8 🔪

724 35 18
                                    

Właśnie jedliśmy śniadanie. Siedziałam koło Offendera i Jacka. Naprzeciwko mnie siedział Jason, Który cały czas patrzył na moich sąsiadów.

Off cały czas gładził moją nogę, a ja sama opierałam się o Jacka.

Wzięłam ostatni kęs kanapki. Przepiłam wszystko herbatą.

- Cukierka Lory? - Zapytał Jack. Takie wymyślił mi przezwisko Lory. Nawet mi się podoba więc zgodziłam się by mnie tak nazywał.

- Jasne. Dzięki - powiedziałam j wzięłam jednego cukerka z galaretką. Ufałam Jackowi i wiedziałam, że ich nie otruł.

- Smakują? Wybrałem twoje ulubione smaki - powiedział.

- Pamiętałeś? Dzięki - uśmiechnęłam się i wzięłam jescze jednego cukierka nachylając się nad mężczyzną.

Poczułam jak Offender mocniej ściska moje kolano.

Wyprostowałam się i spojrzałam na niego nie wiedząc o co mu chodzi.

- Zaraz będę zadrosny - wyszeptał mi do ucha.

- Nie ty pierwszy - mruknęłam co usłyszał jednak nie wypytywał

Wstałam od stołu i wyszłam z domu. Podleciałam na dach domu i usiadłam tam. Obserwowałam niebo.

Chyba czas wracać do domu

Masz rację. Chyba już czas. Nie powinnam być tu tak długo. Za niedługo pełnia wtedy nie będę nad sobą panować.

Co jeśli zrobimy krzywdę Jackowi lub Offenderowi? Nie możemy do tego dopuścić. Musimy zniknąć.

Nagle ujrzałam jak coś z prędkością przebiega pomiędzy drzewami.

Podleciałam w tamto miejsce. Wystawiłam szpony i obejrzałam się. Ujrzałam ruch w krzaku.

- Wyjdź - powiedziałam.

Nagle wyszła dziwna garbata postać. Mogłabym policzyć jego kości. Był strasznie chudy.

- Kim jesteś? - zapytałam.

- Nie boisz się? Rake może cię zabić - powiedział ukazując szpony.

- Prędzej ja cie zabije. Jestem Dolor - powiedziałam.

- To o tobie mówił Slenderman - powiedział.

- Niewiem co ci mówił. Kim jesteś? - od tego zaczęła się nasza długa rozmowa. Rozmawialiśmy dwie godziny.

- Muszę już iść. Będą mnie szukać - odparłam wstając z gleby. - Do zobaczenia! - powiedziałam, a stwór znikł w krzakach.

Zaczęłam powoli kierować sie do rezydencji. Usłyszałam szelest.

To nie Rake.

Odwróciłam się. Ujrzałam jakiegoś mężczyznę, który stał i wyglądał jakby miał się rozpłakać.

Powoli wysunęłam szpony. Zaczęłam się zbliżać do sparaliżowanego strachem mężczyzny.

Skoczyłam na niego przewracając go.

- Błagam! Nikomu nie powiem! - krzyczał płacząc. Chyba cały las zbudził.

Postanowiłam, że go nie zabiję. Zostawie go na nasz weekend z Jackiem.

- Zamknij się, a będziesz żył. Przynajmniej na razie - odparłam i przejechałam szponem po jego żuchwie rozcinając ją.

- Błagam! Pomocy! - Krzyknął.

Zdenerwowałam się. Wzięłam kamyka i uderzyłam go w głowę z całej siły. Stracił przytomność.

Będzie żył.

Martwi głosu nie mają / Creepypasta StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz