Rozdział trzydziesty siódmy: Pola Elizejskie

394 41 11
                                    

  👽 DOG DAYS ARE OVER - FLORANCE+THE MACHICNE👽 

– Zawsze żałuję, że nie mogę zobaczyć Ziemi taką, jaka była za czasów naszych rodziców.

Roger odwrócił się od widoku, który rozciągał się z balkonu hotelu, w którym zatrzymał się Korpus razem z senatorem. W oszklonych drzwiach prowadzących do pokoju, który stylem miały imitować rococo, stała Louisa. Uśmiechnęła się do niego lekko. W jej oczach było coś takiego, że wydawały się cały czas smutne. Głęboko osadzone, niemal przesadnie duże, ale w ten niezwykły sposób bardzo wyraziste. Mówiły wszystko o nieco melancholijnej i bardzo odpowiedzialnej właścicielce.

– Przepraszam, drzwi były otwarte. – Wskazała głową te, którymi weszła.

– Nic nie szkodzi – mruknął i wyjął papierosa z ust, strzepując popiół do kryształowej popielnicy, którą postawił na stoliku wystawionym na tarasie. – Palisz? – zapytał, sięgając do leżącej obok paczki.

Blondynka przez chwilę walczyła chyba z samą sobą, aż wreszcie sięgnęła po proponowanego papierosa i przyjęła od niego srebrną zapalniczkę. Przyglądał jej się, jak wprawnym ruchem zapala go i zaciąga się dymem.

– Nie paliłam od szkoły – przyznała. – Dzięki. – Podała mu jego własność, a Wesler uśmiechnął się lekko i spojrzał na roztaczający się przed nimi widok rozświetlonego miasta. Podobno królowała w nim miłość.

– Byłem w Nowym Jorku tuż przed tym, jak go zalało – powiedział nagle Roger, przerywając ciszę między nimi. – Miałem chyba trzy, może cztery latka. – Oparł się biodrem o barierkę z kutego metalu i zaciągnął papierosem. Obłok wypuszczonego dymu powędrował do nieba przysłoniętego przez zasłonę falową. Rozbłyskiwała co jakiś czas niegroźnymi wybuchami energii. Ochronna powłoka roztoczona nad francuską stolicą miała zapobiegać ewentualnym atakom nuklearnym na miasto. Pozostałość po wojnach, które były początkiem Końca.

– Byłeś tam z rodzicami?

– Z mamą. Leczyła się tam u jakiegoś znanego doktora. – Przeniósł błękitne oczy na doktor Lucky. – Nie mogła zajść drugi raz w ciążę po moim urodzeniu.

– Przykro mi – szepnęła i wyciągnęła rękę, by pozbyć się wypalonej części papierosa. – Moja też bardzo długo nie mogła. Dlatego między mną a Lucy było aż siedem lat różnicy.

– Jesteś ode mnie starsza? – zdziwił się szczerze, a blondynka zaśmiała się.

– Podoba mi się twoje rozgarnięcie, pułkowniku.

Przewrócił oczami i uśmiechnął się do niej jak szelma, którą gdzieś tam nadal był. Pod trzema warstwami żałoby, smutku i tęsknoty za Sashą. Mina mu zrzedła, kiedy spojrzał na odwrócona do niego bokiem Louisę. Twarz przysłoniły jej jasne włosy, a mundur jednostki upodobnił ją w jakiś okropny sposób do Lijowicz.

Doktor Lucky sięgnęła do popielniczki i podniosła jasne oczy na pułkownika. Jej brew powędrowała do góry, kiedy zdziwiona przyglądała się jego pobladłej twarzy.

– Coś się stało? – zapytała.

Roger zamknął oczy i potrząsnął głową, jakby wyrzucając z głowy obraz Sashy. Kiedy znowu spojrzał na podwładną, nie potrafił ukryć bólu. Dobrze go odczytała i odkładając tlącego się wciąż papierosa do kryształowego naczynia, wspięła się na palce, żeby przytulić Weslera.

Korpus ZbawicielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz