Rozdział XVIII - Nazywam się Efi

412 31 16
                                    

 - Ale jesteś pewna? - zapytałem Łaski, leżąc na stole. - Równie dobrze mogłabyś założyć po prostu opatrunek, zamiast bawić się tą swoją nową technologią. Przecież to tylko rozcięcie... - mruknąłem, nie będąc pewnym, czy mam jej ufać. 
Jakąś godzinę temu mój facet uznał, że będzie to bardzo mądre, żeby po butelce sake pójść ćwiczyć. Oczywiście w międzyczasie wypiliśmy kolejną i teraz naprawdę ciężko było mi myśleć trzeźwo. A ten idiota zaczął wymachiwać moimi strzałami, a gdy chciałem mu ją zabrać, drasnął mnie w brzuch. No... może nie drasnął, bo rana była dość szeroka, ale niezbyt głęboka, więc specjalnie się nie przejmowałem, a to Jessie wpadł  w prawdziwy szok i lament. Siedział obok i ze łzami w oczach, trzymając mnie za rękę, powtarzał, że jest idiotą i ja ja mogę go kochać. Jakoś kocham. I nie mam zamiaru przestawać.
- No leż spokojnie, przecież nie zrobię ci krzywdy - mruknęła, biorąc strzykawkę do ręki. Małe kropelki zaczęły spadać na moją ranę, a ta momentalnie się goić. Chyba cała nasza trójka była zaskoczona. - O boże... Udało się - rzuciła, żeby zaraz zacząć praktycznie latać po pokoju. - Udało się! Udało się! Boże, tak!
- Może chodźmy, co? - mruknąłem do Mccree'ego, a zraz uśmiechnąłem się do nadal skaczącej ze szczęścia Łaski. 
- Czeeekaj, daj się jej pocieszyć. Siedziała nad tym od pół roku i wszystkie próby dotychczas były porażkami. A teraz... Okazuje się, że dalej jest genialna. Wiesz, bała się, że od czasu, kiedy Overwatch się skończył, nie byłaby w stanie wymyślić niczego. Ostatnie sześć lat siedziała dzień w dzień w różnych laboratoriach i nic jej to nie przynosiło. Tylko non stop słyszała, że jej kariera już dawno się skończyła, a teraz? Widziałeś coś takiego? Nawet jej wiązka do uleczenia potrzebowała czasu.  A to... to rewolucja - mruknął mój facet, a ja patrzyłem cały czas na Mercy z szerokim uśmiechem. Miał rację. Była genialna. 
- Okay, Angela, widzimy się na obiedzie? - mruknąłem i wstałem z łóżka, czując się jeszcze lepiej, niż wcześniej. Cholera, to naprawdę świetnie działało. 
- Tak, tak, jak zobaczycie gdzieś Zarię, zawołajcie ją dobrze? Miała się siłować z Reinhardtem na rękę, nie wiem, czy nie stchórzył - powiedziała, z pięknym uśmiechem od ucha do ucha. A my wyszliśmy na korytarz. 
Kiedy weszliśmy do jadali, Rein właśnie trzymał dłoń Zarii w żelaznym uścisku. Obydwoje napięli wszystkie swoje mięśnie, trzęśli się i pocili. Widać, że żadne z nich nie chciało w żaden sposób odpuścić. Usiadłem przy barze, a Mccree podał mi wodę. Uśmiechnąłem się, cmoknąłem go krótko i oglądałem przedstawienie...
... A przynajmniej do momentu, kiedy wszedł Morrison,  uśmiechający się szeroko. 
- Hej! - wykrzyczał, a siłacze momentalnie puścili uścisk. Remis. - Zwołajcie wszystkich do sali narad za dziesięć minut, muszę wam kogoś przedstawić - powiedział z uśmiechem i westchnął ciężko, żeby zaraz uśmiechnąć się do mnie. Odpowiedziałem mu tym samym, a zaraz wszyscy znaleźliśmy się w umówionym miejscu. 
- Okay, więc skoro jesteśmy już wszyscy, chciałbym, żebyście poznali Efi i Orisę - powiedział z uśmiechem, drzwi się otworzyły, a do środka wszedł robot na czterech nogach, przypominający konia, niosący dziecko. Dosłownie dziecko, bo dziewczynka miała może z 12 czy 13 lat. 
- No więc... Nazywam się Efi, a to moja Orisa. Zbudowałam ją dwa lata temu, jako system obronny mojego miasta. Słyszałam dużo o Overwatch i jestem pod prawdziwym wrażeniem waszej organizacji. Jest mi bardzo miło, że mogłam do was dołączyć! - powiedziała z uśmiechem, a ja spojrzałem na robota. - Orisa, mogłabyś? - zapytała, a jej koń wystrzelił tarczę, która pojawiła się przed nimi, chroniąc dziewczynkę. Zaraz zrobiła się złota, jakby miała na sobie jakąś powłokę, a chwilę później postawiła śmieszne, małe urządzenie, mające boostować wszystkich nas. Uśmiechnąłem się na to, a Torb, Morrison, Zenyatta i o dziwo nawet Genji zaczęli dopytywać o wszystko - o jej rodzinę, zdolności, technologię, którą Efi opanowała. Wszystko. 
Jednak w końcu zebranie się skończyło, a my wróciliśmy do jadali, aby w końcu coś zjeść. I wszyscy, ale to wszyscy, przyjęliśmy te dwie jakby nie dołączyły dzisiaj, a były od dawna w organizacji. Inteligencji nie można było jej odmówić, tak samo jak poczucia humoru i widać, że zaaklimatyzowała się momentalnie. 

Mchanzo - Smok i RozjemcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz