.8.

625 68 92
                                    

Poczułaś, jak jesteś ściskana. Otworzyłaś oczy i ujrzałaś radosną twarz Yato, który coraz mocniej cię ściskał, prawie łamiąc ci żebra. Zimne coś zapełzło pod twoją koszulkę, wprost na twoje gorące ciało, na co pisnęłaś, ogłuszając chłopaka. Szatyn obudził się nie wiedząc o co chodzi i widocznie był przerażony. 

- [imię]?! - Krzyknął, patrząc na ciebie, jakbyś zmieniła się co najmniej w strzygę.

- Yato?! - Twój głos chyba brzmiał tak samo, przynajmniej z twojej perspektywy.

Przywaliłaś mu, gdy zauważyłaś, że to zimne coś, to własnie jego ręka. Zaskoczył go ten cios, a krew aż trysnęła z jego nosa.

- Gdzie z łapami?! - Warknęłaś oburzona.

- Masz takie... - Przyglądał się twojemu ciału poniżej szyi.

- Zboczeniec! - Wybiegłaś czerwona.

Próbował za tobą krzyczeć, jednak ty nie reagowałaś. Jak on mógł?! Wiesz, że jest zboczeńcem, ale żeby aż tak?! Nie musiał cię przecież macać! 

Jak na złość wpadłaś na Kazume, który poprawił z dumą swoje okulary.

- Jak się czujesz, [imię]-san? - Spytał spokojnie, przypatrując ci się. 

- Dobrze... - Mruknęłaś, choć na usta cisnęło ci się: "domyśl się".

- Wracasz od Yato? - Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Obudził się.

- O tak, obudził się i jest chyba zdrów jak ryba. - Prychnęłaś, starając się powstrzymać emocje. - A teraz proszę wybaczyć, ale idę szykować mord. - Zarzuciłaś swymi włosami i poszłaś.

Czułaś wzrok Kazumy, który patrzył za tobą, zapewne z niezrozumieniem. I niech nie rozumie. Miałaś po prostu ostrego focha na tego gwałciciela. Twoja aura mówiła: "masz trzy sekundy na odsunięcie się, albo cię wykastruję". Wywnioskowałaś to z tego, iż wszyscy się odsuwali i dziwnie ta ciebie patrzyli. Mord trzeba przyszykować, nie przeszkadzać.

***

Siedziałaś w swoim pokoju, gdy nagle usłyszałaś, jak ktoś próbuje rozwalić ci drzwi. A nie, to tylko pukanie. 

- Jesteś tam? - Głos osoby, której imię zaczynało się na Y a kończyło na O, zawołał zza drzwi.

- Nie ma mnie! - Wręcz krzyknęłaś na niego.

- Mogę wejść? - Jego głos przycichł.

Milczałaś. Przecież powiedziałaś, że nikogo nie ma, więc po co chce wejść? Zapukał do drzwi, a ty bałaś się, że za chwilę zobaczysz jak ich kawałki latają po pokoju. Na szczęście wytrzymały.

- Obraziłaś się? - Spytał, wzdychając.

Wpatrywałaś się w sufit i myślałaś o tym, jaką by sobie dziś kolacje zrobić. Niestety ten bożek nie dawał ci nad tym za długo myśleć, gdyż krzyknął twe imię, doprowadzając cię do zawału. To się nigdy nie skończy i byłaś tego świadoma. Grzecznie czekałaś, aż ON przestanie walić w te drzwi. Niech się idzie popieprzyć z innymi. No bo czemu akurat twoje? Co z tego, że są z brzozy? W jego pokoju zrobione są z dębu i jakoś są ładniejsze... Nie rozumiałaś tego, choć jakoś tak dziwnie zaczęłaś shippować go z różnymi gatunkami drzew i porównałaś go do dzięcioła. 

Po jakiejś godzinie pukanie ucichło, a ty podeszłaś cicho do drzwi, nasłuchując. Cisza. Delikatnie je otworzyłaś, a na ciebie rzucił się Yato, szlochając.

- Kochaj mnie! - Zaszlochał. - Dlaczego mnie nie kochasz?! 

- Kocham, kocham. - Powiedziałaś niechętnie.

Jego waga przeciążyła was i z głośnym hukiem wylądowaliście na podłodze. Głowa Yato wylądowała na twojej klatce piersiowej, co mu się spodobało. 

- Gdzie z tym... Z tym czymś?! - Wskazałaś jego twarz i zakryłaś się rękami.

- Przypadek. - Yato zrobił minę zbitego psa.

- Nie sądzę... - Zmierzyłaś go wzrokiem i zauważyłaś, że nie posiada czegoś takiego jak koszulka. Ah, to ciałko. Nie ćpaj tyle, bo on uzależnia.

- Kochasz mnie? - Spytał nagle poważnie.

- Już to mówiłam. - Boleśnie pstryknęłaś go w czoło.

- Chce to usłyszeć jeszcze raz... - Rozmasował bolące miejsce.

- Kocham. - Westchnęłaś, by się opanować, a w twojej ręce szykował się już nóż.

- Wiesz... - Zawisł nad tobą, delikatnie trzymając twoje ręce przyciśnięte do podłogi. Wpatrywał się w ciebie, swoimi błękitnymi oczami. - Ja ciebie też kocham.

- Ha?

Powoli zbliżył się twarzą, do twojej twarzy, na co się zaczerwieniłaś. Ledwo wyczuwalnie dotknął swymi ustami twoich, jednak po chwili jego wargi bardziej przywarły. Były ciepłe, jak i jego ręce. Nie tak jak wcześniej. Poczerwieniałaś bardziej. Co to miało być?! Na chwilę oderwał się od twoich ust, tylko po to by spojrzeć na twoją czerwoną twarz i znów złączył wasze usta w długim pocałunku. 

Usłyszałaś, jak drzwi z głośnym trzaskiem otwierają się i ujrzałaś przerażającą twarz Kazumy, który patrzył na Yato. O, jak miło. Nie tylko ty chciałaś zabić tego faceta o zajebistych oczach i takim fajnym ciele. Nah, za dużo romansu. 

- Yato... - Kazuma poprawił swe okulary, które błysnęły w świetle.

Widać było, jak Yato cały się spina i dostaje dreszczy. Odskoczył od ciebie i wtedy zobaczyłaś Kofuku, która stała za Kazumą, a wraz z nią Daikoku i Bishamonet. Pozostała trójka była w szoku, jednak różowo włosa po chwili zaczęła robić zdjęcia i mówić, jaka to z was urocza parka.

- [imię]-san - Kazuma z powagą spojrzał na ciebie. - Pójdziesz ze mną.

Grzecznie wstałaś i otrzepałaś swoje ubranie. Daikoku uspokoił jakimś cudem Kofuku, która była niczym fanka jakiejś znanej grupy muzycznej. Poszłaś za brunetem, a Bishamonet, palacz i dzika fanka weszli do środka. Odeszliście dość daleko, jednak jakieś nieokreślone dźwięki dotarły nawet do was z twojego pokoju.

- Nie oglądaj się. - Kazuma powiedział, dostrzegając jak się obracasz.

Szłaś więc za nim, do puki się nagle nie zatrzymał, a ty na niego nie wpadłaś. Obrócił się w twoją stronę i nim zaczęłaś przepraszać, ten od razu zaczął mówić:

- On cię na prawdę kocha. Jest idiotą, ale cię kocha. - Powiedział coś oczywistego, po czym złapał oddech, by kontynuować. - Mam dla ciebie propozycję i to od ciebie zależy, czy ją przyjmiesz, czy też nie.

- Jaką? - Pełna powagi, spytałaś.

- Chciałabyś być jego bronią? 

God of warOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz