Pogoda zrobiła się burzowa i nie długo trwało, jak z nieba spadła pierwsza kropla zimnego deszczu. Nie zapowiadało się na ulewę, jednak pogoda jest nie do przewidzenia i dziś też cię zaskoczyła. Wiatr porywał liście z drzew i droczył się z ludźmi, wyrywając im parasole z rąk.
Po szkole pobiegłaś wprost do domu, co jakiś czas chowając się przed mocnym deszczem, jednak to nie uratowało cię od zmoknięcia. Rodziców nie było od paru dni, ponieważ wyjechali na delegacje.
Przemoczona i zmarznięta marzyłaś tylko o jednym, cieplej kąpieli z dużą ilością piany.
Zostawiłaś torbę pod ścianą w salonie i udałaś się do łazienki. Fakt, że dziś był piątek, dodatkowo cię odprężał. Nim zauważyłaś, woda wystygła i teraz mroziła, niczym rozpuszczone kostki lodu.
Gdy stanęłaś w salonie z ręcznikiem na głowie, usłyszałaś jak tykanie zegara roznosi się echem. Odgłosy burzy dawały wrażenie agresywniejszych, a deszcz niczym katana, ciął wszystko na swojej drodze.
Światła lamp zamigotały kilka razy, po czym całkowicie zgasły. Pojedyncze błyskawice dawały odrobinę blasku, a ty wpatrywałaś się w ostrą burzę.
- To korki... Tak, to na pewno wybiło korki. - Powiedziałaś starając się uspokoić.
Macając wszystko dookoła, dostałaś się do szafki i wyjęłaś latarkę. Powoli ruszyłaś ku ciemnej i trochę przerażającej piwnicy. Schody zaprowadziły cię wprost w paszcze ciemności, gdzie burza wydawała się być bardzo słaba. Znalazłaś włącznik, jednak ku twemu zdumieniu, ktoś osobiście go wyłączył. Drżącymi rekami z zimna i lekkiego przerażenia, włączyłaś światło. Z zamiarem jak najszybszego wrócenia na gore, ruszyłaś w stronę schodów i błysku światła, jednak ktoś nagle zatkał ci usta ręką. Latarka wypadła ci z ręki, migocząc i wyłączając się, a ty zaczęłaś się szarpać. Napastnik był jednak silniejszy i nie dawał za wygraną. Gdy straciłaś resztkę siły, puścił cię i upadł na ziemie. Odskoczyłaś chwytając latarkę, a strumień światła, który się z niej wydobył, padła wprost na osobnika. Był to mężczyzna. Włosy miał krótkie i ciemne, odziany był w czarne kimono.
- H-halo...? Żyje pan? - Podeszłaś bliżej, by przyjrzeć się obcemu.
Odpowiedziała ci jedynie cisza. Gdy stałaś obok, zobaczyłaś jak jego ręka lekko drgnęła. Wystraszona, uderzyłaś go latarka w głowę, pozbawiając jego i rzecz przytomności. Teraz przynajmniej byłaś pewna, że się nie obudzi.
Zaniosłaś go na górę, używając do tego dużo siły. Nie wyglądał na ciężkiego, jednak nie warto oceniać książki po okładce.
***
Mężczyzna obudził się późno w nocy, a głowa dawała o sobie mocne znaki. W czasie, gdy on spal, zdążyłaś wszystko przygotować. Ubrania na zmianę, bandaże, ponieważ był zakrwawiony, jak i również patelnie. Tak dla bezpieczeństwa.
- Halo...? - Spytałaś, trzymając się na bezpieczna odległość.
Chłopak spojrzał na ciebie i wstał, jednak ból od razu przykuł go do łóżka.
- Jak się nazywasz? - Spytałaś.
Nastala cisza. Nie wiedział?
- Yato. - Odpowiedział po długiej ciszy. - A ty?
- [imię] - Odłożyłaś patelnie. - Co cię tu sprowadza?
- Nie wiem...
Znowu cisza wypełniła otoczenie. Wpatrywałaś się w jego mocno błękitne oczy, które skrywała zasłona z ciemnych kosmyków jego włosów.
- Wiec przebież się, a ja zrobię ci jakiś posiłek. - Zaproponowałaś, starając się przerwać cisze.
Tak wiec zrobił. Jednak nim pozbył się ubrania, spojrzał na ciebię uważnie. Zawstydzona faktem, że przez cały czas się w niego wpatrywałaś, uciekłaś do kuchni. Nie wyglądał na rannego... Wiec czyja to krew?
- Gdzie są twoi rodzice? - Spytał wchodząc do kuchni, gdy właśnie skończyłaś gotować.
Ciemny dres idealnie pasował do niego na długość. Nie wiadomo skąd, ale miał na szyi wielką chustę, która wyglądała trochę jak śliniak.
- Nie ma... - Odpowiedziałaś smutno.
- Nie żyją? - Spytał również zasmucony.
- Nie, nie. - Zdziwiła cię jego reakcja, jednak lekko się uśmiechnęłaś. - Wyjechali. Wrócą za tydzień... Może dwa.
- Rozumiem. - Uśmiechnął się ciepło.
Gdy podałaś mu ugotowane danie, zjadł całość ze smakiem i kilka dokładek. Może było ich dziesięć, albo piętnaście... Z uśmiechem zabrałaś talerz, by go sprzątnąć.
- Musiałeś być głodny. - Stwierdziłaś.
- I to bardzo! - Zaśmiał się.
Zaśmiałaś się razem z nim. Był dziwny, ale nie mogłaś narzekać na jego towarzystwo. Bardzo dobrze ci się z nim gadało, no i posmakowała mu twoja kuchnia.
- Pamiętasz coś z przeszłości? - Spytałaś nagle.
- To, że jestem bóstwem. - Powiedział dumnie.
- Ty? Bóstwem? - Zdziwiłaś się i to bardzo. - Nie wyglądasz na boga.
Yato złapał się za bluzę, w miejscu serca i wyglądał jakby właśnie przeżywał zawał.
- Yato, bóg do wynajęcia... - Powiedział z wielkim bólem, jakby te cztery słowa wymagały go wielkiego wysiłku.
- Ah, tak tak. Oczywiście. - Uśmiechnęłaś się, zastanawiając, czy nie za mocno dostał w głowę.