecz ja nadal, w jakiś sposób mu nie ufam. Często jestem sam na siebie zły za te myśli. Przecież on się stara, pokazuje jak bardzo zależy mu na Cobie i zgadza się ze mną ze wszystkim oraz nie robi problemów. To i tak gdzieś głęboko w mojej podświadomości czai się myśl że któregoś dnia mu się to znudzi i on odejdzie.
Po około trzech godzinach byliśmy na mejscu. Cobie przespała całą drogę, jak zwykle z resztą.
- Kochanie obudź się. - Powiedziałem odpinając ją z pasów.
- Gdzie jesteśmy? - Przetarła zaspane oczka.
- U babci.
- We Francji? - Zdziwiła się, często po drzemkach jej mózg zachowuje się jakby się resetował.
- Nie, u babci Anne.
- Anne. - Uśmiechnęła się półsennie, dopiero teraz zrozumiałem dlaczego Lottie przezywa ją czasami Stoner i dlaczego ta ksywka tak bardzo do niej pasuje. Zaspana Cobie zawsze ma na twarzy "głupi" pół uśmiech, zmróżone oczy i spowolnienie ruchy, przez co wygląda jakby właśnie zgasiła dobrego spliffa i teraz zastanawia się czy zjeść czekoladowe ciasto, czy pizze.
- Chodź tu śpioszku. - Wziąłem ją na ręce. Harry'ego wyzywam a teraz sam ją noszę. Jednak jej słodki widok tak mnie rozczulił że chciałem ją teraz tylko przytulać i wiedziałem że muszę się tym nacieszyć teraz ponieważ zaraz zostanie mi zabrana, a w moje ręce trafi pewnie dopiero wieczorem.
Harry wziął z samochodu nasze walizki i ruszyliśmy w stronę drzwi. Anne już czekała przy wejściu i miałem rację, gdy tylko zobaczyła Cobie od razu chciała ją przytulić. Przekazałem córkę jej babci a mała od razu się trochę ożywiła.
- Chodź tu skarbie, ale urosłaś. - Zachwyciła się wnuczką, następne spojrzała na mnie. - Miło cię w końcu poznać Louis.
- Mi panią także. - Odwzajemniłem uśmiech.
- Mówi mi Anne, szybko zrobiliście mnie babcią ale nie jestem jeszcze taka stara. - Zażartowała.
Następnie weszliśmy do salonu, gdzie na kanapie siedziała siostra Harry'ego Gemma, jej chłopk i ich ojczym. Salon był bardzo przytulny i jasny. Ściany były tutaj beżowe, na podłodze leżał szary dywan a kanapy były kremowe. Na jasno brązowej komodzie stały rodzinne fotografie, a w kącie pokoju stała nie ubrana jeszcze choinka. Po przywitaniu się z każdym, Anne zawołała nas na obiad.
Po jedzeniu wróciliśmy do salonu, Cobie i Harry wzięli się za ubranie choinki, a my piliśmy kawę rozmawiając. Spodziewałem się że będzie to bardzo niezręczne spotkanie. Tymczasem toczyliśmy swobodną rozmowę i wcale nie było niezręcznie.
Po ubraniu choinki Harry zaprowadził mnie do swojego pokoju gdzie miałem spać razem z Cobie. Sypialnia Styles'a nie wyróżniała się niczym specjalnym. Był to zwykły pokój nastolatka, z łóżkiem, szafą i biurkiem. Od mojego nastoletniego pokoju odróżniało go tylko to że ja preferowałem gołe ściany,  a jego pokój obklejony był plakatami starych, rockowych zespołów.
Harry położył moją torbę na łóżko po czym spojrzał na mnie ze skruchą.
- Muszę ci o czymś powiedzieć, tylko się nie wkurzaj. - Powiedział nie patrząc mi w oczy.
- Już się boję.
- To nic takiego, tylko musimy spać w jednym pokoju. Spokojnie ja na materacu.
- I o to mam być zły? - Roześmiałem się.
- Ostatnio byłeś zły o to że wszedłem ci do łazienki gdy brałeś prysznic. - Przysiadł na łóżku, będąc już bardziej wyluzowanym.
- Bo byłem nagi.
- Nie masz tam nic czego bym już nie widział. - Użył swojego głosu, który używa zawsze gdy się że mną droczy.  - Tak naprawdę to ciągle mogę widzieć cię nago.
- Co proszę? - Teraz naprawdę zaraz się wkurzę.
- Wystarczy że zamknę oczy. - Roześmiał się a ja trzepnąłem go w ramię.
- Zabraniam ci. - Oburzyłem się na żarty.
- Tego akurat nie możesz zrobić. - Przymknął oczy. - O teraz cie widzę.
- Przestań. - Zapiszczałem.
- A teraz jest was dwóch, a teraz trzech. - Nadal opowiadał mi co widzi a ja czułem się coraz bardziej zażenowany.
- Harry przestań. - Przyklęknąłem na łóżku obok niego i siłą próbowałem otworzyć mu oczy.
- A teraz są was dwa tuziny. - Złapał mnie za boki i przewracając mnie na łóżko, zaczął łaskotać.
Śmiałem się i piszczałem nie mogąc złapać tchu.
- Proszę przestań. - Wysapałem w przerwach histerycznego śmiechu.
- Nie.
- Harry! - Chłopak przestał lecz nadal przyciskał mnie do łóżka, jego twarz znajdywała się najwyżej pięć centymetrów nad moją. Czułem jego ciepły oddech na swoich ustach.
- Lou? - Musnął swoim nosem mój nos, prosząc o zgodę.
- Proszę nie. - Szepnąłem patrząc się w jego szmaragdowe oczy, jeszcze nigdy nie widziałem aby były tak piękne a zarazem smutne jak teraz.
- Przepraszam. - Zszedł ze mnie.
- Harry?
- Przepraszam. - Powtórzył po czym prędko opuścił pokój.
O osiemnastej zasiedliśmy do kolacji. Harry próbował zachowywać się normalnie, lecz zauważyłem jak stara się unikać mojego spojrzenia. Nie ignorował mnie, wyglądało to bardziej tak jakby wstydził się za swoje zachowanie. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Czy ja chciałem tego pocałunku czy nie chciałem? Nie pozwolenie mu jednak na niego było najlepszym wyjściem. Tak jak jest teraz, jest dobrze. Bylibyśmy głupi gdybyśmy zniszczyli tę przyjaźń która nas teraz łączy, na rzecz jakiegoś nic nie znaczącego pocałunku, lub związku który może nie wypalić. W ogóle kto tu mówi o związku?  On chciał mnie po prostu pocałować. Bardzo dobrze że się na to nie zgodziłem bo teraz to ja czułbym się głupio.
Bardzo szybko złapałem z Anne i Gemmą wspólny język. Dziewczyny okazywały mi bardzo dużo zainteresowania słuchając o mojej pracy i dorastaniu we Francji. Chętnie słuchały też opowieści o Cobie, z czasów gdy była młodsza.
Po kolacji Anne i Robin zajęli się małą a my wybraliśmy się do pubu na spotkanie ze starymi znajomymi rodzeństwa Styles.
- W końcu Harry znalazłeś sobie jakiegoś normalnego faceta, a nie w kółko tylko tych artystycznych świrów. - Powiedział Kelly, kolga Harry'ego jeszcze z podstawówki.
- Nie jesteśmy razem. - Powiedziałem szybko.
- A Louis jest ilustratorem więc też w jakiejś części jest artysto świrem. - Odezwał się Harry przez co wszyscy zignorowali moje zaprzeczenie że jesteśmy w związku i zainteresowali się moją pracą.
- To on jest TOMMO. - Zwróciła się Gemma do Gary'ego. Już podczas obiadu okazało się że Gemma zna moje prace, do teraz jestem w szoku że mnie kojarzy.
- Pieprzysz. - Chłopak omal nie opluł się piwem. - Stary uwielbiam twoje grafiki. - Pierwszy raz spotykam na żywo kogoś kto zna moje prace i nie jest z mojej rodziny.
- Dzięki. - Powiedziałem skromnie.
- Ale wyobrażałem sobie ciebie inaczej.
- Jak? - Zainteresowało mnie to.
- Myślałem że masz kolorowe włosy, kolczyki na twarzy, że nosisz jakieś pokręcone ciuchy. A ty wyglądasz normalnie.
- No wiesz, trudno wytłumaczyć piecioletniej córce dlaczego tatuś może mieć pofarbwane na różowo włosy a ona nie. - Roześmiałem się. Po za tym nawet gdybym mógł to nie wiem czy odważyłbym się. Zawsze chciałem ubierać się awangardowo, lecz nigdy nie miałem na to odwagi.
Do domu wróciliśmy około pierwszej w nocy. Cobie już spała gdy wróciliśmy. Położyłem się obok niej lecz nie umiałem od razu zasnąć. Harry po jakiś dziesięciu minutach wrócił z łazienki i położył się na przyniesionym, wcześniej materacu.
- Myślę że oni mają rację, wiesz? - Nie wypiliśmy aż tak dużo, a słyszałem jak jego język się plącze.
- Z czym?
- Powinniśmy być razem.
- Idź spać Styles, idź spać. - Zaśmiałem się lecz wcale nie było mi do śmiechu, a tej nocy zasnąłem bardzo późno, myśląc nad wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.

She's Not A MistakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz