6

1.3K 87 6
                                    

Wsłuchiwałam się  w przepiękne utwory i rozmyślałam o tym co robi moja rodzina. Zastanawiałam się  nawet czy ktoś  z wioski zastanawia się  gdzie jestem.  Czy Gaston... Mnie szuka... Wiem,  że on mnie kocha,  ale ja do niego nic nie czuję.  Miałam  cichą nadzieję,  że ktoś  przybędzie z odsieczą.  Chociaż mogli by utracić  życie... Przecież oni są nadnaturalnie silni. 
***
Odkąd Gaston dowiedział się o tym,  że  Shugda jest u jakieś  besti,  caly czas chodzi smutny i rozkojarzony... Muszę  coś  z tym zrobić.  Ppdeszlem do niego i zaczęłem śpiewać.  To mu zawsze poprawiało  chumor.
- Kurczę,  okropnie się  martwie Gaston,  żeś tak z dołował się  nam. 
Każdy  tu chciał by być  tobą Gaston.
Wezmę  twój żal chętnie sam.  Tu niema drugiego takiego jak ty.  Kochamy cię  wszyscy boś gość.  Jest w tobie coś,  jesteś  muzą tej wsi!  Każdy  wię, a jak nie... To jest łoś.
Zaśpiewałam i weszłem na ławkę.  Każdy w gospodzie podziwiał  mnie wzrokiem.  Gdy śpiewałem  odrazu tańczyłem i wygłupiałem się.
- Kto jest... Chłop jak Gaston.  Skaczę chop jak Gaston.  Czy ta szyja przeżyła gdy skręcił ją  cham.  To chodzące  wcielenie męskości...
- Boski Apollo to on- dołączyły się  do mnie trzy babki,  które  kochają  naszego Gastona,  ale on ich nie zauwarza.
- Pytaj śmiało każdego  z tych gości.  Z kim w drurzynie zwycięskiej dziś razem być  chcą?. 
Podszedłem do pijących przy barze mężczyzn.
- Kto ma...
- Cel jak Gaston! - Zaśpiewali
- Kto do...
- Serc jak Gaston
- Trafia do serc matek,  kochanek i żon. - dodałem i wskoczyłem  na puste krzesło
- No,  to prawda,  że  w wsi całej im podobam- zaśpiewał  siedzący  w swoim fotelu Gaston
- Chwała  niech tamten Gaston- zaśpiewali  wszyscy w gospodzie
- Od razu  mi lepiej już  dzięki le Fu- zaśpiewał  do mnie Gaston
- Tylko ty mój Gastonie masz takie IQ!
Przesada? - zapytałem  patrząc na niego
- Taa.. - stwierdził  i ruszył w tłum ludzi. 
- Kto ma... Wzrok jak Gaston,  zgasi knot jak Gaston- śpiewali  mieszkańcy  wsi,  a Gaston na ich slowa się  popisywał.  Zawsze tak robi...
- Kto w zapasach ugryzie nam zad tak jak on?
- Skradam się  kiedy jestem na łowach.  Gdy besti wytropie już  ślad.  To celuje pierw tam gdzie wątroba,  a potem prosto w zad- śpiewał  brunet
- Co za ból! - krzyknąłem kiedy rzucił  mnie widelcem.  Który trafił  w mój pośladek
- Mam to gdzieś. - stwierdził
- Kto ma... Spust jak Gaston. Kto ma mózg jak Gaston. - Śpiewały  kobiety
- Kto ma z ust taki spust śliny tak jak Gaston?
- Na odległość jak nikt umiem splunąć  flegmą... - zaśpiewał  i wykonał  to... Ta jak nic jego flegma poleciała  jak nic 5 metrów...
- Brawo Gaston!! - wykrzykneli luzdzie i zaczeli klaskać  i gwizdać  dla niego
- Gdy miałem 5 lat jadłem co dzień  6 jaj,  żeby  rosnąć i wielką  mieć dłoń... A dzisiaj  dzień w dzień  na 60 mam chęć.  Z tąd  mam rozmiar i siłę  jak słoń! - Gaston podniósł mnie i jeszczę  jedną  kobietę.
Teraz orkiestra się  rozkręciła.  Grali solo.  Gaston wszedł  na stół i zatańczył  prawie,  że  irlandzki taniec,  albo to coś  w stylu stepowania... Mniejsza o to.  Dołączyłem się  do niego tak jak inni.  Nastepnie chlopaki zrobili miejsce na pojedynek Gastona i jednego z mężczyzn.  Ich szpady stykały się  ze sobą... Gaston wygrał.  Tlum wiwatował.
- Kto jest!  - wykrzyknąłem
- Mistrz- dokończyli za mnie ludzie
- Jak Gaston - wskazałem  na niego
- Nasz mistrz! - Krzyknąłem
- Jak Gaston!
- Kto wiszuję na bis jak Gaston!  A gdzie mogę  tam wszędzie zostawiam rogi... - Zaśpiewał Gaston zmieniając  trochę  tępo
- Jeszcze go raz!.  Kto idolem jest nas?  On tu super jest men jak nie on, jak nie ten.  I kto fanek ma sto.  Kto no kto?  Tylko jeden wśród nas to prawdziwy jest on... - śpiewali wszyscy
- I go zwą  G A S T chyba jest jeszcze drugie T i właśnie naszło mnie,  że liter nie nauczyłem się   ich jakoś , oprucz a i O.... - zaspiewalem i rozłożyłem ręce  przed naszym myśliwym
- Gaston!!!... - Przedłużyli  wszyscy i skłonili się  ku niemu.
Zakończyliśmy  nasze dzikie densy i zdyszeni wróciliśmy do swoich zajęć.  Ja podszedłem do Gastona i oparłem  się  o  oparcie jego fotela przed kominkiem.
- Wiesz le Fu? - zaczął
- Co?
- Muszę  mieć  Shugde tylko dla siebie... Jej ojciec pokarzę  nam drogę  i w zamiam za to...
- Rozkarzesz mu, aby dał ci Shugde za żonę? - dopytałem i zrobiłem  duże  oczy
- Ojcu się  nie sprzeciwi... Skoro nie chcę  mnie z własnej woli to będzie  moja pod przymusem.  A potem przekonam ją  do siebie.  Za bardzo ją  kocham,  aby była  z kimś  innym- powiedział i zaczął iść  w stronę  drzwi.  Udałem się  za nim.
*Time skip*
Jechaliśmy  powozem w stronę  lasu.  Ja, Gaston i ojciec Shugdy...
- Mówię  wam ta bestia jest tam- Staruch wskazał na drogę  którą  już  z 5 razy przejeżdżaliśmy... Eh.. On nie ma o tym pojęcia.
- Maurycy!  To na pewno nie jest ta droga.  Czy aby napewno to ten las? - zapytałem
- Tak!  To nie daleko.
Kiedy kolejny raz zatrzymaliśmy się  przy rozwidleniu dróg
- W prawo!
Gaston nie wytrzymał. 
- Mam dość.  Znajdę  ją  bez twojej pomocy.  A gdy to zrobię  oddasz mi jej rękę - warknął i przywiązał  go do drzewa
- Co!?
- Gastonie czy to naprawdę  dobry pomysł? Tu są  wilki. - stwierdziłem
- Zamknij się!  Jutro tu wrócimy i zaczniemy poszukiwania.
***
- Shu,  Shu... Obudź  się
Chłopak otworzył  leniwie oczy.  Rozejrzał się  i znowu spojrzał wprost w moje oczy
- Głodna  jestem... - powiedziałam i zwróciłam mu słuchawkę,  którą mi wcześniej dał, abym mogła  z nim słuchać muzyki klasycznej.
- Tylko po to mnie obudziłaś?
- No tak- odpowiedziałam  nieśmiało.
Shu przyglądał  się  mi przez chwilę... Chwilę, którą przerwało burczenie w moim brzuchu...
- Dobra, chodź - powiedział i wstał  z miejsca.
Kiedy doszliśmy  do rezydencji,  byla właśnie  pora obiadowa... Ja to mam wyczucie.
- Już  myślałem, że  będziesz  ją  głodować  - powiedział  chyba Reiji
- Zamknij się - odpowiedział blondyn i usiadł  przy stole.
Ja usiadłam  między  nim a chłopakiem  z bialych włosach,  których końcówki były  różowe. To był  Subaru... Ten który rozwala ściany.
Zasiadłam do stołu i poczułam wzrok wszystkich na mojej osobie.  Spojrzałam na każdego po kolei,  a oni odwracali wzrok.  Po posiłku każdy  rozszedł się  w swoją  stronę.  Nawet Shu gdzieś  zniknął.  Zostałam  sama. 
W jadalni zaczęli pojawiać się  ludzie,  którzy posprzątali po posiłku.  Musi to być ich służba... 
- Ty jeszczę  tu? - zapytał  jeden z braci Shu... Po głosie poznałam  Ayato
- Tak...
- To nawet dobrze... Nie najadłem  się  wogóle - powiedział i zbliżył się  do mnie
- Zostaw mnie! - krzyknęłam i uciekłam  przed nim.
Jego oczy wypalaly we mnie dziurę...
- Co tak skaczesz? - zapytał i zaśmiał się
- Nie skaczę  tylko... Nie należy odwracać  się  do wroga tyłem
- Hahaha... Masz racje baka... Ale przez wielkim Ayato nie uciekniesz- powiedział i zmaterializował się  za mną.
Chwycił  mnie za nadgarstki i zbliżył  swoją  twarz do mojej szyi. Jesli mnie ugryzie... Shu się  wtedy wkurzy. 
- Proszę  przestań! - błagałam  wampira
- Blagaj wiecej.  Lubię  to! - warknął do mojego ucha.  Zadrżałam lekko ze strachu
- Shu się  wkurzy....
- Mi nic nie zrobi- czerwonowłosy polizał mi szyję.
- Jest silniejszy... Zabiję  cię  ,a potem mnie. - powiedziałam wystraszona.
Ayato prychnął i wbił we mnie swoje kły.  Poczułam się  słabo.  Powoli mdlałam w jego objęciach.  Miałam juz mroczki przed oczami.  Powieki robiły się  coraz cięższe... Muszę z tąd uciec.  Nie chcę  przeżywać  tak kolejnych dni.  Ja nie dam rady.  Oni są okropni.  Oni wszyscy... Shu mówił, że  jestem jego,  że  tylko on może  to robić... To czemu nie powstrzymał  Ayato... Tal jak wcześniej  Laito?  Przecież  wampirzy słuch jest lepszy od ludzkiego i zwierzęcego....
***
kiedy dziewczyna zemdlała,  pozwoliłem jej spaść na podłogę.  Oblizałem swoje usta i spojrzałem na nią.  Byla ładna.  Miała  dość  duże  melony,  ale i rak będzie  moją  deską. 
Kiedy już  się  na nią  na patrzyłem  odeszłem w stronę  pokoju gier w którym  ja , Kanato i Laito urządziliśmy sobię  zawody w bilarda. ***
Mój  brat Shu to prawdziwy idiota... Widziałem to jak Ayato pił krew Shugdy... Mi też  zachciało  się  pić,  ale się  powstrzymałem.  Kiedy ten cymbał odszedł  podszedłem do dziewczyny.  Wziąłem jej drobne ciało  na ręce i zaniosłem do jej pokoju. 
Gdybym mógł ją  wybrać... Inaczej bym z nią  postępował. 
Każda  dziewczyna,  ktora byla jego... Zginęła  przez utratę krwi.  Ten leń pozwalał nam pić z nich,  a kiedy to zrobiliśmy  nie karał  nas tylko je.  Z nią  będzie  tak samo.

Piękna I Bestia  | Diabolik Lovers |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz