Rozdział 4

49 2 2
                                    

Zabrałam głęboki wdech zamykając przy tym drzwi. Poprawiłam sukienkę i ruszyłam w kierunku gości. Zajęłam miejsce i zerknęłam na chłopaka, który postanowił zrobić to samo.

- Cieszę się, że dojechałeś Jake.

- Dziękuję za zaproszenie pani Bloom. Cieszę się, że mogę spędzić ten wieczór w tak miłym towarzystwie. – Kobieta uśmiechnęła się a następnie puściła oczko w moim kierunku. Jak tak dalej pójdzie to moja mama znajdzie sobie następnego kandydata na chłopaka dla mnie.

- Wiedziałeś już wcześniej, że to do mnie przyjeżdżasz? – Spytałam jak najciszej by nie przeszkadzać kobietom, które rozpoczęły swoją dyskusję.

- Szczerze?- Przytaknęłam.- Dopiero, gdy dojechałem na miejsce. – Uśmiechnął się i zabrał za jedzenie sałatki. Nagle zapadła cisza.

- Widzę, że już się znacie... to upraszcza nam sprawę.

- Jaką sprawę? – Spytałam kobietę, która zamilkła i zerknęła w stronę mojej mamy.

- Nie dzisiaj Lou... pogadamy o tym jutro. – Westchnęłam zerkając przy tym na chłopaka, który wydawał się również zmieszany całą tą sytuacją. Czuję jakby wszyscy wiedzieli o czymś czego nie mogę wiedzieć, przynajmniej nie teraz. 

Minęły jakieś dwie godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim i nie wróciliśmy do wcześniejszej sprawy. W pewnym momencie Jake wstał.

- Dziękuję za kolację, miło było panią poznać – Kobieta uśmiechnęła się pokazując przy tym swoje dołeczki. – Może mógłbym na chwilę porwać córkę?

- Jeśli będzie chciała...- Uśmiechnęłam się, wstałam i zasunęłam krzesło. Wyszłam z chłopakiem przed dom, gdzie stał czarny Jeep.

Jedziemy już tak z dobre pół godziny. Rozmawiamy o wielu rzeczach a tak naprawdę nawet nie wiem gdzie mnie zabiera. Co jakiś czas spoglądam na jego skupioną twarz kierowcy. W świetle księżyca jego włosy już nie przypominają miedzianych, są o wiele bardziej ciemniejsze, brunatne.

- Pewnie zastanawiasz się, dokąd zmierzamy?- Przytaknęłam. – Pokaże ci pewne miejsce. – Uśmiechnął się i zmieniając bieg otarł dłonią o moją nogę. Zarumieniłam się nawet, jeżeli wiedziałam, że było to przypadkowe otarcie. – Za chwilę będziemy na miejscu.- Jechaliśmy właśnie leśną ścieżką, na której końcu znajdowało się przepiękne jezioro. Było tak pięknie. Zatrzymaliśmy się. – Jesteśmy na miejscu.

- Jeszcze nigdy nie byłam w tej okolicy a mieszkam tu od... zawsze. – Powiedziałam wychodząc z auta i udając się za chłopakiem.

- Podoba się?

- Tak, bardzo. – Usiedliśmy na piasku.– Mam pytanie... wiesz, o co chodziło wtedy przy kolacji?- Chłopak zmarszczył czoło.

- Nie, ale również zastanawiam się, o co chodziło wtedy mojej matce.

Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakiś czas dopóki Jake nie stwierdził, że ma ochotę się pokąpać. Zdjął bluzę, którą założył zanim wyszliśmy. Położył ją na piasku i zabrał się za zdjęcie butów.

- A księżniczka, co? Chce abym sam pływał? – Uśmiechnął się szeroko i podał mi rękę. Zdjęłam trampki i wstałam przy jej pomocy. Chłopak szybkim krokiem wszedł do wody i czekał aż ja to zrobię. Powoli zbliżyłam się do brzegu. Jake zaśmiał się i chwilę później stał przede mną. Podniósł mnie i szedł tak jakąś chwilę. – Gotowa? – Złapałam go mocniej i wtedy znaleźliśmy się pod wodą. Czułam jak ręką zdejmuję mi moją gumkę, która odpowiada za stan mojego warkocza. Po wyjściu na powierzchnię zakaszlałam. Chłopak zabrał mnie bliżej brzegu i wtedy mnie postawił. Poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się. Pogoda była idealna tak samo jak woda.

- A co jeśli księżniczka pochlapie panicza? – Zaśmiałam się i wtedy zaczęła się wojna. Jake nie dawał za wygraną. Jasne było, że wygra, postanowiłam jednak nie poddawać się tak szybko. W pewnym momencie zanurkowałam, szybko odpłynęłam gdzieś dalej i wyszłam na brzeg.

- Lou! – Słyszałam jak chłopak, co chwilę woła moje imię. Stanęłam tam gdzie wcześniej siedzieliśmy. Po którymś razie nurkowania zorientował się, że stoję. Patrzył na mnie przez kilka chwil i ruszył w moim kierunku. W tym momencie dziękowałam Bogu, że zabrałam czarną sukienkę i teraz nie widać, jakiego koloru jest moja bielizna. – Ty... ja myślałem... nie rób tak już więcej.- Westchnął.

- Przepraszam... pozwolę ci za to myśleć, że wygrałeś ze mną.

- Dziękuję, nie wiem, co powiedzieć- Roześmiałam się. Usiedliśmy na wcześniejszym miejscu i rozmawialiśmy jakiś czas. – Chyba pora już się zbierać.- Wstaliśmy i wtedy okrył mnie swoją bluzą. Zabrałam buty i wsiadłam do auta. Droga powrotna była naprawdę przyjemna. Dawno nie czułam się tak jak dzisiaj. – Cześć Lou.

- Cześć. – Wysiadłam i pokiwałam chłopakowi, który właśnie odjeżdżał.

Weszłam do domu. Ruszyłam w kierunku salonu i zatrzymałam się.

- Myślisz, że tak nagle możesz wszystko zepsuć?!... Przestań!... Nie pozwolę ci na to!- Kobieta rozłączyła się po czy rzuciła telefon na fotel.

- Mamo?- Spojrzała na mnie. – Co się...

- Błagam cię... nie teraz... idź do swojego pokoju. 

Nadzieja nigdy nie umieraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz