Rozdział XI - Ten uśmiech

522 54 10
                                    

Siedziałem przy jego łóżku cały pozostały wieczór, noc i następny dzień. Trzymałem go za dłoń, całą w bandażu i patrzyłem na niego. Kiedy się ruszał - przykrywałem go kołdrą, czasami całowałem, przytulałem głowę do jego ramienia. Nie byłem w tym momencie w stanie cokolwiek zrobić. Łaska dopiero dochodziła do siebie, Ana zrobiła wszystko co mogła. Wszyscy przeżyli, jednak on był w najgorszym stanie. To wszystko było winą Jacka. To on jest za to odpowiedzialny. Teraz nie wiadomo było, czy Jessie przeżyje. 
- Jak umrzesz zejdę po ciebie do samego piekła, znajdę cię i skopię ci dupę za zostawienie mnie  - rzuciłem, patrząc na niego. Zwilżyłem mu wargi ręcznikiem i pogłaskałem po jego rozwalonych włosach. - Zobaczysz - mruknąłem. - Ale nawet nie próbuj umierać. Już raz cię straciłem, nie chcę więcej, słyszysz, baka? - zapytałem, przytulając swoje czoło do jego ramienia. Kolejny raz poprawiłem mu kołdrę, a zaraz usłyszałem, że ktoś wszedł do środka. 
Łaska nieco utykała. Jednak widać było na jej twarzy ładny uśmiech. 
- Hej - mruknęła, podchodząc do łóżka Jessie'ego. - Zmienię mu kroplówkę i zmienię bandaże, pomożesz mi, prawda? - zapytała. - Hanzo, nie czynię cudów... przynajmniej nie zawsze - powiedziała z uśmiechem. - Zrobię wszystko, co mogę, a jeżeli zdążę to go wskrzeszę. Nie musisz się o nic martwić - mruknęła i pogłaskała mojego faceta po metalowej ręce. 
Przez kolejną godzinę zmienialiśmy mu bandaże na nogach, brzuchu i głowie. Potem podała mu inną kroplówkę i tak jej wizyta się skończyła. Wyszła, mówiąc, że zajmie się jeszcze Jackiem i wróci, żebym przynajmniej nie siedział sam. 
Po pół godzinie znalazła się też Fara, podkładająca mi jedzenie pod nos. Jednak nie miałem apetytu, a tym bardziej nie chciałem odchodzić od Mcree'ego. Nie teraz, kiedy on mnie potrzebował. Ktoś musiał przy nim być. A zwłaszcza ja musiałem. Był mój, ja byłem jego. I tak miało być już zawsze. A teraz, kiedy nie wiedziałem, czy on kiedykolwiek się obudzi, być może musiałem zmienić plany. 
- Hanzo, musisz coś jeść - powiedziała, patrząc na mnie. - Nawet zupę, cokolwiek. Jak myślisz, że Mccree będzie zadowolony z tego, że nic nie jadłeś, to grubo się mylisz - powiedziała i westchnęła, kładąc tackę z jedzeniem na stolik obok łóżka mojego faceta. 
- Dobra, zjem - mruknąłem bardziej po to, żeby się odczepiła. Sięgnąłem po miskę i wziąłem do ręki łyżkę. Zacząłem jeść. 
Mój facet nie obudził się. Przez trzy dni siedziałem obok niego, patrzyłem i głaskałem. Dbałem o niego jak tylko mogłem. Łaska, Ana i Lucio robili co mogli, jednak chłopak mimo oddychania nic innego nie robił. Wpadł w jakąś śpiączkę, czy coś w tym rodzaju. A ja już miałem dość płakania przy jego łóżku, dlatego postanowiłem odpocząć, ćwicząc w sali. 
Wszedł też wtedy do mnie Jack. Najpierw usiadł na ławce i przyglądał się, jak strzelam. Dopiero po chwili westchnął i spojrzał prawdziwie na mnie.
- Przepraszam, Hanzo - powiedział cicho. - Naprawdę nie wiedziałem, że to tak się...
- Zamknij się, nikt się ciebie nie pytał o zdanie - powiedziałem od razu. - I to nie mnie powinieneś przepraszać, tylko Jessie'ego. To on ryzykował życie dla twojego kochanka - mruknąłem, naciągając łuk jak tylko można było. Puściłem strzałę, a ta wbiła się w tarczę po samą lotkę. - To on teraz leży i nie jest w stanie nic zrobić. Nie ty, nie ja. Tylko on.
- Ja nie sądziłem, że tak się stanie!
- A co mnie to interesuje, Jack? Dobrze wiedziałeś, że to samobójcza misja. Mnie Wdowa też prawie zabiła. Ty masz kilka siniaków, ja ranę na nodze. Ty dalej będziesz się rżnąć ze Żniwiarzem, a ja mogę stracić osobę, którą kocham. Kto na tym wyszedł lepiej? - zapytałem kpiąco. - Wyjdź stąd. Nie chce mi się z tobą gadać - mruknąłem. 
A on wstał z ławki i wyszedł, tak jak poprosiłem. To aż dziwne, ale... Nie byłem w stanie nic zrobić. 
- Hanzo! - wbiegła do środka Łaska. - Obudził się - powiedziała, a ja tak, jak stałem rzuciłem łuk na podłogę i wybiegłem z sali, prosto do lecznicy. Gdzie Jessie siedział na swoim łóżku, z wywalonymi do przodu nogami. I patrzył na mnie tym swoim ciepłym uśmiechem. Tym moim uśmiechem, który tak bardzo kochałem. 

Mchanzo - Smok i RozjemcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz